Na wstępie przyznam,
że wszystkie Wasze komentarze mocno mnie rozbawiły! Widzę, że bardzo
liczyłyście na jakieś przełamanie w poprzednim odcinku, które „jak zwykle” nie
nastąpiło :) Wybaczcie! Wszystko w swoim czasie.
No i w końcu jest.
Odcinek skończony po wielu bataliach z pomysłami, które już dawno zagnieździły
się w mojej głowie. To chyba najdłuższa część ze wszystkich (tak, wiem, że
podobnie mówię o każdej publikowanej) ale są to właściwie dwie części zebrane w
jedną. Uznałam, że dzielenie odcinka nie będzie miało sensu.
Co więcej; w tekście
znajdziecie fragment „artykułu”. Wybaczcie, że zupełnie odbiega on od
dziennikarskich standardów, ale miało to swój cel :)
Zupełnie
zaskoczyłyście mnie ilością i treścią komentarzy pod ostatnim odcinkiem, wow!
No i widzę nowe nicki, co również bardzo mnie cieszy <3
~ Małgosia Latoch: Dziś
to ja stawiam szampana na stół! :D
~ Mrs. Ratliff: „już się
bałam, że Adaś zobaczy te zdjęcia i powiedzmy… „po niespodziance” prawie
obudziłam sąsiadów moim śmiechem :D Spokojnie, też lubię trzymać niespodzianki
na specjalne okazje, więc emocje będą dawkowane! Cieszy mnie, że przebrnęłaś
przez Klatkę :) Uważasz, że Tommy ma ciężko?
Hmm, mam chyba jakąś skłonność do dokuczania mu w moich tekstach :)
~ GlamtasticGirl: Adam
bogatym biznesmenem? Och, kochana, nawet nie przyszło mi to na myśl! :D Z Maxem
i barem jeszcze się nie rozstajemy, ale wszystko ma swój powód. Obiecuję nie
przynudzać!
~ Anonimowy: Ojej, co za
piękne słowa! To ja dziękuję, że Ty jako czytelnik poświęcasz swój czas na
pozostawienie po sobie komentarza, myśli i odczuć. Niesamowicie mnie cieszy
myśl, że moje teksty mogą wzbudzać emocje :)
~ Ey Sylvia: Widzę twój
nick po raz pierwszy, więc zgaduję, że nie miałam jeszcze okazji Cię przywitać :)
~ GlamGirl17: Ja myślę,
że w końcu coś między nimi będzie i to nawet prędzej niż później :) Trzymaj się!
~ Marta Rothe: Postaram
się, by każdy odcinek dostarczał właściwą dawkę emocji :)
~ Perfuny: Dziękuję za
miłe słowa!
20. Menage a trois,
sometimes
Czy jesteśmy przyjaciółmi?
Cóż, tak sądziłem. Przynajmniej do tej pory. Czym miałem usprawiedliwiać nasze
długie rozmowy i równie długie godziny wspólnego milczenia, gdy zasypialiśmy
zachwyceni blaskiem kalifornijskiego księżyca? Szum fal rozbijających się o
betonowy mur mógł utulić nas do snu, gdyby nie leniwe nawoływanie wiecznie
rozbudzonego miasta. Nawet przez chwilę zagubiłem się w twoich oczach, gdy z
fascynacją opowiadałeś o Moulin Rouge, o palmach ciągnących się przed twoim
domem w Burbanku. Równie dobrze mógłbyś mówić o kryzysie naftowym czy strajku
robotników w Wenezueli. Obawiam się, że nawet wtedy nie straciłbym zachwytu nad
tonem twojego głosu.
Choć zdarzało się, że
uciekałeś w miejsca, których nie znałem, twoje ręce zawsze zanurzały się w moim
świecie gdzieś na krańcu wyobraźni; mam w głowie obraz palców tańczących na klawiszach
fortepianu, czy dłoni, które wiernie zaciskały się wokół drobnego tomu poezji,
który sobie przywłaszczyłeś.
Dźwięk kobiecego śmiechu oderwał go od przemyśleń. Adam
spojrzał w kierunku Vanessy, wymieniającej wiadomości z Brooke. Zastygł w
bezruchu, rozpamiętując wydarzenia minionych dni i godzin. Bałagan, który
wydarzył się w jego życiu wraz z pojawieniem się w nim Tommy’ego zaczynał być
coraz bardziej niepokojący.
***
Próby trwały od samego rana. Niektóre pary trenowały własne
kwestie; Terrance wraz z grupą tancerzy odgrywali układy na środku sceny, a
główni aktorzy zajęli miejsca w pierwszym rzędzie, rozgrzewając swoje głosy.
Tommy siedział w samym końcu sceny, skąpany w cieniu,
trzymając na kolanach keyboard. Leniwie sunął palcami po wybranych klawiszach,
drugą ręką pisząc wiadomość do Neila. Zniecierpliwiony chłopak w końcu
zadzwonił do Ratliffa, który bez przejęcia odebrał telefon.
- No cześć – Przywitał się – I
jak z tym Bradem?
Tommy wyłączył instrument, nieporadnie zsuwając go ze swoich
kolan – Wyjechał kilka dni temu. Nie zdążyłem go poznać.
- Ale co chciał od Adama?
- Nie wiem. Żeby się z nim
spotkał, umówił, wrócił do niego. Nie mam pojęcia.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Tommy odsunął telefon od
ucha, upewniając się, że połączenie nie zostało zerwane.
- Neil?
- Jak to, do jasnej cholery,
wrócić do niego? Kim jest ten cały Brad? Dlaczego dowiaduję się o istnieniu
tego gościa od ciebie?
Ratliff przełknął ślinę, czując, jak wzdłuż jego przełyku
spływa ognista kula. Nerwowo zastukał piętą w drewniane deski sceny.
- Źle usłyszałeś. Powiedziałem wrócił do Diego. Do miasta.
Chłopak ponownie zamilknął, po czym westchnął cicho. – Okej.
Wiesz coś więcej? Niepokoi mnie to.
- Nie wiem nic poza tym. –
Skłamał Tommy, licząc, że Neil odpuści – Tak jak wspomniałem, sam chciałem się
dowiedzieć czegoś więcej. Muszę kończyć, bo twój brat właśnie wchodzi do naszej
sali. Nie będzie szczęśliwy, kiedy dowie się, że plotkujemy za jego plecami.
- Jasne. Trzymaj się, jesteśmy w
kontakcie. – Rzekł Neil, zrywając połączenie.
Tommy wsunął telefon do kieszeni dżinsowej kurtki, po czym
podniósł wzrok, spoglądając w kierunku Lamberta, który spiesznie zmierzał w ich
kierunku. Wyrzucił w górę pięść, w której ściskał zwinięty rulon gazety. Na
jego twarzy malował się najszerszy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć.
- Mamy rubrykę w New York Times!
– Niemal wykrzyczał, rozkładając gazetę na scenie i tuż po chwili wokół niego
zebrał się cały zespół, zadający tuziny pytań.
- O rany, napisali o nas w NYT, o
boże, o boże – Mówił ze zdenerwowaniem
Adam, podnosząc wzrok – Telefony urywają się od rana. Sprzedałem ze dwadzieścia
rezerwacji w przeciągu ostatnich dwóch godzin. My nawet nie zaczęliśmy grać! –
Wycedził, próbując opanować przyspieszony oddech.
- Daj mi to. – Powiedział
Terrance, zabierając gazetę sprzed twarzy Adama, który nie był w stanie złożyć
choćby jednego sensownego zdania.
- No dalej! – Zawołała Vanessa,
przeciskając się przez zebranych w wąskim gronie tancerzy.
Spencer zmarszczył brwi, po czym prędko zaczął czytać.
- To miejsce sprawi, że pokochacie Brooklyn na nowo – Przeczytał
nagłówek, a pośród zespołu rozeszły się echa zachwytu – Bert’s Theatre to najciekawsze miejsce na mapie wschodniego Brooklynu. Zostało
przejęte przez grupę aspirujących, młodych artystów, którzy wkładają całe swoje
serce w marzenia, mające zaprowadzić ich na Broadway. Dyrektor nieformalnego
zespołu – Terrance podniósł wzrok w kierunku bruneta – Adam Lambert, który spełnia rolę reżysera, scenopisarza oraz pokrzepiającego
mentora ma zaledwie dwadzieścia trzy lata, a wystawił w swoim teatrze dwie
autorskie sztuki. Obecnie trwają przygotowania do dzieła, które ma przynieść
nową sławę i świetność Bert’s Theatre. Tegoroczna premiera to obecnie najgorętszy
temat wśród nowojorskich krytyków. Ich ciekawość podsyca dodatkowy fakt: obiekt
oficjalnie przeznaczony jest do rozbiórki. Czy Dzwonnik z Notre Dame zdąży
zabić w dzwony na czas?
- Jak mogłeś to przed nami ukryć!
– Zawołała Vanessa, niedowierzając własnym uszom. Przechwyciła gazetę z rąk
tancerza, wczytując się w każde słowo.
- Ja nie. Jezu, nie. Nie
wysyłałem żadnych próśb o notki prasowe. Nie mam z tym nic wspólnego! – Zawołał
Adam, okrążając pojedyncze krzesło. Wplątał palce w swoje włosy – Musimy
przyspieszyć premierę. Brooke, wybrałaś już materiały? – Spytał, gdy jego
telefon rozbrzmiał ponownie. Wszyscy zamilkli, wpatrując się wyczekująco w
Lamberta, który odebrał połączenie.
- Halo? Tak, zgadza się. –
Powiedział, a po tym nastąpiła dłuższa chwila ciszy, która wzmagała napięcie.
Przez wyraz twarzy Adama przewijało się multum emocji; od szoku, zdenerwowania
po radość i niedowierzanie. Rozmowa trwała zaledwie trzy minuty. Kiedy się
pożegnał i opuścił rękę, zdołał wycedzić zaledwie kilka słów.
- Mamy wsparcie anonimowego
sponsora. Dostarczy nam szyny i wózki pociągowe do kurtyn.
Wrzawa która zapanowała na scenie sprawiła, że Tommy na
moment stracił słuch. Serce w jego piersi biło jak oszalałe i choć przepełniała
go radość, nie potrafił się choćby uśmiechnąć. Wstał z miejsca, powoli
zmierzając w kierunku Lamberta, który siedział w tym momencie na fotelu z
twarzą schowaną w dłoniach. Ratliff zszedł po schodach, ignorując nawoływania
dochodzące zza pleców i podszedł do bruneta, kucając tuż przed nim. Oparł
dłonie o jego kolana i uśmiechnął się, gdy para oczu w końcu spotkała z nim
swój wzrok.
- Mamy szansę, Tommy. W końcu
mamy szansę. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, kręcąc głową.
Ratliff nie odpowiedział. Uśmiechnął się łagodnie, wstając i
biorąc Adama w objęcia. Opuszki palców Lamberta łagodnie gładziły jego plecy i
to była jedna z tych chwil, w których zapominał, kim naprawdę był.
Uśmiech Adama był cenniejszy niż najszczersze złoto.
***
Kiedy zegar wskazał dwudziestą drugą dziesięć, Tommy opuścił
swój pokój, pragnąc za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z Adamem. Niestety;
jedyna droga do wyjścia prowadziła przez salę główną, która w tej chwili zajęta
była przez znaczną część zespołu pijącą tanie trunki i zajadającą się
niezdrowymi przekąskami. Choć Lambert dwukrotnie zapraszał Ratliffa do
dołączenia i świętowania wraz z resztą, Tommy zbył go żartobliwie, zasłaniając
się zmęczeniem.
I tak; był zmęczony, lecz wystarczająco rozbudzony by wyjść
do klubu i spędzić tam całą noc. Wiedział, że i tak nie miał lepszej
alternatywy.
Kiedy opuścił pokój i trzymając się blisko ściany odetchnął,
nie dostrzegając Lamberta w zasięgu swojego wzroku, przyspieszył kroku. Szybko
wyszedł na zewnątrz, oglądając się za siebie.
- Rodzice nie ścigali cię za
wymykanie się po zmroku, Thompson?
Tommy zacisnął powieki, po czym westchnął głośno. Spojrzał w
kierunku niebieskich oczu, uważnie mu się przypatrujących.
- Wiem, że masz dziś zmianę.
Terrance rozmawiał z waszym wspólnym kumplem. Mogę się dziś pojawić w twojej
obecności.
- Powinieneś świętować ze swoim
zespołem. Ze mną nie spotka cię nic szczególnego – Powiedział Ratliff,
przechodząc przez bramę. Adam ruszył za nim.
- Zamierzasz mnie ignorować? –
Spytał głos zza pleców Ratliffa i sprawił, że blondyn momentalnie się
zatrzymał. Odwrócił się, kręcąc głową.
- Nie odnajdziesz się w tym
miejscu. Wierz mi – Rzekł, zaciskając palce na pasku swojej torby.
Adam mruknął coś niezrozumiałego, po czym ruszył przed
siebie – Uważasz, że nie lubię się dobrze bawić?
- Okej. Posłuchaj mnie uważnie. –
Rzekł Tommy, ściągając Adama na bok, by uniknąć wzbudzania sensacji pośród
pojedynczych przechodniów – Wyjaśnię ci jedną rzecz – Powiedział cicho, ale
konkretnie, mierząc w Lamberta palcem – W klubie pracuje wiele prostytutek.
Adam uniósł brwi, nie odzywając się ani słowem. Założył ręce
na piersi, po czym ostatecznie wzruszył ramionami.
- Aha? – Mruknął –
Prostytutek - Powtórzył.
- Tak. Męskich. – Rzekł Tommy,
oglądając się za siebie.
- Rozumiem. – Odparł Adam, a w
jego głosie rozbrzmiała ignorancja.
- Nieletnich.
- Co?
- Nieletnich. Szesnastoletnich,
na przykład. I są narkotyki. Dużo narkotyków.
Adam uśmiechnął się pod nosem – I te nieletnie prostytutki
rysują na stole mapę Pensylwanii z kokainy. Thompson, nie wiem co jeszcze
jesteś w stanie powiedzieć, by odwieść mnie od pomysłu spędzenia tej nocy z
tobą, ale nie uda ci się.
Tommy pokręcił głową. Wskazał na taksówkę, która zatrzymała
się przy krawężniku. Nie miał zbyt wiele do stracenia; jedynie dwie, krótkie
sesje w ciemnym pokoju, które zasiliłyby go o kolejne dwieście dolarów.
- Wchodzisz na własną
odpowiedzialność. Zgoda?
Lambert uśmiechnął się łagodnie, po czym otworzył drzwi
żółtego samochodu, zapraszając chłopaka skinieniem głowy.
***
- Po prostu… po prostu nie
odchodź od baru. – Powiedział Tommy, przebijając się przez tańczący tłum – I
nie przyznawaj się, że mnie znasz. Myślę, że wiele osób stąd kojarzy moją
niechlubną, sieciową karierę i wolę, by nikt nie dotarł do mojego prawdziwego
nazwiska. Zwracaj się tylko poprzez pseudonim. – Rzekł, trzymając dłoń Adama,
by zaprowadzić go we właściwym kierunku. Wszedł za bar, witając się z drugim
mężczyzną, po czym oparł dłonie o czarny blat, pochylając się w kierunku siadającego
przed nim Lamberta.
- Chyba żartujesz. Nie będę
zwracał się do ciebie w ten sposób. – Rzekł Adam, siadając na wysokim krześle.
- W takim razie znajdź
alternatywę. Co lubisz? – Spytał, wskazując na półkę za sobą. Pociągnął wąskie
rękawy koszuli, wygładzając przy tym jej materiał.
- Cokolwiek. Nie piję zbyt często,
nie znam się. – Odparł Adam, opierając łokcie o blat. Rozejrzał się bezpiecznie
dookoła, kiedy Tommy poświęcił uwagę wysokiej szklance, która stopniowo zaczęła
się napełniać.
Ratliff zwrócił w kierunku bruneta swój wzrok i przeklął w
myślach. Średnio jeden na dziesięciu facetów, którzy zatrzymywali się przy
barze na dłużej, składało mniej lub bardziej zachęcającą propozycję na
spędzenie dalszej reszty wieczoru. Tommy w tej chwili uznał, że niemiałby nic
przeciwko, gdyby Adam był jego średnią statystyczną. Pomimo że zupełnie nie
pasował do otoczenia, nadal pozostawał najgorętszym facetem w całym klubie.
- Daiquiri. – Rzekł, wysuwając w
kierunku Adama dłoń ze szklanką. Lambert kiwnął głową, spoglądając za siebie.
- Sporo tu dzieciaków. – Rzekł w
końcu – Ja w ich wieku siedziałem z nosem w książkach.
- Cóż, widocznie niewiele się
zmieniło od tamtego czasu. Uprzedzałem cię. – Odparł, przyjmując zamówienie na
dwie szklanki piwa, które zaczął napełniać.
Adam cały czas przypatrywał się dwójce młodych chłopaków,
siedzących na kanapie w towarzystwie znacznie starszego mężczyzny. Odwrócił
wzrok w kierunku blondyna, który wymienił kilka uśmiechów z klientem.
- Żartowałeś. Prawda? – Spytał, krzyżując
palce obu dłoni. Ratliff bez głębszego zastanowienia przecząco pokręcił głową,
opierając łokcie o blat, by zbliżyć swoją twarz do twarzy Lamberta.
- Do jasnej cholery, Joe, czy ty
do reszty postradałeś zmysły? – Wyszeptał Adam, pochylając się nad ladą – Wiesz
co ci grozi za siedzenie w tym miejscu?
Ratliff wzruszył ramionami – Spokojnie. Odłożę trochę
pieniędzy i znikam stąd. Jak sam zauważyłeś, należę do wąskiego grona emerytów.
- Mimo tego jesteś przyzwoitym
towarem. Mógłbyś kręcić się przy suwaku i zarobić jednej nocy niż my wszyscy
razem wzięci. – Zażartował drugi z barmanów, na co Adam uśmiechnął się pod
nosem.
- Suwak? - Przeniósł wzrok na
Ratliffa, wyciągając rękę w kierunku kołnierzyka jego koszuli. Spojrzał w
czekoladowe oczy, iskrzące się w tej chwili ferią kolorów.
- Tak nazywamy kabinę do tańca.
Spokojnie, jest w innej części budynku, do której się nie zbliżam. - Blondyn
mrugnął w kierunku Adama, posyłając mu łagodny uśmiech.
***
Ku zaskoczeniu Lamberta, nic mijała nieprawdopodobnie szybko.
Choć nie wstał od baru ani na minutę, nie czuł się zmęczony czy znudzony.
Tommy, choć na co dzień zamknięty w sobie i powściągliwy, dziś wydawał się być
wyjątkowo otwarty na rozmowę i niewybredne żarty. Zdecydowanie nadawał się do
pracy z ludźmi i choć atmosfera tego miejsca była zupełnie niesprzyjająca, Adam
uznał, że jest w stanie zostać do rana. Cóż, w jego wyobraźni to miejsce
kłębiło się od robactwa, wilgoci i wszechobecnego seksu. Rzeczywistość okazała
się być nieco lepsza.
- Witaj, Aupied. – Rozbrzmiał
niski, ciekawy ton głosu należący do osoby, która usiadła na miejscu obok Adama
– Cuba Libre. – Rzekł, wysuwając w kierunku chłopaka banknot.
Tommy odpowiedział nikłym uśmiechem, po czym odwrócił się,
wypuszczając z ust powietrze. Zaczął przygotowywać drinka. Adam wpatrywał się w
jego plecy, które momentalnie się spięły. Tommy czuł wzrok niebieskich oczu na
materiale swojej koszuli i musiał skoncentrować się podwójnie, by nie wypuścić
z rąk pełnej butelki rumu. Odwrócił się dopiero, gdy znajomy głos rozbrzmiał
ponownie.
- Jak ci mija wieczór? Duży ruch?
Adam ostrożnie zwrócił wzrok w kierunku dojrzałego
mężczyzny, ubranego w ciemne spodnie, granatową koszulę i dopasowaną marynarkę,
podkreślającą jego szerokie ramiona. Linia jego szczęki była mocno zarysowana,
a ciemne włosy upięte w luźny kok. Spojrzenie było niebieskie i żwawe, a w
głosie pobrzmiewała nuta zaciekawienia. Zdecydowanie pasował do tego miejsca;
wtopił się w tłum mężczyzn po trzydziestce i czterdziestce, których ilość zer
na koncie była niewiele mniejsza od ilości kochanków, których każdorazowo
zapraszali do swojego łóżka.
- Jest całkiem spokojnie. –
Odparł, siląc się na uśmiech, gdy wydał drinka. Sięgnął po wilgotną chusteczkę,
by wytrzeć dłonie, po których spłynęło kilka kropli alkoholu, gdy jego ręka
zadrżała niespodziewanie.
Mężczyzna odpowiedział uśmiechem i Adam zauważył jego
zainteresowanie osobą Ratliffa. Przypatrywał mu się niemal nieprzerwanie,
zadając luźne, niezobowiązujące pytania, opowiadając przy tym również o
ostatnio obejrzanym musicalu czy sesji zdjęciowej, która wywarła na nim
wrażenie. Lambert wpatrywał się w rząd alkoholi, uważnie przysłuchując się
rozmowie i nie musiał pytać, by zrozumieć, że nieznajomy zdecydowanie należy do
osób, z którymi Tommy już wcześniej miał kontakt. Cóż, nie było w tym nic
zaskakującego. W końcu Ratliff sam przyznał, że większość klubowiczów to stali
bywalcy. Brunet ocknął się dopiero wtedy, gdy chłopak wysunął w jego kierunku
szklankę z dodatkową porcją alkoholu.
Nieznajomy zwrócił uwagę na dwie, nadal pełne szklanki
znajdujące się przed Adamem. Uśmiechnął się w jego kierunku.
- Napij się. Nie zmoczyłeś ust
przez ostatnie dwadzieścia minut.
- Mogę jeszcze zaczekać. – Odparł
Adam, nie odrywając wzroku od mieniących się kryształów.
- Zaczekać? Godot dziś nie
przyjdzie.
Lambert uśmiechnął się łagodnie, spoglądając w kierunku nieznajomego,
który zastukał palcami w blat.
- Mało kto czyta dziś Becketta.
- Nie sądziłem, że spotkam tutaj kogokolwiek,
kto choćby zna to nazwisko - Rzekł z łagodnym uśmiechem nieznajomy, mierząc
wzrokiem sylwetkę Adama, który momentalnie poczuł się speszony – Wybacz mi to
pytanie. Jesteś gościem czy pracujesz tutaj?
- Jest gościem. – Odpowiedział za
Lamberta Tommy, wyraźnie niezadowolony z luźnego dialogu, który wywiązał się
naprzeciwko niego – Jak minął ci dzień w pracy? – Spytał Ratliff, dopiero po
chwili zdając sobie sprawę z błędu, jakiego się dopuścił.
Mężczyzna odgarnął luźny kosmyk włosów, który uwolnił się z
jego koka – Jak co dzień coś nowego. Przeprowadziłem dziś wywiad z Jodi
Picoult. Niesamowita kobieta. Największą zaletą mojej pracy jest poznawanie
nowych ludzi, kreatywnych i pochłoniętych swoim literackim czy artystycznym
światem. Swoją drogą… - Rzekł, wodząc palcem za spływającą po szklance kroplą
wody – Zainteresował mnie ten chłopak z teatru, Lambert. Nie zdążyłeś
opowiedzieć mi o nim wystarczająco dużo, więc musiałem zaimprowizować. Oczywiście
wszyscy w redakcji pytali mnie jak trafiłem do miejsca, które nie istnieje
nawet w sieci. – Rzekł, nie zauważając, że Tommy zamiera w bezruchu – Ja w
wieku dwudziestu trzech lat rozbijałem się po nocnych klubach.
- Cóż, nadal to robisz. – Rzekł
Ratliff, unikając wzroku Adama, który w tej chwili byłby w stanie przepalić go
na wskroś.
Mężczyzna roześmiał się ciepło, kręcąc głową – Owszem. Nic
się nie zmieniło. Teraz jest nieco łatwiej. Nie muszę silić się na stawianie
drinków, oczarowywanie, opowiadanie o podróżach, których nigdy nie odbyłem.
Obecnie każde z moich pragnień przeliczane jest na dolary. To łatwiejsze
przyznać się przed samym sobą, że pieniądz rządzi światem, nie sądzisz? –
Spytał, przykrywając dłoń Tommy’ego swoją dłonią. Ratliff nie odpowiedział.
Cofnął swoją rękę, uciekając wzrokiem w nieokreślony punkt poniżej linii blatu.
- Aupied? – Rozbrzmiał męski,
cichy ton głosu – Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Przepraszam,
ale muszę porozmawiać z moim gościem. – Rzekł, wskazując wzrokiem na Adama,
który zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Och, przepraszam – Powiedział
mężczyzna, kładąc dłoń na kolanie Lamberta, pochylając się nad jego uchem. Adam
poczuł zawrót głowy, gdy uderzył w niego zapach mocnych, anyżowych perfum –
Czasami jestem zbyt zachłanny i egoistyczny. Miałbyś coś przeciwko, żebym do was
dołączył?
Lambert rozchylił wargi, spoglądając w kierunku Tommy’ego.
Wiedział, że nie powinien. Wiedział, że krok, który zamierza wykonać to
najbardziej nieczyste zagranie, na jakie było go stać.
- Oczywiście, że nie. –
Powiedział, a ból w klatce piersiowej stawał się nie do zniesienia. Nie był do
końca pewien, na co właśnie się godzi, ale nieznany głos z tyłu głowy
zapowiadał najczarniejszy scenariusz.
- Tommy? – Mężczyzna wstał z
miejsca, wyciągając dłoń w kierunku Ratliffa – Spędzisz z nami kilka chwil?
Ratliff wpatrywał się w rozszerzone źrenice, które
przyglądały mu się w nienaturalny, obcy sposób. Serce w jego piersi biło jak
oszalałe.
Czas zatrzymał się na ułamek sekundy w której blask tęczówek
Adama zaczął się wytracać, a jedyne co pozostało w szeroko otwartych oczach to
gniew i niedowierzanie. Tommy odwrócił się, by oprzeć plecy o ladę, gdy poczuł,
że niewiele brakuje, by osunął się na ziemię.
Nim zdołał wypowiedzieć choćby jedno słowo, do jego uszu
dotarł zgaszony, ponury śmiech. Nie musiał się rozglądać, by zgadnąć z którego
kierunku dobiega znajomy, ukochany głos, który teraz brzmiał jakby zdominowało
go trzepotanie skrzydeł tysiąca ślepych ciem. Na moment spojrzał za siebie
prosto w niebieskie tęczówki, które nigdy nie były tak puste, jak w tej chwili;
pozbawione blasku i radości, której iskra zawsze tam tańczyła. Lambert oparł
dłonie o blat, po czym wstał i wyszedł spiesznie, przebijając się przez
tańczący tłum.
- Kurwa mać, błagam, nie teraz –
Westchnął Tommy, wychodząc zza lady. Próbował przecisnąć się aż do samych drzwi
ewakuacyjnych, które otworzyły się zaledwie na kilka sekund przed tym, jak do
nich dotarł. Wybiegł na zewnątrz, przyspieszając kroku, czując materiał koszuli
przyklejający się do jego pokrytych cienką warstwą potu pleców.
- Adam, proszę, zatrzymaj się. – Wycedził
na wydechu, gubiąc rytm swoich kroków.
Brunet nie odpowiedział. Wcisnął dłonie w kieszenie swojej
kurtki, idąc prosto przed siebie.
- Adam, to nie tak, do jasnej
cholery! – krzyknął i dopiero w tej chwili Lambert zwolnił. Odwrócił się w
stronę Ratliffa, nie zrzucając z twarzy boleśnie nieprzyjemnego grymasu.
- Miałeś mnie więcej nie
okłamywać. Jeszcze przedwczoraj przyrzekałeś mi, że już nigdy nie wypowiesz ani
jednego kłamstwa – Mówił Adam, nie panując nad swoim głosem, którego ton stale
przybierał na sile.
Tommy westchnął głośno, kręcąc głową – Nie okłamałem cię.
Boże, czuję się tak zażenowany. Pozwól mi to wyjaśnić.
- Uprawiasz seks za pieniądze.
- Nie! – Krzyknął Ratliff,
zbliżając się do Adama, który nie ruszył się z miejsca – Nie rozumiesz, nic nie
rozumiesz!
Lambert wpatrywał się przez chwilę w brązowe oczy, po czym
roześmiał się gorzko. Pokręcił głową, wyrzucając wzrok w górę.
- Pieprzyłeś się z tym gościem
tylko po to, by napisał kilka słów o naszym teatrze. Nie wierzę. Nie jestem w
stanie w to uwierzyć. Tak cholernie cieszyłem się z tego, że w końcu coś
osiągnąłem. Nie wiedziałem jednak, że ty za tym stoisz. Mam ochotę puścić to
miejsce z dymem i więcej do niego nie wrócić, wiesz? A wszystko to za twoją
zasługą.
Tommy rozchylił wargi, nie mogąc znaleźć właściwych słów, by
zaprzeczyć.
- Kłam dalej, Tommy. No dalej, okłam
mnie po raz kolejny. – Rzekł, a wraz z tymi słowami rozbrzmiało poczucie
prawdziwie głębokiego żalu i smutku.
Blondyn wplątał palce w swoje włosy, kręcąc głową. Westchnął
cicho, czując, że brakuje mu oddechu – T-to on. To prawda, on napisał ten
artykuł. Ale nie spałem z nim.
- Od początku coś mi nie
pasowało, Ratliff. – Rzekł Adam, a w jego głosie pobrzmiewało rozgoryczenie –
Przeczytałem ten artykuł sto razy i nikt, kto nie był w środku nie byłby w
stanie znać tych szczegółów, o których mowa w artykule. Miałem w głowie tysiąc
scenariuszy, ale żaden z nich nie dotyczył ciebie. Pieprzącego się z kimś
obcym.
- Ile razy mam ci powtarzać, że
nie pieprzyłem się z nim! – Wykrzyczał Tommy.
- W takim razie co do cholery
miałeś zrobić? – Spytał Adam, zakładając ręce na biodra. Krew w jego żyłach
wrzała. Nie był w stanie układać myśli, spadających na niego jak rozpędzona
lawina – Dostałeś rubrykę za miłą pogawędkę?
Tommy wziął głęboki oddech – Tylko rozmowa. Na osobności.
Czasami zaspokajam ich ręką, albo…
- Stop. – Przerwał Adam,
podnosząc obie dłonie – Zmieniłem zdanie. Nie chcę słyszeć na ten temat ani
słowa więcej – Powiedział cichym, wypranym z emocji głosem – Wracasz ze mną do
domu.
- Nie mogę. – Wyszeptał Tommy,
kręcąc głową - Nie mogę w tej chwili wyjść i…
- Wracasz ze mną do domu w tej
chwili, albo więcej nie pokazuj mi się na oczy. – Rzekł Adam, wpatrując się w
brązowe, pełne żalu oczu.
- Ochłoń. Proszę. To moja praca.
Nie mogę wyjść od tak. Proszę, porozmawiajmy. – Mówił ze zrezygnowaniem Tommy,
ciągnąc Adama za nadgarstek.
- To nie jest praca. To jest
prostytucja. – Powiedział cicho Adam – I wiesz co jest najgorsze? Że próbujesz
oszukiwać nie tylko mnie, ale również samego siebie. Szukasz wymówek, które
sprawią, że poczujesz się lepiej.
- Adam… - Ratliff westchnął,
przykładając drżącą dłoń do rozgorączkowanego czoła – Ja… nie powinienem tego
robić, wiem. Ja nawet nie mogę wychodzić naprzeciw klientom, ale… - Wziął
głęboki oddech – Chciałbym móc to wyjaśnić, ale i tak nie zrozumiesz. Zależało
mi na tobie. Nie chciałem, żebyś miał o mnie takie zdanie.
- Czy ty słyszysz samego siebie?
– Brunet rozłożył ramiona w geście bezradności – Zależało ci na mnie, więc
postanowiłeś się sprzedawać? Najpierw zdjęcia, potem… potem to?
- Ty nawet nie próbujesz mnie
zrozumieć...
- Powiedz mi – Zaczął Lambert
zbliżając się do blondwłosego chłopaka – Co musiałeś zrobić, żeby zabrać mnie
do San Diego? Jeden klient wystarczył czy musiałeś postarać się podwójnie,
żebym zobaczył się z matką?
- Kurwa mać! – Wykrzyczał Ratliff, uderzając
stopą w karton leżący pod jego nogami. Czuł, że zaczyna pękać, a jego skorupa
rozbija się na tysiąc małych kawałków – Jesteś tak cholernie niewdzięczny!
Wszystko co zrobiłem, zrobiłem z myślą o tobie! Tak, dawałem się dotykać, i
tak, zaspokajałem obcych facetów tylko po to, byś kurwa, choć raz był
szczęśliwy!
- I co, uważasz, że teraz jestem
szczęśliwy?! – Wykrzyczał Adam, zmierzając w stronę Tommy’ego – Nigdy nie
czułem się lepiej! Nigdy nie brakowało mi niczego do szczęścia, więc przestań
zasłaniać się szlachetnymi zamiarami! Nic nie poprawiło mi humoru bardziej niż
myśl o tym, że rozpinasz spodnie w przerwach od wydawania drinków!
- Pieprz się! – Wykrzyczał niemal
przez łzy Tommy, a ton jego głosu rozniósł się między blokami. Nie zauważył
kiedy w bocznej ścianie budynku zapaliło się kilka dodatkowych świateł - Wróć
do teatru i wystaw Moulin Rouge. Nie potrzebujesz aktorów, zagram rolę
wszystkich dziwek jednocześnie. No dalej, nazwij mnie w ten sposób. Dziwka. I
szmata. Mam rację? – Powiedział, nie czekając na odpowiedź – Mów do jasnej
cholery, mam rację?! – Wykrzyczał, próbując zdominować chrypę w swoim gardle.
Adam nie pozwolił dać się sprowokować. Pokręcił głową,
ponownie spoglądając w kierunku Ratliffa – Rozumiem, że nie wracasz ze mną? –
Spytał, jednak nie usłyszał odpowiedzi. Odwrócił się bez słowa i ruszył dalej
przed siebie, kiedy usłyszał głośne, szybkie kroki.
- Nie mogę z tobą wrócić. Nie
teraz. Weź taryfę. Nocny spacer w stronę Brooklynu to samobójstwo. – Rzekł
roztrzęsiony, wciskając w dłoń Adama pięćdziesiąt dolarów.
Lambert chwycił banknot i wcisnął go w kieszeń koszuli
Ratliffa – Jesteś nienormalny, jeśli sądzisz, że wezmę od ciebie choćby centa.
Tommy szarpnął ramię Adama – Zarabiam również w teatrze.
Jeśli stałaby ci się krzywda i to z mojego powodu, powiesiłbym się. Nie wracaj
do domu na piechotę. Nawet jeśli nienawidzisz mnie w tej chwili całym sobą,
spełnij moją prośbę, choćby miała być ostatnią, jaką usłyszysz.
Lambert spojrzał w brązowe oczy, przełykając ślinę. Ból,
którego doświadczał zaczynał stawać się fizyczny; rozlewał się po całym jego ciele,
nie pozwalając na utrzymanie się na nogach. Wyciągnął telefon, a w tej chwili
Tommy zaczął znikać z pola jego widzenia, stając się jedynie rozmazanym cieniem
na ścianie budynku.
***
Adam wszedł do opustoszałego pokoju, zrzucając z ramion
przemoczoną kurtkę. Usiadł na krawędzi krzesła, pochylając się nad swoimi
kolanami, by skryć twarz w dłoniach. Łzy mimowolnie uwolniły się z jego zmęczonych,
zaczerwienionych oczu. Czuł na sobie zapach papierosowego dymu, a w ustach nadal
towarzyszył mu posmak słodkiego alkoholu. W głowie wciąż pobrzmiewały
pojedyncze słowa wypowiedziane przez Tommy’ego i choć teraz nie miały one
sensu, przynosiły niepokojący ból.
W całym pomieszczeniu panowała zaklęta cisza. Przerywany,
płytki oddech roznosił się wokół Adama, który nie potrafił poukładać
rozszalałych myśli. Jeszcze rano zachwyciła go miękkość głosu chłopaka, który
cicho nucił melodię, graną jednocześnie na klawiszach fortepianu. W tej chwili
czuł jedynie pogrążającą go nienawiść do wszystkich usłyszanych słów i tonu, w
jakim zostały wypowiedziane. Nie wiedział ile czasu spędził w bezruchu;
dwadzieścia minut, czterdzieści czy może ponad godzinę, gdy usłyszał ciche,
znajome kroki roznoszące się echem po korytarzu. Drzwi uchyliły się w końcu i
trzasnęły cicho, gdy zostały zamknięte kopnięciem.
- Mówiłem ci, byś się nie
pokazywał. – Rzekł Adam, wpatrując się w deski podłogi. Czuł się pusty w
środku; zupełnie jak gdyby jego serce rozbiło się na milion drobnych kawałków i
przeniknęło do tracącego puls krwioobiegu.
- Myślisz, że mógłbym odpuścić? –
Odparł Ratliff, zrzucając na podłogę swoją torbę – Wiem, że ty byś tego nie zrobił.
Wiem, że nie chcesz, bym odszedł. Gdybyś nie chciał ze mną porozmawiać,
siedziałbyś w swoim pokoju, nie w moim.
Adam zamilknął. Przez moment przeraziła go pewność z jaką
Tommy wypowiedział te słowa. Po chwili w milczeniu przyznał przed samym sobą,
że rzeczywiście miał rację.
- Wiesz co? – Adam wstał z
miejsca, odwracając się w kierunku chłopaka – Kiedy cię poznałem, byłeś inny.
Miałem inną wizję twojej osoby.
- Chcesz powiedzieć, że teraz nie
jestem już nic wart? – Spytał zachrypniętym, zmęczonym głosem Tommy, idąc przed
siebie wolnym, pozbawionym energii krokiem.
- Nie o tym mówię. – Westchnął
Lambert – Byłeś zagubionym, trochę zdesperowanym i zamkniętym w swoim świecie
chłopakiem, do którego nikt nie potrafił dotrzeć. Przyciągałeś mnie tak mocno,
że postawiłem sobie za cel poznać twoje sekrety i tajemnice. Nie sądziłem
jednak, że będą one aż tak nieobliczalne. – Rzekł spokojnym tonem głosu, który
mimo wszystko nadal łagodnie drżał.
Ratliff wziął głęboki oddech, kręcąc głową – W porządku.
Popełniłem błąd po raz kolejny. Ale musisz coś zrozumieć. – Rzekł, zmierzając w
kierunku Adama, który wpatrywał się w niego nieprzerwanie – Jestem dorosłym
facetem. To moje życie i moje decyzje. Może ci się nie podobać drogą, którą
wybrałem, ale nie masz prawa…
- Mam prawo. – Przerwał w pół
zdania Adam – Sprawiasz, że w krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Kończysz
z tym wszystkim raz na zawsze i już nigdy więcej nie zarobisz choćby dolara w
ten sposób.
Tommy parsknął śmiechem, doprowadzając tym samym Adama do
furii – Przestań się zachowywać, jak gdybym był gówniarzem. Nie jesteś moją
matką.
- Dziś spędziłeś ostatnią noc w
tym klubie. Nie wrócisz tam nigdy więcej. – Rzekł stanowczo Lambert, kręcąc
głową. Jego dolna warga zadrżała.
- Bo? – Prychnął Tommy, kręcąc z
niedowierzaniem głową – Bo co? Bo będziesz kazał mi odejść z teatru?
- Przestań zachowywać się jak
szczeniak! – Wykrzyczał Adam, popychając stojącego przed nim Tommy’ego – Dopóki
tu mieszkasz, żyjesz na moich zasadach! Nie zgadzam się, żeby twoja noga
ponownie stanęła w tamtym miejscu, rozumiesz?! – Popchnął chłopaka ponownie,
używając nieco za dużo siły. Blondyn potknął się o stojące za nim krzesło,
które przewróciło się na podłogę z cichym trzaskiem.
- Oczywiście jak zawsze wszystko
ma toczyć się według twojego planu!– Odkrzyknął Ratliff – Uważasz, że to ja z
nas dwojga zachowuję się niedojrzale? Przestań patrzeć na życie przez różowe
okulary, bo jeszcze nieraz staniesz w podobnie trudnej sytuacji, jak ja i
będziesz musiał podjąć decyzję, nie zawsze słuszną z twoim sumieniem. Życie to nie
tylko czerwona kurtyna i rozstrojone pianino, powinieneś w końcu to zrozumieć. Nie
zrezygnuję z jedynej pracy, jaką mam! Nie nadaję się do niczego innego, i co,
wyrzucisz mnie z tego powodu za drzwi i każesz spać na dworze?! Myślisz, że to
pomoże w mojej sytuacji?! Nie pomoże, Adam! Będę się rżnąć na prawo i lewo,
żeby mieć kawałek ciepłego kąta i coś do jedzenia! Albo nie! – Przerwał,
odpychając Adama od siebie – Może przerwę leczenie i pozwolę sobie na powolną,
bolesną śmierć? Albo znajdę sponsora, który pozwoli mi żyć ze sobą w
gigantycznej willi, a co drugi weekend będę spędzał na jachcie! Co ty na to?
- Przestań! – Wykrzyczał Adam,
czując ból w gardle – Przestań! – Powtórzył, strącając ze starej komody rząd
drewnianych dekoracji – Pieniądze, które zarabiasz w teatrze są wystarczające,
byś mógł normalnie żyć! Nie potrzebujesz tyle, ile rzeczywiście dostajesz za
kręcenie się wokół starszych dewiantów! Nikt więcej cię nie dotknie, Tommy! NIKT,
ROZUMIESZ?! – Wykrzyczał niemal całą siłą swojego głosu, zupełnie się
zapominając.
- Podaj mi chociaż jeden
argument, który sprawi, że będziesz w stanie mnie przekonać. – Roześmiał się
Tommy, ocierając pojedyncze, gorzkie łzy żalu, spływające po jego twarzy.
Adam zderzył plecy Tommy’ego z powierzchnią ściany, oplatając
palce wokół jego szyi. Wsunął kciuki pod jego podbródek, by unieść mokrą od łez
twarz i spotkać swój wzrok z brązowymi tęczówkami. Ratliff zadrżał nerwowo,
odruchowo chwytając nadgarstki Lamberta, czując przed nim prawdziwy strach. Nie
sądził, że zazna tego uczucia w obecności najspokojniejszej osoby, jaką kiedykolwiek
poznał.
- Bo chcę, żebyś był mój. -
Powiedział na wydechu, zderzając swoje wargi z tymi należącymi do blondwłosego
chłopaka, który nie był w stanie zapanować nad drżeniem swoich kolan. Jego
miękkie usta zostały niemal zmiażdżone siłą pocałunku, a jedyną reakcją na jaką
pozwoliło mu rozgorączkowane ciało było oddanie cichego jęku zaskoczenia.
Dłonie Adama przesunęły się po jego ramionach i nadgarstkach, ostatecznie
zatrzymując się na biodrach, a gdy ich wargi rozdzieliły się na kilka
milimetrów, wymienili kilka gorących, przyspieszonych oddechów. Ich oczy, choć
szeroko otwarte nie były w stanie zarejestrować żadnego obrazu poza plamami
ciemnych barw, otulającymi ciepłe pomieszczenie.
- Co…? – Wyszeptał niemal
bezgłośnie Ratliff, mrużąc na chwile oczy, gdy pulsowanie w jego skroniach
stawało się zbyt bolesne, by móc je znieść.
- Jesteś mój, Tommy. –
Odpowiedział Adam, ponownie łącząc ich wargi w pocałunku; tym razem wolniejszym
niż poprzednio, ale znacznie bardziej chciwym, agresywnym i pełnym tęsknoty.
Ich języki złączyły się ze sobą niemal instynktownie; ciała zaczęły działać
wbrew chaosowi, dziejącemu się w ich głowach. Adam zsunął swoje duże, ciepłe
dłonie na plecy chłopaka, który głośno westchnął między jego rozchylone wargi i
sapnął niespodziewanie, gdy Adam zaczął popychać go w kierunku innej
przestrzeni. Instynktownie oplótł ramiona wokół szyi Lamberta, pragnąć znów
zasmakować szorstkości jego języka.
Ich dłonie gubiły się we włosach, w zmiętych ubraniach,
palce wychodziły naprzeciw sobie, a wargi rozdzielały się tylko wtedy, gdy
potrzebowali zaczerpnąć haustu powietrza, jak tonące, bezbronne zwierzęta.
Brunet zsunął dłonie pod pośladki Tommy’ego i podsadził go
wprost na odsłonięte klawisze fortepianu, który wydał przerażająco niski,
donośny i ciężki dźwięk, wywołujący wibracje pod ich skórą. Tysiące dreszczy
wprawiło szczupłe ciało w ciężkie konwulsje, gdy wargi Adama wędrowały ślepo
między skórą jego szyi, twarzy, kończąc wprost w rozchylonych wargach. Na
języku Tommy’ego mieszały się różne smaki; słodki, słony i gorzki. Alkohol, pot
i perfumy. Nie potrafił zdecydować, który z nich pozbawiał go samokontroli
najbardziej.
- Nikt więcej nie będzie cię
miał. Nikt. – Powiedział zachrypniętym, niskim tonem głosu Adam, wprowadzając
swoje stęsknione dłonie pod materiał koszuli Tommy’ego, wyczuwając gorący pot
na jego plecach. Ścisnął jego biodra, wysuwając je naprzeciw swoim i westchnął
głośno, gdy blondyn objął go swoimi udami, ponownie przyciągając do pocałunku,
który odebrał mu oddech. Nerwowo chwycił dolną wargę Ratliffa, wysuwając dłonie
spod koszuli, by zacząć ją rozpinać; od samej szyi, sunąc w dół, coraz szybciej
i bardziej chaotycznie. Jego oczom zaczął ukazywać się odsłonięty tors, klatka
piersiowa, unosząca się w zawrotnym tempie i na moment postradał wszystkie
zmysły. Nigdy wcześniej nie czuł tak porywającego pożądania, które nie pozwalało
mu przestać. Choćby w tej chwili wcisnął hamulce,
zatrzymałby się o wiele, wiele za daleko. Za zakrętem jego wyobraźni czekała
nieskończenie głęboka przepaść, ale nie pragnął niczego więcej niż pozwolić się
w nią strącić. Pomimo że prowadził z zamkniętymi oczami, doszło w końcu do
nieuniknionego zderzenia. Postradał wszystkie zmysły, zanurzając się w czystym
szaleństwie.
To nie była typowa namiętność, pragnienie czy tęsknota. Adam
nie miał ani jednej luki w swojej głowie, którą mógłby zapełnić synonimem tego,
czego właśnie doświadczał. Nigdy wcześniej jego dłonie nie drżały, w kontakcie
z drugim ciałem. Nigdy nie odczuwał tak ślepej euforii, skoncentrowanej wokół
jednej pary oczu.
Nigdy nie sądził, że jest w stanie stracić kontrolę nad
swoim ciałem, które w każdej minucie wyprzedzało jego zamiary.
Tommy odepchnął go od siebie, zsuwając się z fortepianu,
który zagrzmiał groźnie; ślepo, niczym
instynktownie ciągnął Adama w swoim kierunku, ich nieskoordynowane kroki
sprawiły, że zaczęli gubić się we własnym rytmie aż do chwili, gdy szczupłe
dłonie przyciągnęły Adama do kolejnego pocałunku. Ratliff zsunął swoje wargi po
gładkiej skórze szyi Lamberta, a zapach jego ciała był nieporównywalny z
niczym, co było blondynowi znane. Przeciągnął językiem po jego szyi, chwytając
zębami krawędź mocno zarysowanej szczęki, gdy poczuł przeszkodę za swoimi
plecami. Upadł na fotel, zatapiając się w nim, ciągnąc za sobą drugie ciało,
które pochyliło się nad nim, szukając ust, z którymi mógł skończyć rozpoczęty
pocałunek. Adam oparł kolano pomiędzy łagodnie rozchylonymi udami blondyna,
którego plecy wygięły się w łuk, odsłaniając nagą klatkę piersiową.
Ich spojrzenia spotkały się ponownie; w obu parach oczu
zaklęte było niezdrowe, obłąkane szaleństwo, nie pozwalające im przestać.
Mogliby w tej chwili przyznać, że w powietrzu brakuje tlenu, bo czerpane przez
nich oddechy nie były wystarczające.
I wcale powodem nie było to, że ich wargi znajdowały się
wciąż tak blisko siebie, że trudno było o coś więcej niż przyjęcie z powrotem
oddanego przed chwilą oddechu.
Palce Ratliffa przesunęły się po brzuchu Adama, wyczuwając
łagodnie zarysowane mięśnie pod materiałem bawełnianej koszulki. Chwycił jej
krawędź i zadarł do góry, ściągając ją z Lamberta. Zadrżał niespodziewanie,
zachłystując się powietrzem, gdy ciepły cień namalował na nagiej skórze
wszystkie drobne zgłębienia i zarysował mięśnie, teraz napięte do granic
możliwości.
- Jesteś… - Wyszeptał, przerywając płytki
oddech, by unieść swój wzrok wprost w szeroko otwarte niebieskie oczy – Jesteś
tak bardzo… o boże, tak bardzo cię pragnę… – Powiedział w końcu, widział jak wargi
Lamberta co chwilę wyginają się w łagodnym uśmiechu. Był pewien, że ten uśmiech
adoruje go; i musiał przyznać, nie liczył, że kiedykolwiek doświadczy tak
błogiej euforii. Ich języki wyszły sobie naprzeciw; nieśmiało, pytająco, aż w
końcu spotkały się w ustach, gdy Adam zaczął tracić swoją cierpliwość.
Dźwięk ostrożnie otwieranych drzwi stanowił tło dla
sprzączki i skórzanego paska, które upadły na drewniane deski podłogi. Ratliff
podniósł wzrok w kierunku niebieskich, zachodzących mgłą oczu, czekając na
pozwolenie lub jego brak. Nie otrzymał nic więcej poza łagodnym spojrzeniem,
więc chwycił krawędź spodni Adama i przyciągnął nieco masywniejsze od swojego
ciało, by upadło wprost pomiędzy jego uda i rozchylone ramiona.
- Adam. Adam? – Rozbrzmiał
kobiecy głos, który sprawił, że ich mięśnie na moment zastygły w zupełnym
bezruchu. Lambert energicznie wydostał się z ciepłych objęć i wstał, choć jego
nogi drżały; sam nie wiedział czy z powodu towarzyszących mu emocji czy też z
powodu ujrzenia Brooke stojącej w progu drzwi.
- Słyszałam niepokojące dźwięki.
Myślałam, że komuś dzieje się krzywda. – Powiedziała niepewnie i powoli,
wskazując na przewrócone krzesło i kilka drobiazgów leżących wokół fortepianu –
Ale chyba jest w porządku. Tak? – Spytała na wydechu, stukając paznokciami w
powierzchnię drewnianych drzwi.
- Kurwa mać… - Wyszeptał Tommy,
podciągając się w fotelu, gdy Adam jedynie kiwnął głową w kierunku dziewczyny,
która opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.
Lambert zwrócił wzrok w kierunku blondyna, który kręcił
głową.
- Biegnij do niej. Nikt nie może
się dowiedzieć. Błagam… - Powiedział cicho, składając ręce jak do modlitwy –
Proszę, złap ją nim powie komukolwiek. No dalej!
Adam wybiegł z pokoju, roznosząc echo swoich kroków, które
rozbrzmiewało głucho pośród pustych ścian.
Tommy skrył twarz w dłoniach, czując niegasnące przerażenie
i dopiero po chwili dotarło do niego, że od tej pory już nic nie będzie takie
samo jak wcześniej.
W KOŃCU!!!
OdpowiedzUsuńW KOŃCU SIĘ POCAŁOWALI!!
CZEKAŁAM CAŁE WIEKI!
Marona, no co tu dużo mówić - kolejny raz wyszedł ci wspaniały odcinek. Jak ty to robisz? Sprawiasz, że czytelnik "żyje" życiem bohaterów. Niesamowite... No, a ja w końcu nadrobiłam ten i poprzedni odcinek, bo byłam na małych "wakacjach" (: No a co do mojego opowiadania - wciąż nie mogę wymyślić fabuły - gdzie, kiedy i jak. :( No trudno, będę próbować coś zrobić ze swoim lenistwem i napisać w końcu 1szy rozdział, pewnie coś wymyślę, ale wątpię, haha xD.
~ ♥ Glam Nation ♥
Genialny rozdzial! Super,ze sa miedzy nimi takie rozterki czy rozmowy i tak powoli sie rozwija ich milosc.Strasznie sie ciesze,ze w koncu cos sie miedzy nimi dzieje na to tyle czekalysmy haha :-D Czekam z niecierpliwoscia na nowy rozdzial i mam nadzieje ze bedzie wiecej takich scen jak tu na koncu hehe xd Pozdrawiam i zycze duzooo weny! :-)
OdpowiedzUsuńTo jest tak. Pisałam komentarz prosto z serca i kiedy już wszystkie emocje wypłynęły, zginął mi internet, a razem z nim komentarz...
OdpowiedzUsuńUsiłuję powtórzyć, ale to już nie to samo. :( Uwaga, może mi wyjdzie:
W końcu! Czy mogłam spodziewać się czegoś innego niż kupy emocji w jednym odcinku? Wiem, że maleńkie, prawie bezgłośne kocham cię, byłoby tutaj nie na miejscu, ale mam nadzieję, że Tommy je wkrótce usłyszy jako prawdziwą deklarację. Chociaż w tym odcinku i tak już dużo dostał. To, co się tutaj stało... Och! Może i Tommy tych słów nie usłyszał, ale ty je przeczytasz: KOCHAM CIĘ, MARONKO! Naprawdę! Za to, że tak kolorujesz każde słowo, że tak wspaniale łączysz każde zdanie. Dla mnie jesteś niemal na równi z moim ukochanym (wiem, że to nieładne określenie, ale go użyję) tekściarzem Wojtkiem Łuszczykiewiczem. (może go znasz?)
Posłużę się tu jego słowami: Słowa milczą jak najgłośniej
W twoim okrągłym 20 odcinku milczały jak najgłośniej w moim sercu
I dziękuję za nawiązanie do Fever - mój #2 najukochańszy numer Adaśka.
Mogę ci przyrzec że przeczytam wszystko co napiszesz. nie ważne Adommy czy nie. Życzę ci wydania ksiazki. Kończę komentarz oglądając Lewandowskiego, który właśnie strzelił gola! Czekam na następny 21 wielkim utęsknieniem. Całuski :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :* :*
Rozdział gorący i nasycony emocjami i bardzo ok . I chyba na tym polega miłość . Że bierzesz w ramiona nie tylko ciało ale i emocje tej osoby którą pragniesz do obłędu i nic nie znaczenia ważna jest tylko ona
OdpowiedzUsuńPo przebudzeniu w nocy po 3 pomyślałam spawdze, może jest odcinek... No i co? Po przeczytaniu tego cuuuda już nie spałam. Ale warto zarywac nocki dla takich ekscytujących doznań... :) Fantastycznie się to czyta, jesteś Mistrzynią :)
OdpowiedzUsuńKocham, ściskam, czekam na więcej :)
Dominika
O Boże! Nie sądziłam, że doczekam się tego tak szybko. W jednej chwili myślałam, że Adam powie, że żartował. Ale przeczuwałam, że Adam musi coś do niego czuć, po tym jak przyjął wiadomość o pracy Tommy'ego. To co się wydarzyło, to coś niesamowitego! W końcu Adam zrobił krok do przodu. Teraz to nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńWow... Brak mi słów. Naprawdę. Najpierw ten klub i reakcje Adama. Kłótnia w której żadna ze stron tak naprawdę nie wiedziała o co chodzi tej drugiej. Zazdrość aż bijąca od Adama.
OdpowiedzUsuńI wreszcie Adam się przyznaje, przełamuje. Robi ten krok, który zmienia wszystko.
Kocham twój styl, napięcie jakie tworzysz. Sprawiasz, że emocje kłębią się we mnie od pierwszych do ostatnich słów. a twoje opisy sprawiają, że czuję się jakbym stała obok chłopaków i wszystko obserwowała.
Z wielką chęcią postawiłabym kiedyś twoje opowieści na moim regale z książkami.
ps. mam nadzieję, że nie obrazisz się z mojej małej "receznji" swoich opowiadań
Usuńhttps://ksiazkowaobsesja.wordpress.com/2016/07/02/1-z-blogosfery-niezwykle-swiaty-marony/
O Boże! Nie spodziewałam się, że doczekam się tego tak szybko. Na początku myślałam, że Adam po chwili powie, że żartował czy coś w tym stylu. Ale przeczuwałam, że coś czuje do Tommy'ego po tym jak przyjął wiadomość o jego pracy w modelingu. Ten rozdział to było coś niesamowitego, mam nadzieję na więcej takich niespodzianek i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńOMG! Dwa razy prawie ten sam komentarz dodałam. Nie sądziłam, że doda mi na telefonie xD :D
OdpowiedzUsuńZwykle nie komentuje rozdzialow, bo kazdy wygladalby tak samo, jestem zachwycona kazdym z nich, nie wazne co by sie tam dzialo, tak samo jak tym. Jest genialny, cudowny, wspanialy i nie wiem jaki jeszcze, doczekalismy sie cudownej akcji. Uwielbiam twoje opisy. Czekam na kolejny rozdzial! :D
OdpowiedzUsuńo cholera... wybacz zwrot ale tylko to mi przyszlo do glowy. zaczelam czytac wczoraj i obiecalam sobie ze skomentuje dopiero pod ostatnim odcinkiem i powiem szczerze, ze juz mialam ci powiedziec w tym komentarzu, ze oni maja sie w koncu pocalowac, ale zmieniam zdanie niech kloca sie duzo czesciej jesli maja byc takie zakonczenia tych klotni to jestem za :D i powiem ci jeszcze ze twoje opowiadania to najlepsze z tych jakie wogole czytalam nawet lepsze od niektorych ksiazek ( jak narazie przebija cie tylko J.K Rowling i cassandra Clare ale mam nadzieje, ze sie to zmieni) :D zycze wenyyy i pozdrawiam :* ~Marta
OdpowiedzUsuńMarrrrrrrrrrrrrrrronaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!! To jest prze epickie! Mój Boże, ale mi się to opko podoba, no coś niesamowitego xD. Nie mogę brak mi słów normalnie. Czułam się jak oni *_~, wiesz w sensie, że doskonale opisałaś sytuację i w ten tekst: "tak bardzo cię pragnę", po prostu zmiażdżyłaś mi system i Adaś taki władczy hyhyh.. :D.
OdpowiedzUsuńSorry, że komentarz tak bardzo nie składny, ale jestem na nowych lekach i mam aktualnie głupawkę z koników Pony - Poniaczu, gdzie jesteś gdy Cię potrzebuję?! xD (żadne halucynki, po prostu nie umiem spać i... I.. Ehh.. Coś czuję, że się pogrążam :D""""). Nie ważne, ale tak czy siak sorry za nie składność komcia;)..
Pozdrawiam:
~ Kushina.Zimoch;)..
AAAA W KOŃCU!!! Ale to było MEGA. A Adam był taki władczy :D. Opisujesz takie sceny po mistrzowsku, serio kocham to czytać. A co do Brooke - zabiłaś mnie xd weszła w takim momencie, nie wiem nawet czy się śmiać czy płakać. Ach... no to pozostaje tylko czekać na następny odcinek, no to weny życzę :* ♡
OdpowiedzUsuńCześć Maronciu! :D Na początek chciałabym Cię baaaardzo przeprosić ze dodaje komentarz tak późno. Miałam trochę zamieszania z fb, konkretnie mi go zablokowali, byłam wkurzona ale to nieistotne. Istotne jest to że napisałam na fejsie strasznie długi komentarz i przepadł;P no nic żyje się dalej szkoda tylko tych emocji haha Ale może coś o rozdziale :)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam kiedy ostatni raz czułam takie emocje, powiem Ci że najlepszy thriller nie wywołuje niepokoju który z niewiadomych przyczyn towarzyszył mi niemal przez cały czas kiedy czytałam. Co do zachowania Tommy'ego to hm... Całkiem nieźle poradził sobie z tą całą sytuacją ( a czy ja nie mówiłam ze pójdą razem do tego klubu?! :D ) a Adam... Nie chcę używać tego słowa ale po prostu jak zwierzę. Mrauł, to chyba dlatego tak się"bałam" on i Tommy byli w moich oczach jak drapieżnik i ofiara. Pamiętam ze kiedy pojawił się nowy rozdział właśnie wychodziłam na spotkanie ( spokojnie nic ważnego xd) ostatecznie musiałam przełożyć na jutro co jak co ale byłam cała mokra ( te 30 stopni też się chyba jakoś przyczyniło ;) ) i nie mogłam tam pójść hahaha 😂
Jakieś kilka miesięcy temu zaczęłam czytać PG <3 ale z powodu duzej ilosci pracy musiałam przerwać ( swoją drogą dziwne ze ja zawsze taka zabiegana, ludzie mają przecież poważniejsze problemy, zostaje mi tylko życzyć reszcie powodzenia i użerać się z własnymi 😂) ale ok. tydzień temu znów podjęłam lekturę i jestem juz na 45 rozdziale :D byłabym pewnie dalej gdyby nie to że uparłam się żeby czytać od nowa, od deski do deski. Aha! Cieszę się że Cię rozśmieszyłam haha uwielbiam dawać ludziom radość :) szczególnie ze ty dajesz mi jej aż nadto! ❤ co ja tam jeszcze... Widziałaś nowy teledysk Adama do WTTS ???! Jak wczoraj zobaczyłam ( w sumie ledwo po dodaniu gaki fart ) zaczęłam... Robić różne rzeczy xd 😂 ale moja mama była najlepsza: "Przestań dziecko... Podniecasz się facetem który ma ponad 30 lat... Jest przystojny ale weź..." albo kiedy nie mogłam zasnąć i "niech Ci się przyśni Adam" ja takie"mmhmmm" *** "jak śpiewa" *** "no no..." Mam nadzieje ze moja mama się mnie nie boi :3 pewnie o czymś zapomnę więc najwyższy napisze w drugim komentarzu co tam yolo hehe <3 a teraz jeśli jeszcze nie znudziło Ci się czytanie moich wywodów opowiem Ci co sobie wymyśliłam pewnej nocy gdy nie mogłam spać...
A więc moja fantazja dotyczyła świąt. Adam z rodziną spędzał je u ciotki :) czasy Idola na marginesie)-- przychodzi ksiądz, taki upierdliwy którego każdy ma dość xd [ nie wierzę że to pisze omfg ] razem z ministrantem ( haha nie wiem czy coś takiego jest w Ameryce ale kit my fantasty xd ) i on ma na 18 lat. Ksiądz na dzień dobry mówi Adasiowi ze mógłby się nawrócić, ze Bóg by go "wyleczył" Adam się wkurzył i juz szykował jakąś akcję. Zaprosił Michela do siebie ( ładne imię ? 😂 ) tłumaczył ze na dworze jest zimno i ze lepiej żeby poszedł z nim na górę no to księżulek się zgodził choć niechętnie. Reszta rodziny została na dole. [ sorki chciałam w skrócie ale ja po prostu nie potrafię jak twierdzi moja była polonistka xd ] okazało się że Michel jest tu przez matkę która chce wyplenić mu swoją orientację ( jest bi ) ale chłopak stara się o miejsce w akademiku i niedługo ucieka na studia :) i tu wiadomo, Adam uwodzi i to nieźle, kusi a Michel... Ulega nawet dość łatwo ;) [ lambertowa magia ] wszyscy siedzą już długo bo ten ksiądz zwykle truje jakąś godzinę xd i tu nagle : "Adam!!!" Haha i tak. Wszyscy w szoku tylko Neil wpada w histeryczny śmiech 😂 i Leila próbuje ratować sytuację" może...może Adaś na niego wpadł... Znaczy... Niechcący uderzył? M..." A ksiądz" pani Lambert, ja całe życie księdzem nie bylem"
The End 😂
Piszesz fenomenalnie jesteś moją ulubioną pisarką ff. Mam nadzieję że w przyszłości nie tylko;D
PS : Polubiłam dzięki Tobie piosenkę Enrique Iglesiasa nie wiem czy dobrze pamiętam tytuł m... " I f***ing you" ( wybacz jesli zle! Ale kocham ta song, taka niegrzeczna haha buduje dobry nastrój <3
Gorąco pozdrawiam!
Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? Tak mi się zanuciło :) napisałam 2 bardzo długie komentarze, 2 przepadły;P nie będę się rozpisywać tym razem, przepraszam tylko że tak późno pisze. Kończę PG tak w ogóle ;)i strasznie się cieszę że Cię rozśmieszyłam :D uwielbiam dawać ludziom radość, szczególnie ze Ty dajesz mi jej aż nadto <3 rozdział cudny, trzymał w napięciu lepiej niż najlepszy thriller ^.^ swoją drogą widziałaś nowy teledysk Adasia? Miałam totalną podnietę, z resztą wciąż mam hehe co tam jeszcze... Boję się trochę ale nie mogę doczekać nextu gorąco pozdrawiam :) następnym razem możesz liczyć na dłuższy komentarz, dodam tylko że odwołałam pewne spotkanie, znaczy, przełożyłam bo po lekturze nie byłam w stanie xd [ Spokojnie nic ważnego <3 ]
OdpowiedzUsuńPS: Jeśli to Ty usunęłaś mój wpis to rozumiem 😂 czasami poniosą mnie emocje co prawda to prawda hehe całuję ^_~
PO JAKIEGO FARFOCLA ONA TAM WCHODZIŁA!? CO ONA, CARITAS!? MATKA TERESA!?
OdpowiedzUsuńMatko uwielbiam tą opowieść zaczęłam czytać parę dni temu ale twój styl pisania i te emocje sprawiają że zawsze kiedy mówię sobie ,,dobra na dzisiaj to ostatni" to i tak nie mogę soknczyc czytać coś niesamowitego. Czasami aż tak jak Tommy zapominam jak się oddecha tylko nie z przerażenia ze ktoś dowie się prawdy tylko z zachwytu
OdpowiedzUsuń