czwartek, 30 czerwca 2016

Odc. 20: Menage a trois, sometimes

Na wstępie przyznam, że wszystkie Wasze komentarze mocno mnie rozbawiły! Widzę, że bardzo liczyłyście na jakieś przełamanie w poprzednim odcinku, które „jak zwykle” nie nastąpiło :) Wybaczcie! Wszystko w swoim czasie.

No i w końcu jest. Odcinek skończony po wielu bataliach z pomysłami, które już dawno zagnieździły się w mojej głowie. To chyba najdłuższa część ze wszystkich (tak, wiem, że podobnie mówię o każdej publikowanej) ale są to właściwie dwie części zebrane w jedną. Uznałam, że dzielenie odcinka nie będzie miało sensu.

Co więcej; w tekście znajdziecie fragment „artykułu”. Wybaczcie, że zupełnie odbiega on od dziennikarskich standardów, ale miało to swój cel :)

Zupełnie zaskoczyłyście mnie ilością i treścią komentarzy pod ostatnim odcinkiem, wow! No i widzę nowe nicki, co również bardzo mnie cieszy <3

~ Małgosia Latoch: Dziś to ja stawiam szampana na stół! :D
~ Mrs. Ratliff: „już się bałam, że Adaś zobaczy te zdjęcia i powiedzmy… „po niespodziance” prawie obudziłam sąsiadów moim śmiechem :D Spokojnie, też lubię trzymać niespodzianki na specjalne okazje, więc emocje będą dawkowane! Cieszy mnie, że przebrnęłaś przez Klatkę :) Uważasz, że Tommy ma ciężko? Hmm, mam chyba jakąś skłonność do dokuczania mu w moich tekstach :)  
GlamtasticGirl:  Adam bogatym biznesmenem? Och, kochana, nawet nie przyszło mi to na myśl! :D Z Maxem i barem jeszcze się nie rozstajemy, ale wszystko ma swój powód. Obiecuję nie przynudzać!
Anonimowy: Ojej, co za piękne słowa! To ja dziękuję, że Ty jako czytelnik poświęcasz swój czas na pozostawienie po sobie komentarza, myśli i odczuć. Niesamowicie mnie cieszy myśl, że moje teksty mogą wzbudzać emocje :)
Ey Sylvia: Widzę twój nick po raz pierwszy, więc zgaduję, że nie miałam jeszcze okazji Cię przywitać :)
GlamGirl17: Ja myślę, że w końcu coś między nimi będzie i to nawet prędzej niż później :) Trzymaj się!
Marta Rothe: Postaram się, by każdy odcinek dostarczał właściwą dawkę emocji :)
Perfuny: Dziękuję za miłe słowa!



20. Menage a trois, sometimes



Czy jesteśmy przyjaciółmi? Cóż, tak sądziłem. Przynajmniej do tej pory. Czym miałem usprawiedliwiać nasze długie rozmowy i równie długie godziny wspólnego milczenia, gdy zasypialiśmy zachwyceni blaskiem kalifornijskiego księżyca? Szum fal rozbijających się o betonowy mur mógł utulić nas do snu, gdyby nie leniwe nawoływanie wiecznie rozbudzonego miasta. Nawet przez chwilę zagubiłem się w twoich oczach, gdy z fascynacją opowiadałeś o Moulin Rouge, o palmach ciągnących się przed twoim domem w Burbanku. Równie dobrze mógłbyś mówić o kryzysie naftowym czy strajku robotników w Wenezueli. Obawiam się, że nawet wtedy nie straciłbym zachwytu nad tonem twojego głosu.
Choć zdarzało się, że uciekałeś w miejsca, których nie znałem, twoje ręce zawsze zanurzały się w moim świecie gdzieś na krańcu wyobraźni; mam w głowie obraz palców tańczących na klawiszach fortepianu, czy dłoni, które wiernie zaciskały się wokół drobnego tomu poezji, który sobie przywłaszczyłeś.

Dźwięk kobiecego śmiechu oderwał go od przemyśleń. Adam spojrzał w kierunku Vanessy, wymieniającej wiadomości z Brooke. Zastygł w bezruchu, rozpamiętując wydarzenia minionych dni i godzin. Bałagan, który wydarzył się w jego życiu wraz z pojawieniem się w nim Tommy’ego zaczynał być coraz bardziej niepokojący.

***

Próby trwały od samego rana. Niektóre pary trenowały własne kwestie; Terrance wraz z grupą tancerzy odgrywali układy na środku sceny, a główni aktorzy zajęli miejsca w pierwszym rzędzie, rozgrzewając swoje głosy.
Tommy siedział w samym końcu sceny, skąpany w cieniu, trzymając na kolanach keyboard. Leniwie sunął palcami po wybranych klawiszach, drugą ręką pisząc wiadomość do Neila. Zniecierpliwiony chłopak w końcu zadzwonił do Ratliffa, który bez przejęcia odebrał telefon.
- No cześć – Przywitał się – I jak z tym Bradem?
Tommy wyłączył instrument, nieporadnie zsuwając go ze swoich kolan – Wyjechał kilka dni temu. Nie zdążyłem go poznać.
- Ale co chciał od Adama?
- Nie wiem. Żeby się z nim spotkał, umówił, wrócił do niego. Nie mam pojęcia.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Tommy odsunął telefon od ucha, upewniając się, że połączenie nie zostało zerwane.
- Neil?
- Jak to, do jasnej cholery, wrócić do niego? Kim jest ten cały Brad? Dlaczego dowiaduję się o istnieniu tego gościa od ciebie?
Ratliff przełknął ślinę, czując, jak wzdłuż jego przełyku spływa ognista kula. Nerwowo zastukał piętą w drewniane deski sceny.
- Źle usłyszałeś. Powiedziałem wrócił do Diego. Do miasta.
Chłopak ponownie zamilknął, po czym westchnął cicho. – Okej. Wiesz coś więcej? Niepokoi mnie to.
- Nie wiem nic poza tym. – Skłamał Tommy, licząc, że Neil odpuści – Tak jak wspomniałem, sam chciałem się dowiedzieć czegoś więcej. Muszę kończyć, bo twój brat właśnie wchodzi do naszej sali. Nie będzie szczęśliwy, kiedy dowie się, że plotkujemy za jego plecami.
- Jasne. Trzymaj się, jesteśmy w kontakcie. – Rzekł Neil, zrywając połączenie.
Tommy wsunął telefon do kieszeni dżinsowej kurtki, po czym podniósł wzrok, spoglądając w kierunku Lamberta, który spiesznie zmierzał w ich kierunku. Wyrzucił w górę pięść, w której ściskał zwinięty rulon gazety. Na jego twarzy malował się najszerszy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć.
- Mamy rubrykę w New York Times! – Niemal wykrzyczał, rozkładając gazetę na scenie i tuż po chwili wokół niego zebrał się cały zespół, zadający tuziny pytań.
- O rany, napisali o nas w NYT, o boże, o boże  – Mówił ze zdenerwowaniem Adam, podnosząc wzrok – Telefony urywają się od rana. Sprzedałem ze dwadzieścia rezerwacji w przeciągu ostatnich dwóch godzin. My nawet nie zaczęliśmy grać! – Wycedził, próbując opanować przyspieszony oddech.
- Daj mi to. – Powiedział Terrance, zabierając gazetę sprzed twarzy Adama, który nie był w stanie złożyć choćby jednego sensownego zdania.
- No dalej! – Zawołała Vanessa, przeciskając się przez zebranych w wąskim gronie tancerzy.
Spencer zmarszczył brwi, po czym prędko zaczął czytać.
- To miejsce sprawi, że pokochacie Brooklyn na nowo – Przeczytał nagłówek, a pośród zespołu rozeszły się echa zachwytu – Bert’s Theatre to najciekawsze miejsce na mapie wschodniego Brooklynu. Zostało przejęte przez grupę aspirujących, młodych artystów, którzy wkładają całe swoje serce w marzenia, mające zaprowadzić ich na Broadway. Dyrektor nieformalnego zespołu – Terrance podniósł wzrok w kierunku bruneta – Adam Lambert, który spełnia rolę reżysera, scenopisarza oraz pokrzepiającego mentora ma zaledwie dwadzieścia trzy lata, a wystawił w swoim teatrze dwie autorskie sztuki. Obecnie trwają przygotowania do dzieła, które ma przynieść nową sławę i świetność Bert’s Theatre. Tegoroczna premiera to obecnie najgorętszy temat wśród nowojorskich krytyków. Ich ciekawość podsyca dodatkowy fakt: obiekt oficjalnie przeznaczony jest do rozbiórki. Czy Dzwonnik z Notre Dame zdąży zabić w dzwony na czas?
- Jak mogłeś to przed nami ukryć! – Zawołała Vanessa, niedowierzając własnym uszom. Przechwyciła gazetę z rąk tancerza, wczytując się w każde słowo.
- Ja nie. Jezu, nie. Nie wysyłałem żadnych próśb o notki prasowe. Nie mam z tym nic wspólnego! – Zawołał Adam, okrążając pojedyncze krzesło. Wplątał palce w swoje włosy – Musimy przyspieszyć premierę. Brooke, wybrałaś już materiały? – Spytał, gdy jego telefon rozbrzmiał ponownie. Wszyscy zamilkli, wpatrując się wyczekująco w Lamberta, który odebrał połączenie.
- Halo? Tak, zgadza się. – Powiedział, a po tym nastąpiła dłuższa chwila ciszy, która wzmagała napięcie. Przez wyraz twarzy Adama przewijało się multum emocji; od szoku, zdenerwowania po radość i niedowierzanie. Rozmowa trwała zaledwie trzy minuty. Kiedy się pożegnał i opuścił rękę, zdołał wycedzić zaledwie kilka słów.
- Mamy wsparcie anonimowego sponsora. Dostarczy nam szyny i wózki pociągowe do kurtyn.
Wrzawa która zapanowała na scenie sprawiła, że Tommy na moment stracił słuch. Serce w jego piersi biło jak oszalałe i choć przepełniała go radość, nie potrafił się choćby uśmiechnąć. Wstał z miejsca, powoli zmierzając w kierunku Lamberta, który siedział w tym momencie na fotelu z twarzą schowaną w dłoniach. Ratliff zszedł po schodach, ignorując nawoływania dochodzące zza pleców i podszedł do bruneta, kucając tuż przed nim. Oparł dłonie o jego kolana i uśmiechnął się, gdy para oczu w końcu spotkała z nim swój wzrok.
- Mamy szansę, Tommy. W końcu mamy szansę. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, kręcąc głową.
Ratliff nie odpowiedział. Uśmiechnął się łagodnie, wstając i biorąc Adama w objęcia. Opuszki palców Lamberta łagodnie gładziły jego plecy i to była jedna z tych chwil, w których zapominał, kim naprawdę był.
Uśmiech Adama był cenniejszy niż najszczersze złoto.

***

Kiedy zegar wskazał dwudziestą drugą dziesięć, Tommy opuścił swój pokój, pragnąc za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z Adamem. Niestety; jedyna droga do wyjścia prowadziła przez salę główną, która w tej chwili zajęta była przez znaczną część zespołu pijącą tanie trunki i zajadającą się niezdrowymi przekąskami. Choć Lambert dwukrotnie zapraszał Ratliffa do dołączenia i świętowania wraz z resztą, Tommy zbył go żartobliwie, zasłaniając się zmęczeniem.
I tak; był zmęczony, lecz wystarczająco rozbudzony by wyjść do klubu i spędzić tam całą noc. Wiedział, że i tak nie miał lepszej alternatywy.
Kiedy opuścił pokój i trzymając się blisko ściany odetchnął, nie dostrzegając Lamberta w zasięgu swojego wzroku, przyspieszył kroku. Szybko wyszedł na zewnątrz, oglądając się za siebie.
- Rodzice nie ścigali cię za wymykanie się po zmroku, Thompson?
Tommy zacisnął powieki, po czym westchnął głośno. Spojrzał w kierunku niebieskich oczu, uważnie mu się przypatrujących.
- Wiem, że masz dziś zmianę. Terrance rozmawiał z waszym wspólnym kumplem. Mogę się dziś pojawić w twojej obecności.
- Powinieneś świętować ze swoim zespołem. Ze mną nie spotka cię nic szczególnego – Powiedział Ratliff, przechodząc przez bramę. Adam ruszył za nim.
- Zamierzasz mnie ignorować? – Spytał głos zza pleców Ratliffa i sprawił, że blondyn momentalnie się zatrzymał. Odwrócił się, kręcąc głową.
- Nie odnajdziesz się w tym miejscu. Wierz mi – Rzekł, zaciskając palce na pasku swojej torby.
Adam mruknął coś niezrozumiałego, po czym ruszył przed siebie – Uważasz, że nie lubię się dobrze bawić?
- Okej. Posłuchaj mnie uważnie. – Rzekł Tommy, ściągając Adama na bok, by uniknąć wzbudzania sensacji pośród pojedynczych przechodniów – Wyjaśnię ci jedną rzecz – Powiedział cicho, ale konkretnie, mierząc w Lamberta palcem – W klubie pracuje wiele prostytutek.
Adam uniósł brwi, nie odzywając się ani słowem. Założył ręce na piersi, po czym ostatecznie wzruszył ramionami.
- Aha? – Mruknął – Prostytutek  - Powtórzył.
- Tak. Męskich. – Rzekł Tommy, oglądając się za siebie.
- Rozumiem. – Odparł Adam, a w jego głosie rozbrzmiała ignorancja.
- Nieletnich.
- Co?
- Nieletnich. Szesnastoletnich, na przykład. I są narkotyki. Dużo narkotyków.
Adam uśmiechnął się pod nosem – I te nieletnie prostytutki rysują na stole mapę Pensylwanii z kokainy. Thompson, nie wiem co jeszcze jesteś w stanie powiedzieć, by odwieść mnie od pomysłu spędzenia tej nocy z tobą, ale nie uda ci się.
Tommy pokręcił głową. Wskazał na taksówkę, która zatrzymała się przy krawężniku. Nie miał zbyt wiele do stracenia; jedynie dwie, krótkie sesje w ciemnym pokoju, które zasiliłyby go o kolejne dwieście dolarów.
- Wchodzisz na własną odpowiedzialność. Zgoda?
Lambert uśmiechnął się łagodnie, po czym otworzył drzwi żółtego samochodu, zapraszając chłopaka skinieniem głowy.

***

- Po prostu… po prostu nie odchodź od baru. – Powiedział Tommy, przebijając się przez tańczący tłum – I nie przyznawaj się, że mnie znasz. Myślę, że wiele osób stąd kojarzy moją niechlubną, sieciową karierę i wolę, by nikt nie dotarł do mojego prawdziwego nazwiska. Zwracaj się tylko poprzez pseudonim. – Rzekł, trzymając dłoń Adama, by zaprowadzić go we właściwym kierunku. Wszedł za bar, witając się z drugim mężczyzną, po czym oparł dłonie o czarny blat, pochylając się w kierunku siadającego przed nim Lamberta.
- Chyba żartujesz. Nie będę zwracał się do ciebie w ten sposób. – Rzekł Adam, siadając na wysokim krześle.
- W takim razie znajdź alternatywę. Co lubisz? – Spytał, wskazując na półkę za sobą. Pociągnął wąskie rękawy koszuli, wygładzając przy tym jej materiał.
- Cokolwiek. Nie piję zbyt często, nie znam się. – Odparł Adam, opierając łokcie o blat. Rozejrzał się bezpiecznie dookoła, kiedy Tommy poświęcił uwagę wysokiej szklance, która stopniowo zaczęła się napełniać.
Ratliff zwrócił w kierunku bruneta swój wzrok i przeklął w myślach. Średnio jeden na dziesięciu facetów, którzy zatrzymywali się przy barze na dłużej, składało mniej lub bardziej zachęcającą propozycję na spędzenie dalszej reszty wieczoru. Tommy w tej chwili uznał, że niemiałby nic przeciwko, gdyby Adam był jego średnią statystyczną. Pomimo że zupełnie nie pasował do otoczenia, nadal pozostawał najgorętszym facetem w całym klubie.
- Daiquiri. – Rzekł, wysuwając w kierunku Adama dłoń ze szklanką. Lambert kiwnął głową, spoglądając za siebie.
- Sporo tu dzieciaków. – Rzekł w końcu – Ja w ich wieku siedziałem z nosem w książkach.
- Cóż, widocznie niewiele się zmieniło od tamtego czasu. Uprzedzałem cię. – Odparł, przyjmując zamówienie na dwie szklanki piwa, które zaczął napełniać.
Adam cały czas przypatrywał się dwójce młodych chłopaków, siedzących na kanapie w towarzystwie znacznie starszego mężczyzny. Odwrócił wzrok w kierunku blondyna, który wymienił kilka uśmiechów z klientem.
- Żartowałeś. Prawda? – Spytał, krzyżując palce obu dłoni. Ratliff bez głębszego zastanowienia przecząco pokręcił głową, opierając łokcie o blat, by zbliżyć swoją twarz do twarzy Lamberta.
- Do jasnej cholery, Joe, czy ty do reszty postradałeś zmysły? – Wyszeptał Adam, pochylając się nad ladą – Wiesz co ci grozi za siedzenie w tym miejscu?
Ratliff wzruszył ramionami – Spokojnie. Odłożę trochę pieniędzy i znikam stąd. Jak sam zauważyłeś, należę do wąskiego grona emerytów.
- Mimo tego jesteś przyzwoitym towarem. Mógłbyś kręcić się przy suwaku i zarobić jednej nocy niż my wszyscy razem wzięci. – Zażartował drugi z barmanów, na co Adam uśmiechnął się pod nosem.
- Suwak? - Przeniósł wzrok na Ratliffa, wyciągając rękę w kierunku kołnierzyka jego koszuli. Spojrzał w czekoladowe oczy, iskrzące się w tej chwili ferią kolorów.
- Tak nazywamy kabinę do tańca. Spokojnie, jest w innej części budynku, do której się nie zbliżam. - Blondyn mrugnął w kierunku Adama, posyłając mu łagodny uśmiech.

***

Ku zaskoczeniu Lamberta, nic mijała nieprawdopodobnie szybko. Choć nie wstał od baru ani na minutę, nie czuł się zmęczony czy znudzony. Tommy, choć na co dzień zamknięty w sobie i powściągliwy, dziś wydawał się być wyjątkowo otwarty na rozmowę i niewybredne żarty. Zdecydowanie nadawał się do pracy z ludźmi i choć atmosfera tego miejsca była zupełnie niesprzyjająca, Adam uznał, że jest w stanie zostać do rana. Cóż, w jego wyobraźni to miejsce kłębiło się od robactwa, wilgoci i wszechobecnego seksu. Rzeczywistość okazała się być nieco lepsza. 
- Witaj, Aupied. – Rozbrzmiał niski, ciekawy ton głosu należący do osoby, która usiadła na miejscu obok Adama – Cuba Libre. – Rzekł, wysuwając w kierunku chłopaka banknot.
Tommy odpowiedział nikłym uśmiechem, po czym odwrócił się, wypuszczając z ust powietrze. Zaczął przygotowywać drinka. Adam wpatrywał się w jego plecy, które momentalnie się spięły. Tommy czuł wzrok niebieskich oczu na materiale swojej koszuli i musiał skoncentrować się podwójnie, by nie wypuścić z rąk pełnej butelki rumu. Odwrócił się dopiero, gdy znajomy głos rozbrzmiał ponownie.
- Jak ci mija wieczór? Duży ruch?
Adam ostrożnie zwrócił wzrok w kierunku dojrzałego mężczyzny, ubranego w ciemne spodnie, granatową koszulę i dopasowaną marynarkę, podkreślającą jego szerokie ramiona. Linia jego szczęki była mocno zarysowana, a ciemne włosy upięte w luźny kok. Spojrzenie było niebieskie i żwawe, a w głosie pobrzmiewała nuta zaciekawienia. Zdecydowanie pasował do tego miejsca; wtopił się w tłum mężczyzn po trzydziestce i czterdziestce, których ilość zer na koncie była niewiele mniejsza od ilości kochanków, których każdorazowo zapraszali do swojego łóżka.
- Jest całkiem spokojnie. – Odparł, siląc się na uśmiech, gdy wydał drinka. Sięgnął po wilgotną chusteczkę, by wytrzeć dłonie, po których spłynęło kilka kropli alkoholu, gdy jego ręka zadrżała niespodziewanie.
Mężczyzna odpowiedział uśmiechem i Adam zauważył jego zainteresowanie osobą Ratliffa. Przypatrywał mu się niemal nieprzerwanie, zadając luźne, niezobowiązujące pytania, opowiadając przy tym również o ostatnio obejrzanym musicalu czy sesji zdjęciowej, która wywarła na nim wrażenie. Lambert wpatrywał się w rząd alkoholi, uważnie przysłuchując się rozmowie i nie musiał pytać, by zrozumieć, że nieznajomy zdecydowanie należy do osób, z którymi Tommy już wcześniej miał kontakt. Cóż, nie było w tym nic zaskakującego. W końcu Ratliff sam przyznał, że większość klubowiczów to stali bywalcy. Brunet ocknął się dopiero wtedy, gdy chłopak wysunął w jego kierunku szklankę z dodatkową porcją alkoholu.
Nieznajomy zwrócił uwagę na dwie, nadal pełne szklanki znajdujące się przed Adamem. Uśmiechnął się w jego kierunku.
- Napij się. Nie zmoczyłeś ust przez ostatnie dwadzieścia minut.
- Mogę jeszcze zaczekać. – Odparł Adam, nie odrywając wzroku od mieniących się kryształów.
- Zaczekać? Godot dziś nie przyjdzie.
Lambert uśmiechnął się łagodnie, spoglądając w kierunku nieznajomego, który zastukał palcami w blat.
- Mało kto czyta dziś Becketta.
- Nie sądziłem, że spotkam tutaj kogokolwiek, kto choćby zna to nazwisko - Rzekł z łagodnym uśmiechem nieznajomy, mierząc wzrokiem sylwetkę Adama, który momentalnie poczuł się speszony – Wybacz mi to pytanie. Jesteś gościem czy pracujesz tutaj?
- Jest gościem. – Odpowiedział za Lamberta Tommy, wyraźnie niezadowolony z luźnego dialogu, który wywiązał się naprzeciwko niego – Jak minął ci dzień w pracy? – Spytał Ratliff, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z błędu, jakiego się dopuścił.
Mężczyzna odgarnął luźny kosmyk włosów, który uwolnił się z jego koka – Jak co dzień coś nowego. Przeprowadziłem dziś wywiad z Jodi Picoult. Niesamowita kobieta. Największą zaletą mojej pracy jest poznawanie nowych ludzi, kreatywnych i pochłoniętych swoim literackim czy artystycznym światem. Swoją drogą… - Rzekł, wodząc palcem za spływającą po szklance kroplą wody – Zainteresował mnie ten chłopak z teatru, Lambert. Nie zdążyłeś opowiedzieć mi o nim wystarczająco dużo, więc musiałem zaimprowizować. Oczywiście wszyscy w redakcji pytali mnie jak trafiłem do miejsca, które nie istnieje nawet w sieci. – Rzekł, nie zauważając, że Tommy zamiera w bezruchu – Ja w wieku dwudziestu trzech lat rozbijałem się po nocnych klubach.
- Cóż, nadal to robisz. – Rzekł Ratliff, unikając wzroku Adama, który w tej chwili byłby w stanie przepalić go na wskroś.
Mężczyzna roześmiał się ciepło, kręcąc głową – Owszem. Nic się nie zmieniło. Teraz jest nieco łatwiej. Nie muszę silić się na stawianie drinków, oczarowywanie, opowiadanie o podróżach, których nigdy nie odbyłem. Obecnie każde z moich pragnień przeliczane jest na dolary. To łatwiejsze przyznać się przed samym sobą, że pieniądz rządzi światem, nie sądzisz? – Spytał, przykrywając dłoń Tommy’ego swoją dłonią. Ratliff nie odpowiedział. Cofnął swoją rękę, uciekając wzrokiem w nieokreślony punkt poniżej linii blatu.
- Aupied? – Rozbrzmiał męski, cichy ton głosu – Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Przepraszam, ale muszę porozmawiać z moim gościem. – Rzekł, wskazując wzrokiem na Adama, który zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Och, przepraszam – Powiedział mężczyzna, kładąc dłoń na kolanie Lamberta, pochylając się nad jego uchem. Adam poczuł zawrót głowy, gdy uderzył w niego zapach mocnych, anyżowych perfum – Czasami jestem zbyt zachłanny i egoistyczny. Miałbyś coś przeciwko, żebym do was dołączył?
Lambert rozchylił wargi, spoglądając w kierunku Tommy’ego. Wiedział, że nie powinien. Wiedział, że krok, który zamierza wykonać to najbardziej nieczyste zagranie, na jakie było go stać.
- Oczywiście, że nie. – Powiedział, a ból w klatce piersiowej stawał się nie do zniesienia. Nie był do końca pewien, na co właśnie się godzi, ale nieznany głos z tyłu głowy zapowiadał najczarniejszy scenariusz.
- Tommy? – Mężczyzna wstał z miejsca, wyciągając dłoń w kierunku Ratliffa – Spędzisz z nami kilka chwil?
Ratliff wpatrywał się w rozszerzone źrenice, które przyglądały mu się w nienaturalny, obcy sposób. Serce w jego piersi biło jak oszalałe.
Czas zatrzymał się na ułamek sekundy w której blask tęczówek Adama zaczął się wytracać, a jedyne co pozostało w szeroko otwartych oczach to gniew i niedowierzanie. Tommy odwrócił się, by oprzeć plecy o ladę, gdy poczuł, że niewiele brakuje, by osunął się na ziemię.
Nim zdołał wypowiedzieć choćby jedno słowo, do jego uszu dotarł zgaszony, ponury śmiech. Nie musiał się rozglądać, by zgadnąć z którego kierunku dobiega znajomy, ukochany głos, który teraz brzmiał jakby zdominowało go trzepotanie skrzydeł tysiąca ślepych ciem. Na moment spojrzał za siebie prosto w niebieskie tęczówki, które nigdy nie były tak puste, jak w tej chwili; pozbawione blasku i radości, której iskra zawsze tam tańczyła. Lambert oparł dłonie o blat, po czym wstał i wyszedł spiesznie, przebijając się przez tańczący tłum.
- Kurwa mać, błagam, nie teraz – Westchnął Tommy, wychodząc zza lady. Próbował przecisnąć się aż do samych drzwi ewakuacyjnych, które otworzyły się zaledwie na kilka sekund przed tym, jak do nich dotarł. Wybiegł na zewnątrz, przyspieszając kroku, czując materiał koszuli przyklejający się do jego pokrytych cienką warstwą potu pleców.
- Adam, proszę, zatrzymaj się. – Wycedził na wydechu, gubiąc rytm swoich kroków.
Brunet nie odpowiedział. Wcisnął dłonie w kieszenie swojej kurtki, idąc prosto przed siebie.
- Adam, to nie tak, do jasnej cholery! – krzyknął i dopiero w tej chwili Lambert zwolnił. Odwrócił się w stronę Ratliffa, nie zrzucając z twarzy boleśnie nieprzyjemnego grymasu.
- Miałeś mnie więcej nie okłamywać. Jeszcze przedwczoraj przyrzekałeś mi, że już nigdy nie wypowiesz ani jednego kłamstwa – Mówił Adam, nie panując nad swoim głosem, którego ton stale przybierał na sile.
Tommy westchnął głośno, kręcąc głową – Nie okłamałem cię. Boże, czuję się tak zażenowany. Pozwól mi to wyjaśnić.
- Uprawiasz seks za pieniądze.
- Nie! – Krzyknął Ratliff, zbliżając się do Adama, który nie ruszył się z miejsca – Nie rozumiesz, nic nie rozumiesz!
Lambert wpatrywał się przez chwilę w brązowe oczy, po czym roześmiał się gorzko. Pokręcił głową, wyrzucając wzrok w górę.
- Pieprzyłeś się z tym gościem tylko po to, by napisał kilka słów o naszym teatrze. Nie wierzę. Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Tak cholernie cieszyłem się z tego, że w końcu coś osiągnąłem. Nie wiedziałem jednak, że ty za tym stoisz. Mam ochotę puścić to miejsce z dymem i więcej do niego nie wrócić, wiesz? A wszystko to za twoją zasługą.
Tommy rozchylił wargi, nie mogąc znaleźć właściwych słów, by zaprzeczyć.
- Kłam dalej, Tommy. No dalej, okłam mnie po raz kolejny. – Rzekł, a wraz z tymi słowami rozbrzmiało poczucie prawdziwie głębokiego żalu i smutku.
Blondyn wplątał palce w swoje włosy, kręcąc głową. Westchnął cicho, czując, że brakuje mu oddechu – T-to on. To prawda, on napisał ten artykuł. Ale nie spałem z nim.
- Od początku coś mi nie pasowało, Ratliff. – Rzekł Adam, a w jego głosie pobrzmiewało rozgoryczenie – Przeczytałem ten artykuł sto razy i nikt, kto nie był w środku nie byłby w stanie znać tych szczegółów, o których mowa w artykule. Miałem w głowie tysiąc scenariuszy, ale żaden z nich nie dotyczył ciebie. Pieprzącego się z kimś obcym.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie pieprzyłem się z nim! – Wykrzyczał Tommy.
- W takim razie co do cholery miałeś zrobić? – Spytał Adam, zakładając ręce na biodra. Krew w jego żyłach wrzała. Nie był w stanie układać myśli, spadających na niego jak rozpędzona lawina – Dostałeś rubrykę za miłą pogawędkę?
Tommy wziął głęboki oddech – Tylko rozmowa. Na osobności. Czasami zaspokajam ich ręką, albo…
- Stop. – Przerwał Adam, podnosząc obie dłonie – Zmieniłem zdanie. Nie chcę słyszeć na ten temat ani słowa więcej – Powiedział cichym, wypranym z emocji głosem – Wracasz ze mną do domu.
- Nie mogę. – Wyszeptał Tommy, kręcąc głową - Nie mogę w tej chwili wyjść i…
- Wracasz ze mną do domu w tej chwili, albo więcej nie pokazuj mi się na oczy. – Rzekł Adam, wpatrując się w brązowe, pełne żalu oczu.
- Ochłoń. Proszę. To moja praca. Nie mogę wyjść od tak. Proszę, porozmawiajmy. – Mówił ze zrezygnowaniem Tommy, ciągnąc Adama za nadgarstek.
- To nie jest praca. To jest prostytucja. – Powiedział cicho Adam – I wiesz co jest najgorsze? Że próbujesz oszukiwać nie tylko mnie, ale również samego siebie. Szukasz wymówek, które sprawią, że poczujesz się lepiej.
- Adam… - Ratliff westchnął, przykładając drżącą dłoń do rozgorączkowanego czoła – Ja… nie powinienem tego robić, wiem. Ja nawet nie mogę wychodzić naprzeciw klientom, ale… - Wziął głęboki oddech – Chciałbym móc to wyjaśnić, ale i tak nie zrozumiesz. Zależało mi na tobie. Nie chciałem, żebyś miał o mnie takie zdanie.
- Czy ty słyszysz samego siebie? – Brunet rozłożył ramiona w geście bezradności – Zależało ci na mnie, więc postanowiłeś się sprzedawać? Najpierw zdjęcia, potem… potem to?
- Ty nawet nie próbujesz mnie zrozumieć...
- Powiedz mi – Zaczął Lambert zbliżając się do blondwłosego chłopaka – Co musiałeś zrobić, żeby zabrać mnie do San Diego? Jeden klient wystarczył czy musiałeś postarać się podwójnie, żebym zobaczył się z matką?
 - Kurwa mać! – Wykrzyczał Ratliff, uderzając stopą w karton leżący pod jego nogami. Czuł, że zaczyna pękać, a jego skorupa rozbija się na tysiąc małych kawałków – Jesteś tak cholernie niewdzięczny! Wszystko co zrobiłem, zrobiłem z myślą o tobie! Tak, dawałem się dotykać, i tak, zaspokajałem obcych facetów tylko po to, byś kurwa, choć raz był szczęśliwy!
- I co, uważasz, że teraz jestem szczęśliwy?! – Wykrzyczał Adam, zmierzając w stronę Tommy’ego – Nigdy nie czułem się lepiej! Nigdy nie brakowało mi niczego do szczęścia, więc przestań zasłaniać się szlachetnymi zamiarami! Nic nie poprawiło mi humoru bardziej niż myśl o tym, że rozpinasz spodnie w przerwach od wydawania drinków!
- Pieprz się! – Wykrzyczał niemal przez łzy Tommy, a ton jego głosu rozniósł się między blokami. Nie zauważył kiedy w bocznej ścianie budynku zapaliło się kilka dodatkowych świateł - Wróć do teatru i wystaw Moulin Rouge. Nie potrzebujesz aktorów, zagram rolę wszystkich dziwek jednocześnie. No dalej, nazwij mnie w ten sposób. Dziwka. I szmata. Mam rację? – Powiedział, nie czekając na odpowiedź – Mów do jasnej cholery, mam rację?! – Wykrzyczał, próbując zdominować chrypę w swoim gardle.
Adam nie pozwolił dać się sprowokować. Pokręcił głową, ponownie spoglądając w kierunku Ratliffa – Rozumiem, że nie wracasz ze mną? – Spytał, jednak nie usłyszał odpowiedzi. Odwrócił się bez słowa i ruszył dalej przed siebie, kiedy usłyszał głośne, szybkie kroki.
- Nie mogę z tobą wrócić. Nie teraz. Weź taryfę. Nocny spacer w stronę Brooklynu to samobójstwo. – Rzekł roztrzęsiony, wciskając w dłoń Adama pięćdziesiąt dolarów.
Lambert chwycił banknot i wcisnął go w kieszeń koszuli Ratliffa – Jesteś nienormalny, jeśli sądzisz, że wezmę od ciebie choćby centa.
Tommy szarpnął ramię Adama – Zarabiam również w teatrze. Jeśli stałaby ci się krzywda i to z mojego powodu, powiesiłbym się. Nie wracaj do domu na piechotę. Nawet jeśli nienawidzisz mnie w tej chwili całym sobą, spełnij moją prośbę, choćby miała być ostatnią, jaką usłyszysz.
Lambert spojrzał w brązowe oczy, przełykając ślinę. Ból, którego doświadczał zaczynał stawać się fizyczny; rozlewał się po całym jego ciele, nie pozwalając na utrzymanie się na nogach. Wyciągnął telefon, a w tej chwili Tommy zaczął znikać z pola jego widzenia, stając się jedynie rozmazanym cieniem na ścianie budynku.

***

Adam wszedł do opustoszałego pokoju, zrzucając z ramion przemoczoną kurtkę. Usiadł na krawędzi krzesła, pochylając się nad swoimi kolanami, by skryć twarz w dłoniach. Łzy mimowolnie uwolniły się z jego zmęczonych, zaczerwienionych oczu. Czuł na sobie zapach papierosowego dymu, a w ustach nadal towarzyszył mu posmak słodkiego alkoholu. W głowie wciąż pobrzmiewały pojedyncze słowa wypowiedziane przez Tommy’ego i choć teraz nie miały one sensu, przynosiły niepokojący ból.
W całym pomieszczeniu panowała zaklęta cisza. Przerywany, płytki oddech roznosił się wokół Adama, który nie potrafił poukładać rozszalałych myśli. Jeszcze rano zachwyciła go miękkość głosu chłopaka, który cicho nucił melodię, graną jednocześnie na klawiszach fortepianu. W tej chwili czuł jedynie pogrążającą go nienawiść do wszystkich usłyszanych słów i tonu, w jakim zostały wypowiedziane. Nie wiedział ile czasu spędził w bezruchu; dwadzieścia minut, czterdzieści czy może ponad godzinę, gdy usłyszał ciche, znajome kroki roznoszące się echem po korytarzu. Drzwi uchyliły się w końcu i trzasnęły cicho, gdy zostały zamknięte kopnięciem.
- Mówiłem ci, byś się nie pokazywał. – Rzekł Adam, wpatrując się w deski podłogi. Czuł się pusty w środku; zupełnie jak gdyby jego serce rozbiło się na milion drobnych kawałków i przeniknęło do tracącego puls krwioobiegu.
- Myślisz, że mógłbym odpuścić? – Odparł Ratliff, zrzucając na podłogę swoją torbę – Wiem, że ty byś tego nie zrobił. Wiem, że nie chcesz, bym odszedł. Gdybyś nie chciał ze mną porozmawiać, siedziałbyś w swoim pokoju, nie w moim.
Adam zamilknął. Przez moment przeraziła go pewność z jaką Tommy wypowiedział te słowa. Po chwili w milczeniu przyznał przed samym sobą, że rzeczywiście miał rację.
- Wiesz co? – Adam wstał z miejsca, odwracając się w kierunku chłopaka – Kiedy cię poznałem, byłeś inny. Miałem inną wizję twojej osoby.
- Chcesz powiedzieć, że teraz nie jestem już nic wart? – Spytał zachrypniętym, zmęczonym głosem Tommy, idąc przed siebie wolnym, pozbawionym energii krokiem.
- Nie o tym mówię. – Westchnął Lambert – Byłeś zagubionym, trochę zdesperowanym i zamkniętym w swoim świecie chłopakiem, do którego nikt nie potrafił dotrzeć. Przyciągałeś mnie tak mocno, że postawiłem sobie za cel poznać twoje sekrety i tajemnice. Nie sądziłem jednak, że będą one aż tak nieobliczalne. – Rzekł spokojnym tonem głosu, który mimo wszystko nadal łagodnie drżał.
Ratliff wziął głęboki oddech, kręcąc głową – W porządku. Popełniłem błąd po raz kolejny. Ale musisz coś zrozumieć. – Rzekł, zmierzając w kierunku Adama, który wpatrywał się w niego nieprzerwanie – Jestem dorosłym facetem. To moje życie i moje decyzje. Może ci się nie podobać drogą, którą wybrałem, ale nie masz prawa…
- Mam prawo. – Przerwał w pół zdania Adam – Sprawiasz, że w krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Kończysz z tym wszystkim raz na zawsze i już nigdy więcej nie zarobisz choćby dolara w ten sposób.
Tommy parsknął śmiechem, doprowadzając tym samym Adama do furii – Przestań się zachowywać, jak gdybym był gówniarzem. Nie jesteś moją matką.
- Dziś spędziłeś ostatnią noc w tym klubie. Nie wrócisz tam nigdy więcej. – Rzekł stanowczo Lambert, kręcąc głową. Jego dolna warga zadrżała.
- Bo? – Prychnął Tommy, kręcąc z niedowierzaniem głową – Bo co? Bo będziesz kazał mi odejść z teatru?
- Przestań zachowywać się jak szczeniak! – Wykrzyczał Adam, popychając stojącego przed nim Tommy’ego – Dopóki tu mieszkasz, żyjesz na moich zasadach! Nie zgadzam się, żeby twoja noga ponownie stanęła w tamtym miejscu, rozumiesz?! – Popchnął chłopaka ponownie, używając nieco za dużo siły. Blondyn potknął się o stojące za nim krzesło, które przewróciło się na podłogę z cichym trzaskiem.
- Oczywiście jak zawsze wszystko ma toczyć się według twojego planu!– Odkrzyknął Ratliff – Uważasz, że to ja z nas dwojga zachowuję się niedojrzale? Przestań patrzeć na życie przez różowe okulary, bo jeszcze nieraz staniesz w podobnie trudnej sytuacji, jak ja i będziesz musiał podjąć decyzję, nie zawsze słuszną z twoim sumieniem. Życie to nie tylko czerwona kurtyna i rozstrojone pianino, powinieneś w końcu to zrozumieć. Nie zrezygnuję z jedynej pracy, jaką mam! Nie nadaję się do niczego innego, i co, wyrzucisz mnie z tego powodu za drzwi i każesz spać na dworze?! Myślisz, że to pomoże w mojej sytuacji?! Nie pomoże, Adam! Będę się rżnąć na prawo i lewo, żeby mieć kawałek ciepłego kąta i coś do jedzenia! Albo nie! – Przerwał, odpychając Adama od siebie – Może przerwę leczenie i pozwolę sobie na powolną, bolesną śmierć? Albo znajdę sponsora, który pozwoli mi żyć ze sobą w gigantycznej willi, a co drugi weekend będę spędzał na jachcie! Co ty na to?
- Przestań! – Wykrzyczał Adam, czując ból w gardle – Przestań! – Powtórzył, strącając ze starej komody rząd drewnianych dekoracji – Pieniądze, które zarabiasz w teatrze są wystarczające, byś mógł normalnie żyć! Nie potrzebujesz tyle, ile rzeczywiście dostajesz za kręcenie się wokół starszych dewiantów! Nikt więcej cię nie dotknie, Tommy! NIKT, ROZUMIESZ?! – Wykrzyczał niemal całą siłą swojego głosu, zupełnie się zapominając.
- Podaj mi chociaż jeden argument, który sprawi, że będziesz w stanie mnie przekonać. – Roześmiał się Tommy, ocierając pojedyncze, gorzkie łzy żalu, spływające po jego twarzy.
Adam zderzył plecy Tommy’ego z powierzchnią ściany, oplatając palce wokół jego szyi. Wsunął kciuki pod jego podbródek, by unieść mokrą od łez twarz i spotkać swój wzrok z brązowymi tęczówkami. Ratliff zadrżał nerwowo, odruchowo chwytając nadgarstki Lamberta, czując przed nim prawdziwy strach. Nie sądził, że zazna tego uczucia w obecności najspokojniejszej osoby, jaką kiedykolwiek poznał.
- Bo chcę, żebyś był mój. - Powiedział na wydechu, zderzając swoje wargi z tymi należącymi do blondwłosego chłopaka, który nie był w stanie zapanować nad drżeniem swoich kolan. Jego miękkie usta zostały niemal zmiażdżone siłą pocałunku, a jedyną reakcją na jaką pozwoliło mu rozgorączkowane ciało było oddanie cichego jęku zaskoczenia. Dłonie Adama przesunęły się po jego ramionach i nadgarstkach, ostatecznie zatrzymując się na biodrach, a gdy ich wargi rozdzieliły się na kilka milimetrów, wymienili kilka gorących, przyspieszonych oddechów. Ich oczy, choć szeroko otwarte nie były w stanie zarejestrować żadnego obrazu poza plamami ciemnych barw, otulającymi ciepłe pomieszczenie.
- Co…? – Wyszeptał niemal bezgłośnie Ratliff, mrużąc na chwile oczy, gdy pulsowanie w jego skroniach stawało się zbyt bolesne, by móc je znieść.
- Jesteś mój, Tommy. – Odpowiedział Adam, ponownie łącząc ich wargi w pocałunku; tym razem wolniejszym niż poprzednio, ale znacznie bardziej chciwym, agresywnym i pełnym tęsknoty. Ich języki złączyły się ze sobą niemal instynktownie; ciała zaczęły działać wbrew chaosowi, dziejącemu się w ich głowach. Adam zsunął swoje duże, ciepłe dłonie na plecy chłopaka, który głośno westchnął między jego rozchylone wargi i sapnął niespodziewanie, gdy Adam zaczął popychać go w kierunku innej przestrzeni. Instynktownie oplótł ramiona wokół szyi Lamberta, pragnąć znów zasmakować szorstkości jego języka.
Ich dłonie gubiły się we włosach, w zmiętych ubraniach, palce wychodziły naprzeciw sobie, a wargi rozdzielały się tylko wtedy, gdy potrzebowali zaczerpnąć haustu powietrza, jak tonące, bezbronne zwierzęta.
Brunet zsunął dłonie pod pośladki Tommy’ego i podsadził go wprost na odsłonięte klawisze fortepianu, który wydał przerażająco niski, donośny i ciężki dźwięk, wywołujący wibracje pod ich skórą. Tysiące dreszczy wprawiło szczupłe ciało w ciężkie konwulsje, gdy wargi Adama wędrowały ślepo między skórą jego szyi, twarzy, kończąc wprost w rozchylonych wargach. Na języku Tommy’ego mieszały się różne smaki; słodki, słony i gorzki. Alkohol, pot i perfumy. Nie potrafił zdecydować, który z nich pozbawiał go samokontroli najbardziej.
- Nikt więcej nie będzie cię miał. Nikt. – Powiedział zachrypniętym, niskim tonem głosu Adam, wprowadzając swoje stęsknione dłonie pod materiał koszuli Tommy’ego, wyczuwając gorący pot na jego plecach. Ścisnął jego biodra, wysuwając je naprzeciw swoim i westchnął głośno, gdy blondyn objął go swoimi udami, ponownie przyciągając do pocałunku, który odebrał mu oddech. Nerwowo chwycił dolną wargę Ratliffa, wysuwając dłonie spod koszuli, by zacząć ją rozpinać; od samej szyi, sunąc w dół, coraz szybciej i bardziej chaotycznie. Jego oczom zaczął ukazywać się odsłonięty tors, klatka piersiowa, unosząca się w zawrotnym tempie i na moment postradał wszystkie zmysły. Nigdy wcześniej nie czuł tak porywającego pożądania, które nie pozwalało mu przestać. Choćby w tej chwili wcisnął hamulce, zatrzymałby się o wiele, wiele za daleko. Za zakrętem jego wyobraźni czekała nieskończenie głęboka przepaść, ale nie pragnął niczego więcej niż pozwolić się w nią strącić. Pomimo że prowadził z zamkniętymi oczami, doszło w końcu do nieuniknionego zderzenia. Postradał wszystkie zmysły, zanurzając się w czystym szaleństwie.
To nie była typowa namiętność, pragnienie czy tęsknota. Adam nie miał ani jednej luki w swojej głowie, którą mógłby zapełnić synonimem tego, czego właśnie doświadczał. Nigdy wcześniej jego dłonie nie drżały, w kontakcie z drugim ciałem. Nigdy nie odczuwał tak ślepej euforii, skoncentrowanej wokół jednej pary oczu.
Nigdy nie sądził, że jest w stanie stracić kontrolę nad swoim ciałem, które w każdej minucie wyprzedzało jego zamiary.
Tommy odepchnął go od siebie, zsuwając się z fortepianu, który zagrzmiał groźnie;  ślepo, niczym instynktownie ciągnął Adama w swoim kierunku, ich nieskoordynowane kroki sprawiły, że zaczęli gubić się we własnym rytmie aż do chwili, gdy szczupłe dłonie przyciągnęły Adama do kolejnego pocałunku. Ratliff zsunął swoje wargi po gładkiej skórze szyi Lamberta, a zapach jego ciała był nieporównywalny z niczym, co było blondynowi znane. Przeciągnął językiem po jego szyi, chwytając zębami krawędź mocno zarysowanej szczęki, gdy poczuł przeszkodę za swoimi plecami. Upadł na fotel, zatapiając się w nim, ciągnąc za sobą drugie ciało, które pochyliło się nad nim, szukając ust, z którymi mógł skończyć rozpoczęty pocałunek. Adam oparł kolano pomiędzy łagodnie rozchylonymi udami blondyna, którego plecy wygięły się w łuk, odsłaniając nagą klatkę piersiową.
Ich spojrzenia spotkały się ponownie; w obu parach oczu zaklęte było niezdrowe, obłąkane szaleństwo, nie pozwalające im przestać. Mogliby w tej chwili przyznać, że w powietrzu brakuje tlenu, bo czerpane przez nich oddechy nie były wystarczające.
I wcale powodem nie było to, że ich wargi znajdowały się wciąż tak blisko siebie, że trudno było o coś więcej niż przyjęcie z powrotem oddanego przed chwilą oddechu.
Palce Ratliffa przesunęły się po brzuchu Adama, wyczuwając łagodnie zarysowane mięśnie pod materiałem bawełnianej koszulki. Chwycił jej krawędź i zadarł do góry, ściągając ją z Lamberta. Zadrżał niespodziewanie, zachłystując się powietrzem, gdy ciepły cień namalował na nagiej skórze wszystkie drobne zgłębienia i zarysował mięśnie, teraz napięte do granic możliwości.
-  Jesteś… - Wyszeptał, przerywając płytki oddech, by unieść swój wzrok wprost w szeroko otwarte niebieskie oczy – Jesteś tak bardzo… o boże, tak bardzo cię pragnę…  – Powiedział w końcu, widział jak wargi Lamberta co chwilę wyginają się w łagodnym uśmiechu. Był pewien, że ten uśmiech adoruje go; i musiał przyznać, nie liczył, że kiedykolwiek doświadczy tak błogiej euforii. Ich języki wyszły sobie naprzeciw; nieśmiało, pytająco, aż w końcu spotkały się w ustach, gdy Adam zaczął tracić swoją cierpliwość.
Dźwięk ostrożnie otwieranych drzwi stanowił tło dla sprzączki i skórzanego paska, które upadły na drewniane deski podłogi. Ratliff podniósł wzrok w kierunku niebieskich, zachodzących mgłą oczu, czekając na pozwolenie lub jego brak. Nie otrzymał nic więcej poza łagodnym spojrzeniem, więc chwycił krawędź spodni Adama i przyciągnął nieco masywniejsze od swojego ciało, by upadło wprost pomiędzy jego uda i rozchylone ramiona.
- Adam. Adam? – Rozbrzmiał kobiecy głos, który sprawił, że ich mięśnie na moment zastygły w zupełnym bezruchu. Lambert energicznie wydostał się z ciepłych objęć i wstał, choć jego nogi drżały; sam nie wiedział czy z powodu towarzyszących mu emocji czy też z powodu ujrzenia Brooke stojącej w progu drzwi.
- Słyszałam niepokojące dźwięki. Myślałam, że komuś dzieje się krzywda. – Powiedziała niepewnie i powoli, wskazując na przewrócone krzesło i kilka drobiazgów leżących wokół fortepianu – Ale chyba jest w porządku. Tak? – Spytała na wydechu, stukając paznokciami w powierzchnię drewnianych drzwi.
- Kurwa mać… - Wyszeptał Tommy, podciągając się w fotelu, gdy Adam jedynie kiwnął głową w kierunku dziewczyny, która opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.
Lambert zwrócił wzrok w kierunku blondyna, który kręcił głową.
- Biegnij do niej. Nikt nie może się dowiedzieć. Błagam… - Powiedział cicho, składając ręce jak do modlitwy – Proszę, złap ją nim powie komukolwiek. No dalej!
Adam wybiegł z pokoju, roznosząc echo swoich kroków, które rozbrzmiewało głucho pośród pustych ścian.
Tommy skrył twarz w dłoniach, czując niegasnące przerażenie i dopiero po chwili dotarło do niego, że od tej pory już nic nie będzie takie samo jak wcześniej.


18 komentarzy:

  1. W KOŃCU!!!
    W KOŃCU SIĘ POCAŁOWALI!!
    CZEKAŁAM CAŁE WIEKI!
    Marona, no co tu dużo mówić - kolejny raz wyszedł ci wspaniały odcinek. Jak ty to robisz? Sprawiasz, że czytelnik "żyje" życiem bohaterów. Niesamowite... No, a ja w końcu nadrobiłam ten i poprzedni odcinek, bo byłam na małych "wakacjach" (: No a co do mojego opowiadania - wciąż nie mogę wymyślić fabuły - gdzie, kiedy i jak. :( No trudno, będę próbować coś zrobić ze swoim lenistwem i napisać w końcu 1szy rozdział, pewnie coś wymyślę, ale wątpię, haha xD.
    ~ ♥ Glam Nation ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdzial! Super,ze sa miedzy nimi takie rozterki czy rozmowy i tak powoli sie rozwija ich milosc.Strasznie sie ciesze,ze w koncu cos sie miedzy nimi dzieje na to tyle czekalysmy haha :-D Czekam z niecierpliwoscia na nowy rozdzial i mam nadzieje ze bedzie wiecej takich scen jak tu na koncu hehe xd Pozdrawiam i zycze duzooo weny! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest tak. Pisałam komentarz prosto z serca i kiedy już wszystkie emocje wypłynęły, zginął mi internet, a razem z nim komentarz...
    Usiłuję powtórzyć, ale to już nie to samo. :( Uwaga, może mi wyjdzie:

    W końcu! Czy mogłam spodziewać się czegoś innego niż kupy emocji w jednym odcinku? Wiem, że maleńkie, prawie bezgłośne kocham cię, byłoby tutaj nie na miejscu, ale mam nadzieję, że Tommy je wkrótce usłyszy jako prawdziwą deklarację. Chociaż w tym odcinku i tak już dużo dostał. To, co się tutaj stało... Och! Może i Tommy tych słów nie usłyszał, ale ty je przeczytasz: KOCHAM CIĘ, MARONKO! Naprawdę! Za to, że tak kolorujesz każde słowo, że tak wspaniale łączysz każde zdanie. Dla mnie jesteś niemal na równi z moim ukochanym (wiem, że to nieładne określenie, ale go użyję) tekściarzem Wojtkiem Łuszczykiewiczem. (może go znasz?)
    Posłużę się tu jego słowami: Słowa milczą jak najgłośniej
    W twoim okrągłym 20 odcinku milczały jak najgłośniej w moim sercu
    I dziękuję za nawiązanie do Fever - mój #2 najukochańszy numer Adaśka.
    Mogę ci przyrzec że przeczytam wszystko co napiszesz. nie ważne Adommy czy nie. Życzę ci wydania ksiazki. Kończę komentarz oglądając Lewandowskiego, który właśnie strzelił gola! Czekam na następny 21 wielkim utęsknieniem. Całuski :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział gorący i nasycony emocjami i bardzo ok . I chyba na tym polega miłość . Że bierzesz w ramiona nie tylko ciało ale i emocje tej osoby którą pragniesz do obłędu i nic nie znaczenia ważna jest tylko ona

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przebudzeniu w nocy po 3 pomyślałam spawdze, może jest odcinek... No i co? Po przeczytaniu tego cuuuda już nie spałam. Ale warto zarywac nocki dla takich ekscytujących doznań... :) Fantastycznie się to czyta, jesteś Mistrzynią :)
    Kocham, ściskam, czekam na więcej :)
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boże! Nie sądziłam, że doczekam się tego tak szybko. W jednej chwili myślałam, że Adam powie, że żartował. Ale przeczuwałam, że Adam musi coś do niego czuć, po tym jak przyjął wiadomość o pracy Tommy'ego. To co się wydarzyło, to coś niesamowitego! W końcu Adam zrobił krok do przodu. Teraz to nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow... Brak mi słów. Naprawdę. Najpierw ten klub i reakcje Adama. Kłótnia w której żadna ze stron tak naprawdę nie wiedziała o co chodzi tej drugiej. Zazdrość aż bijąca od Adama.
    I wreszcie Adam się przyznaje, przełamuje. Robi ten krok, który zmienia wszystko.
    Kocham twój styl, napięcie jakie tworzysz. Sprawiasz, że emocje kłębią się we mnie od pierwszych do ostatnich słów. a twoje opisy sprawiają, że czuję się jakbym stała obok chłopaków i wszystko obserwowała.

    Z wielką chęcią postawiłabym kiedyś twoje opowieści na moim regale z książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. mam nadzieję, że nie obrazisz się z mojej małej "receznji" swoich opowiadań
      https://ksiazkowaobsesja.wordpress.com/2016/07/02/1-z-blogosfery-niezwykle-swiaty-marony/

      Usuń
  8. O Boże! Nie spodziewałam się, że doczekam się tego tak szybko. Na początku myślałam, że Adam po chwili powie, że żartował czy coś w tym stylu. Ale przeczuwałam, że coś czuje do Tommy'ego po tym jak przyjął wiadomość o jego pracy w modelingu. Ten rozdział to było coś niesamowitego, mam nadzieję na więcej takich niespodzianek i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG! Dwa razy prawie ten sam komentarz dodałam. Nie sądziłam, że doda mi na telefonie xD :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Zwykle nie komentuje rozdzialow, bo kazdy wygladalby tak samo, jestem zachwycona kazdym z nich, nie wazne co by sie tam dzialo, tak samo jak tym. Jest genialny, cudowny, wspanialy i nie wiem jaki jeszcze, doczekalismy sie cudownej akcji. Uwielbiam twoje opisy. Czekam na kolejny rozdzial! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. o cholera... wybacz zwrot ale tylko to mi przyszlo do glowy. zaczelam czytac wczoraj i obiecalam sobie ze skomentuje dopiero pod ostatnim odcinkiem i powiem szczerze, ze juz mialam ci powiedziec w tym komentarzu, ze oni maja sie w koncu pocalowac, ale zmieniam zdanie niech kloca sie duzo czesciej jesli maja byc takie zakonczenia tych klotni to jestem za :D i powiem ci jeszcze ze twoje opowiadania to najlepsze z tych jakie wogole czytalam nawet lepsze od niektorych ksiazek ( jak narazie przebija cie tylko J.K Rowling i cassandra Clare ale mam nadzieje, ze sie to zmieni) :D zycze wenyyy i pozdrawiam :* ~Marta

    OdpowiedzUsuń
  12. Marrrrrrrrrrrrrrrronaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!! To jest prze epickie! Mój Boże, ale mi się to opko podoba, no coś niesamowitego xD. Nie mogę brak mi słów normalnie. Czułam się jak oni *_~, wiesz w sensie, że doskonale opisałaś sytuację i w ten tekst: "tak bardzo cię pragnę", po prostu zmiażdżyłaś mi system i Adaś taki władczy hyhyh.. :D.

    Sorry, że komentarz tak bardzo nie składny, ale jestem na nowych lekach i mam aktualnie głupawkę z koników Pony - Poniaczu, gdzie jesteś gdy Cię potrzebuję?! xD (żadne halucynki, po prostu nie umiem spać i... I.. Ehh.. Coś czuję, że się pogrążam :D""""). Nie ważne, ale tak czy siak sorry za nie składność komcia;)..


    Pozdrawiam:
    ~ Kushina.Zimoch;)..

    OdpowiedzUsuń
  13. AAAA W KOŃCU!!! Ale to było MEGA. A Adam był taki władczy :D. Opisujesz takie sceny po mistrzowsku, serio kocham to czytać. A co do Brooke - zabiłaś mnie xd weszła w takim momencie, nie wiem nawet czy się śmiać czy płakać. Ach... no to pozostaje tylko czekać na następny odcinek, no to weny życzę :* ♡

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć Maronciu! :D Na początek chciałabym Cię baaaardzo przeprosić ze dodaje komentarz tak późno. Miałam trochę zamieszania z fb, konkretnie mi go zablokowali, byłam wkurzona ale to nieistotne. Istotne jest to że napisałam na fejsie strasznie długi komentarz i przepadł;P no nic żyje się dalej szkoda tylko tych emocji haha Ale może coś o rozdziale :)
    Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam takie emocje, powiem Ci że najlepszy thriller nie wywołuje niepokoju który z niewiadomych przyczyn towarzyszył mi niemal przez cały czas kiedy czytałam. Co do zachowania Tommy'ego to hm... Całkiem nieźle poradził sobie z tą całą sytuacją ( a czy ja nie mówiłam ze pójdą razem do tego klubu?! :D ) a Adam... Nie chcę używać tego słowa ale po prostu jak zwierzę. Mrauł, to chyba dlatego tak się"bałam" on i Tommy byli w moich oczach jak drapieżnik i ofiara. Pamiętam ze kiedy pojawił się nowy rozdział właśnie wychodziłam na spotkanie ( spokojnie nic ważnego xd) ostatecznie musiałam przełożyć na jutro co jak co ale byłam cała mokra ( te 30 stopni też się chyba jakoś przyczyniło ;) ) i nie mogłam tam pójść hahaha 😂

    Jakieś kilka miesięcy temu zaczęłam czytać PG <3 ale z powodu duzej ilosci pracy musiałam przerwać ( swoją drogą dziwne ze ja zawsze taka zabiegana, ludzie mają przecież poważniejsze problemy, zostaje mi tylko życzyć reszcie powodzenia i użerać się z własnymi 😂) ale ok. tydzień temu znów podjęłam lekturę i jestem juz na 45 rozdziale :D byłabym pewnie dalej gdyby nie to że uparłam się żeby czytać od nowa, od deski do deski. Aha! Cieszę się że Cię rozśmieszyłam haha uwielbiam dawać ludziom radość :) szczególnie ze ty dajesz mi jej aż nadto! ❤ co ja tam jeszcze... Widziałaś nowy teledysk Adama do WTTS ???! Jak wczoraj zobaczyłam ( w sumie ledwo po dodaniu gaki fart ) zaczęłam... Robić różne rzeczy xd 😂 ale moja mama była najlepsza: "Przestań dziecko... Podniecasz się facetem który ma ponad 30 lat... Jest przystojny ale weź..." albo kiedy nie mogłam zasnąć i "niech Ci się przyśni Adam" ja takie"mmhmmm" *** "jak śpiewa" *** "no no..." Mam nadzieje ze moja mama się mnie nie boi :3 pewnie o czymś zapomnę więc najwyższy napisze w drugim komentarzu co tam yolo hehe <3 a teraz jeśli jeszcze nie znudziło Ci się czytanie moich wywodów opowiem Ci co sobie wymyśliłam pewnej nocy gdy nie mogłam spać...

    A więc moja fantazja dotyczyła świąt. Adam z rodziną spędzał je u ciotki :) czasy Idola na marginesie)-- przychodzi ksiądz, taki upierdliwy którego każdy ma dość xd [ nie wierzę że to pisze omfg ] razem z ministrantem ( haha nie wiem czy coś takiego jest w Ameryce ale kit my fantasty xd ) i on ma na 18 lat. Ksiądz na dzień dobry mówi Adasiowi ze mógłby się nawrócić, ze Bóg by go "wyleczył" Adam się wkurzył i juz szykował jakąś akcję. Zaprosił Michela do siebie ( ładne imię ? 😂 ) tłumaczył ze na dworze jest zimno i ze lepiej żeby poszedł z nim na górę no to księżulek się zgodził choć niechętnie. Reszta rodziny została na dole. [ sorki chciałam w skrócie ale ja po prostu nie potrafię jak twierdzi moja była polonistka xd ] okazało się że Michel jest tu przez matkę która chce wyplenić mu swoją orientację ( jest bi ) ale chłopak stara się o miejsce w akademiku i niedługo ucieka na studia :) i tu wiadomo, Adam uwodzi i to nieźle, kusi a Michel... Ulega nawet dość łatwo ;) [ lambertowa magia ] wszyscy siedzą już długo bo ten ksiądz zwykle truje jakąś godzinę xd i tu nagle : "Adam!!!" Haha i tak. Wszyscy w szoku tylko Neil wpada w histeryczny śmiech 😂 i Leila próbuje ratować sytuację" może...może Adaś na niego wpadł... Znaczy... Niechcący uderzył? M..." A ksiądz" pani Lambert, ja całe życie księdzem nie bylem"
    The End 😂

    Piszesz fenomenalnie jesteś moją ulubioną pisarką ff. Mam nadzieję że w przyszłości nie tylko;D

    PS : Polubiłam dzięki Tobie piosenkę Enrique Iglesiasa nie wiem czy dobrze pamiętam tytuł m... " I f***ing you" ( wybacz jesli zle! Ale kocham ta song, taka niegrzeczna haha buduje dobry nastrój <3

    Gorąco pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? Tak mi się zanuciło :) napisałam 2 bardzo długie komentarze, 2 przepadły;P nie będę się rozpisywać tym razem, przepraszam tylko że tak późno pisze. Kończę PG tak w ogóle ;)i strasznie się cieszę że Cię rozśmieszyłam :D uwielbiam dawać ludziom radość, szczególnie ze Ty dajesz mi jej aż nadto <3 rozdział cudny, trzymał w napięciu lepiej niż najlepszy thriller ^.^ swoją drogą widziałaś nowy teledysk Adasia? Miałam totalną podnietę, z resztą wciąż mam hehe co tam jeszcze... Boję się trochę ale nie mogę doczekać nextu gorąco pozdrawiam :) następnym razem możesz liczyć na dłuższy komentarz, dodam tylko że odwołałam pewne spotkanie, znaczy, przełożyłam bo po lekturze nie byłam w stanie xd [ Spokojnie nic ważnego <3 ]
    PS: Jeśli to Ty usunęłaś mój wpis to rozumiem 😂 czasami poniosą mnie emocje co prawda to prawda hehe całuję ^_~

    OdpowiedzUsuń
  16. PO JAKIEGO FARFOCLA ONA TAM WCHODZIŁA!? CO ONA, CARITAS!? MATKA TERESA!?

    OdpowiedzUsuń
  17. Matko uwielbiam tą opowieść zaczęłam czytać parę dni temu ale twój styl pisania i te emocje sprawiają że zawsze kiedy mówię sobie ,,dobra na dzisiaj to ostatni" to i tak nie mogę soknczyc czytać coś niesamowitego. Czasami aż tak jak Tommy zapominam jak się oddecha tylko nie z przerażenia ze ktoś dowie się prawdy tylko z zachwytu

    OdpowiedzUsuń