poniedziałek, 17 lutego 2014

Odc. 1: Po drugiej stronie ulicy

Witajcie ponownie! Uwielbiam powroty :)
Zapraszam do mojego nowego opowiadania. Jak też obiecałam, w tej notce zawarte są dwa odcinki, żeby nie czuć niedosytu przed następnym tygodniem. Napisałam kilka odcinków z wyprzedzeniem, więc przez najbliższy miesiąc będę pojawiać się tutaj regularnie :)
Postanowiłam podzielić to opowiadanie na dwie części, ponieważ na półmetku planuję roczną przerwę w linii fabularnej. Oczywiście odcinki będą leciały od razu po zakończeniu pierwszej części.
Jeśli nie odnalazłyście się w liście blogów po prawej stronie, serdecznie zapraszam do podawania adresów w komentarzach :)
I jeszcze ważne! Jeśli kolory tła są zbyt agresywne i trudniej Wam się czyta to dajcie znać :)

CZĘŚĆ 1

1. Po drugiej stronie ulicy

Miasto tętniło pełnią życia. Poza niesamowitą ilością mieszkańców oraz imigrantów, wszędzie roiło się od wszędobylskich turystów, którzy prowadzali się grupkami, poszukując najsłynniejszych miejsc. Tak samo było z Vincentem i Oscarem – parą Francuzów, którzy postanowili złożyć wizytę Statule Wolności oraz innym obiektom, znanych im jedynie z tanich przewodników. Tej wiosennej nocy udali się w stronę Brooklynu, choć byli ostrzegani, by nie zapuszczać się tam po zmroku.
- Głupie gadki i utarte schematy. Niby kto i po co miałby skopać nam tyłek? – Spytał jeden z braci, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów – Cholera, skończyły się.
- Nie będziemy przecież szwędać się po ulicy całą noc. Spójrz. – Wskazał na mieniące się w dali neony, ułożone w kobiecy profil. – Chcesz się trochę zabawić? – Spytał, szczerząc się w uśmiechu.
- Oscar, nie mamy na to forsy. Z resztą dziewczyna wyrzuci mnie z domu, jeśli się dowie.
- Nie bądź cienias. – Uśmiechnął się młodszy z dwojga. – Ja stawiam!
- Zostało nam na skromne śniadanie i bilet powrotny, nie wygłupiaj się. - Mruknął Vincent, wciskając ręce w kieszenie wąskich spodni. – Przestaje mi się to podobać. Wracajmy…
Nie minęła ich ani jedna taksówka. Odkąd wkroczyli w ciemną ulicę, mijali jedynie ginące w mroku podwórka oraz pary święcących kocich oczu. Światła w oknach były wygaszone, a jedyna poświata jaka do nich docierała, pokładała się barwnymi neonami na czarnym asfalcie.
- Chyba znalazłem coś dla siebie. – Rzekł Vinc, spoglądając na szyld Bert’s Theatre.
- Błagam cię. – Oscar ze zrezygnowaniem przewrócił oczami, zatrzymując się pomiędzy teatrem a nocnym klubem. – Tylko cipa waha się nad wyborem w takiej sprawie.
- Jeśli zawieje nudą, przysięgam, że zaraz znajdę się u twojego boku.
Oscar westchnął pod nosem, pewnym krokiem zmierzając w stronę klubu. Przekroczył bramki mijając jednego wątłego ochroniarza i rozejrzał się, obrzucając wszystkich wkoło szerokim uśmiechem. Cztery z pięciu podestów zajęte były przez półnagie kobiety, nieudolnie wijące się wokół metalowych drążków. Barman nie nadążał obsługiwać swoich klientów, którzy obrzucali go cytrynami ze swoich niedopitych tequili. Podłogi lepiły się od rozlanego piwa, a on otoczony był usługującymi kelnerkami, wdzięcznie prężącymi się przed ludźmi, którzy wciskali za ich bieliznę dziesięciodolarówki.
Został popchnięty przez dyskutujących klientów i nieszczęsnym trafem wpadł na nieznajomego, który niósł na tacy blisko dziesięć pustych kufli piwa. Wszystkie z nich runęły na podłogę, roztrzaskując się hukiem wokół ich stóp.
- Kurwa mać! – Krzyknął niewysoki blondyn, ciskając tacą o ladę za swoimi plecami.
- Sorry. – Mruknął Oscar, podpierając się ramieniem o ścianę. – Posprząta się.
- Jasne. Wszystko się zrobi samo, się posprząta, się zamiecie, się zabierze stąd swój wielki tyłek, który rozpycha wszystko wkoło. – Odburknął Tommy, zarzucając ręcznik na swoje ramię.
- Co za opryskliwa obsługa. – Oscar uśmiechnął się szyderczo. – Chodź, chodź… no podejdź. Chcę przeprosić.
Tommy zmierzył nieznajomego wzrokiem, po czym przypomniał sobie o dyscyplinarnych uwagach pod swoim adresem. Wziął głęboki oddech, po czym zbliżył się na krok.
- Weźmiesz za numerek taniej, niż te panie? – Syknął Francuz, śmiejąc się w głos. Tuż po chwili runął na stłuczone szkło, co nie uszło uwadze właścicielowi klubu.
- Ratliff, do jasnej cholery! – Krzyknął, idąc spiesznym krokiem w stronę Tommy’ego. – Czyś ty się z chujem na głowy pozamieniał? Tylko policji mi tu brakuje! Świetny popis, Ratliff, gromkie brawa! – Wykrzyczał, uderzając dłońmi o siebie.
- Mam tego, kurwa, dosyć. – Warknął Tommy, zarzucając swój wilgotny ręcznik na ramię szefa. – Kończę zmianę.
- Nie możesz teraz pójść! Mamy największy ruch!
- Chrzanię to. – Odparł, przechodząc ponad głową pijanego klienta, który próbował zatamować krwawienie z nosa. Blondyn zignorował pozostawioną w pokoju kurtkę i szybkim krokiem wyszedł z klubu, uderzając ramieniem kolejnego gościa.
- Naucz się chodzić ty tępa ruro. – Odparł, nie odwracając się za siebie. Zbiegł ze schodów i zniknął w mroku ulicy.
***
Vincent zatrzymał się u progu sali. W tym czasie musiała odbywać się próba, ponieważ żaden z bileterów nie oczekiwał przy drzwiach. Zrezygnowany odwrócił się w stronę drzwi i postanowił dołączyć do brata.
Brunet w tym samym czasie wstał ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie, odkładając na krawędź sceny plik notatek. Wziął głęboki oddech, opierając dłonie o deski. Poczuł tupot drobnych stóp, a gdy uniósł głowę jego oczom ukazała się drobna tancerka.
- Vanessa…
- Może po prostu zgłoś interwencję na policji. - Rzekła, kładąc ręce na ramionach mężczyzny.
Hałas dochodzący z sąsiedniego klubu wprawiał w drgania wszystkie ściany. Głuche echo rozchodziło się dookoła nich, zagłuszając śpiew i aktorską grę.
- Podejdźcie, proszę. – Rzekł Adam, zakładając ręce na piersi. Kilkanaście osób z jego zespołu spełniło prośbę i usiadło wokół drobnej Van, z którą Lambert zamienił przed chwilą kilka słów.
- Pójdzie ktoś pogadać z szefem tego burdelu? – Spytał, wskazując palcem na sąsiednią ścianę, za którą usytuowany był nocny klub. – To zaledwie kilka kroków.
- Adam, ty tu rządzisz… - Rzekła Van, spuszczając stopy ze sceny. – Z nami nie będzie chciał rozmawiać.
- Ze mną rozmawia i nadal nie przynosi to efektów. – Adam zagryzł dolną wargę. Wziął głęboki oddech i z widocznym poirytowaniem ruszył w stronę głównych drzwi.
Kochał ten teatr. Przeznaczony do dewastacji Bert’s Theatre został przejęty przez grupę amatorów, kochających się w śpiewie i tańcu. Blisko dwudziestu artystów poświęciło całe swoje dotychczasowe życie dla tego miejsca, które dawało im pełnię sił.
Bert’s stracił dobrą sławę, gdy rejon Brooklynu w jakim się znajdował został wpisany na listę miejsc szczególnie niebezpiecznych. Część najlepszych aktorów przeniosła się do SoHo, gdzie mogli rozwijać swoje talenty, natomiast większość z nich rozpłynęła się po całych Stanach, goniąc za pieniądzem. Gdy Adam wraz ze swoimi przyjaciółmi wykupili zgliszcza dawnej chwały Brooklynu liczyli, że przywrócą duszę temu miejscu. Zaczęli w to wątpić, gdy po drugiej stronie ulicy powstał najgłośniejszy klub nocny w mieście. Ginąca w mroku słabych lamp ulica do cna straciła swoją dawną chlubę i stała się rezerwatem dla pijaków, przestępców i rzezimieszków.
Adam zbiegł po stromych schodach wprost na ulicę i odruchowo wcisnął dłonie w ciasne kieszenie spodni. Spuścił głowę, patrząc na swoje stopy, a silne uderzenie w ramię sprawiło, że stracił równowagę.
- Naucz się chodzić ty tępa ruro. – Nieprzyjemny, chłodny głos wywołał dreszcze na jego plecach. Ujrzał kilka kosmyków jasnych włosów wystających spod kaptura i domyślił się, że to jeden z pracowników klubu. Widział go ze trzy, może cztery razy, gdy próbował porozmawiać z szefem tego miejsca. Zawsze opryskliwy, nieskory do pomocy obrzucał go jedynie chłodnym spojrzeniem, jakich darzył wszystkich wkoło.
Musi nienawidzić życia. Niech to szlag, wyrazy współczucia, kolego.
Gdy przekroczył próg klubu, jego oczom ukazał się drobny mężczyzna, który wykrzykiwał przypadkowe słowa z charakterystycznym, francuskim akcentem. Stał on w otoczeniu drugiego, podobnego do niego chłopaka oraz niskiego, krępego szefa tego lokalu.
- Wybacz, chcę porozmawiać. – Rzekł Adam, podwijając rękawy. Pan Smith nie raczył nawet na niego spojrzeć. – Przepraszam, ale…
- Jestem zajęty. Wizytówkę do mojego adwokata już masz. – Odparł gburowato i podążył do swojego gabinetu szybkim krokiem. Rozrzucił poły swojej marynarki i przetarł szkła w okularach krawędzią koszuli. Po chwili czarne drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
- Świetnie… - Mruknął Adam, odwracając się na pięcie. Wcisnął ręce w kieszenie bluzy i powrócił na ulicę, gdzie spotkał część zespołu.
- Może damy czadu w Młynie?
Czarnowłosy przecząco pokręcił głową i wziął głęboki oddech. Chłodne powietrze wypełniło jego płuca.
- Chyba wolę odpocząć.
- Stary… - Terrance uśmiechnął się szeroko, wychodząc Lambertowi naprzeciw. – Lilijka odniosła niesamowity sukces, a my nie mieliśmy ani jednej okazji, by wspólnie się napić. No nie daj się prosić. – Skinął głową, odsłaniając rząd białych zębów.
- Uważasz, że mamy powody do świętowania? – Adam wyglądał na zdenerwowanego. – Otóż odpowiem na to pytanie za ciebie. Nie mamy ani jednego.
- Wiesz, że autorskie spektakle sprzedają się gorzej. – Terrance zaczął mówić ciszej, gdy docierało do niego echo wypowiadanych słów. – Zaraz zaczynamy pracę nad…
- Nie podniesiemy tych ruin. Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. – Adam rozłożył ramiona. – Zostało nam czterysta dolarów na stworzenie nowego musicalu. Za te pieniądze nie kupimy nawet materiałów na ubrania. Jeżeli nie stworzymy dzieła naszego życia, możemy się pożegnać z karierą na Brooklynie.
Vanessa zbliżyła się do przyjaciela, oplatając jego szyję barwnym szalem. – Każdy z nas zna sytuację. Jutro omówimy wszystkie detale, ale dziś pozwólmy sobie odetchnąć.
Adam omiótł wzrokiem ulicę, a następnie swoich przyjaciół.
- Idźcie beze mnie. Nie czuję się najlepiej. – Rzekł, wracając do teatru.
- No nie żartuj… - Mruknął Mikey, gdy czarnowłosy zniknął za bramą.
Van skierowała wzrok ku ciemnoskóremu mężczyźnie. – Lećcie. Ja z nim zostanę.
- Jesteś pewna? – Spytał Terrance, spoglądając w stronę podwórza.
- Jasne. Dołączę do was za jakiś czas. – Rzekła z ciepłym uśmiechem, pozostawiając zespół za sobą. Podążyła śladami Adama, ginąc w mroku wąskiego korytarza.
Lekkim krokiem przebiegła duży hall, wyłożony czerwoną wykładziną i obejrzała się w kilku lustrach. Zatoczyła dłonią półokrąg nad swoją głową i przeskoczyła na drugą nogę, kłaniając się w pół. Ta część teatru spełniała rolę najlepszej sali prób.
Przypominając sobie o Adamie pobiegła w stronę głównej sali teatralnej i wskoczyła na podest, gdzie miękkie deski ugięły się pod naciskiem jej stóp. Lekkim krokiem podążyła drogą wiodącą za kulisy. Tylko jedne drzwi zawsze były otwarte – wspólny pokój, spełniający rolę sypialni. Było to największe pomieszczenie teatru przeznaczone dla kilkudziesięciu, szykujących się do spektaklu artystów. Biorąc pod uwagę, że grupa Bert’s Theatre liczyła zaledwie kilkunastu aktorów, każdy miał dla siebie wystarczająco dużo miejsca.
- Hej? – Zawołała, wkraczając do dużego pokoju, otulonego gamą ciepłego światła dochodzącego z rzędów toaletek. – Adam?
- Powinnaś bawić się z nimi. – Usłyszała niski, męski głos, za którym powiodła. Zatrzymała się w połowie drogi pomiędzy drzwiami a materacem Adama.
Powolnym krokiem zaczęła omijać liczne materace rozrzucone po deskach. Pełniły one rolę zastępczych łóżek dla tych, którzy zdecydowali się zamieszkać w teatrze na dobre – a takich nie brakowało. Lambert był jednym z nich.
- Widzę, że bardzo cię to trapi. – Rzekła, siadając na krawędzi poduszki. – Myślę, że przerastają cię ambicje. Dajemy z siebie wszystko.
Adam włożył ręce pod głowę i zamrugał dwukrotnie, patrząc na przyjaciółkę. Wziął głęboki oddech i zapatrzył się w ciemną toń wysokiego sufitu.
- Zależy mi na tym.
- Jak nam wszystkim. – Odparła, kładąc się obok bruneta. Ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej i zapatrzyła się w nieobecny wzrok niebieskich oczu.
- Izolujesz się od życia. Wszystko co robisz, poświęcasz temu teatrowi. Powinieneś kogoś znaleźć. Spędziliśmy ze sobą całe dwa lata i ani razu nie widziałam przy tobie kobiety. To znaczy jest ich wiele, ale zawsze rezygnujesz.
Czarnowłosy wzruszył ramionami. – Nie potrzebuję nikogo. Jestem szczęśliwy.
Dziewczyna podparła się na łokciu, a na jej twarzy zagościł nikły uśmiech.
- I całkowicie spełniony?
- Oczywiście. – Odparł, uśmiechając się ciepło. – A sądziłaś, że mogło być inaczej, mała?
Leżeli przytuleni do siebie, wpatrując się migoczące, kolorowe światła dochodzące z ulicy, oblewające  szare, ginące w mroku ściany pomieszczenia.
***
Terrance chwiejnym krokiem dotarł do baru. Zastukał palcami w blat, próbując zawołać barmana, który w tym momencie obsługiwał dwie młode kobiety.
- Zaraz przyjdzie. – Zagadnął Tommy, wodząc palcem po krawędzi swojej szklanki. Nie odwracał wzroku od brunatnej cieczy, która tworzyła małe fale pod wpływem zabawy naczyniem.
- Szybciej. – Mruknął pod nosem Terrance.
- Cierpliwości. – Odparł Ratliff, zwracając się twarzą w stronę ciemnoskórego mężczyzny. – To popłaca.
Spencer wziął głęboki oddech i usiadł obok blondyna. – Jakie smutki dziś topisz?
Tommy przewrócił oczami, wodząc wzrokiem za barmanem, który właśnie się zjawił.
- Dwa razy wściekły pies. – Rzekł Spencer, opierając łokcie o blat. Nieświadomie napiął swoje mięśnie, co nie uszło uwadze Ratliffa.
- Nie musisz stawiać mi drinków. Nie interesują mnie faceci.
Terrance uśmiechnął się szeroko, kładąc na blat dwadzieścia dolarów. – Przynajmniej stawiasz sprawę jasno. Co w takim razie robisz w klubie dla gejów?
- Nie otrzymałeś odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Nie czujesz niedosytu? – Tommy ponownie zwrócił wzrok ku Spencerowi, tym razem mrużąc oczy. Przeciągnął językiem po suchych wargach, które pragnęły zatopić się w ostatnim łyku whisky.  
Terrance nie rozumiał już niczego z tej gry. Miał wrażenie, że Tommy próbuje go uwodzić, choć tuż przed chwilą zadeklarował, że nie jest zainteresowany.
- Odpowiedz… - Odparł Spencer, siadając przodem do blondyna. Delikatnie rozchylił kolana i oparł stopy o podłogę.
- Mam beznadziejną robotę, a mój szef to skończony dupek. – Rzekł Tommy, przybierając podobną pozycję, co jego rozmówca. Odgarnął kosmyki jasnych włosów ze swojego czoła, a następnie oparł dłoń o szczupłe udo. – Brzydzi mnie seks, bo obracam się wśród dziwek, a z drugiej strony pragnę z kimś być. Poczuć…
- Jego wnętrze.
- Jej wnętrze. – Tommy rozchylił wargi, pochylając się w stronę Spencera. – Żałuj, że nie znasz tego uczucia.
- Żałuj, że nie znasz tego, co dla mnie jest chlebem powszednim. – Terrance uśmiechnął się, po czym wypił swojego shota.
- Uważasz, że coś tracę? – Tommy przechylił głowę.
Spencer zatrzymał wzrok na jego twarzy. Choć Tommy nie był w jego typie, totalnie zawrócił mu w głowie. Podziwiał jego miękkie rysy twarzy, leniwe spojrzenie ciemnych oczu, które przeszywało go na wskroś. Spoglądał na pełne usta, które były poza jego zasięgiem.
- Możesz się przekonać.
Tommy uśmiechnął się szeroko, po czym podobnie jak jego rozmówca wypił shota jednym haustem. Spojrzał przez ramię w stronę poznanego mężczyzny.
- W jaki sposób?
- Zaproszę cię na mały pokaz… - Rzekł półgłosem Spencer, kreśląc palcem przypadkowe wzory na kolanie Tommy’ego. – Jeśli uznasz, że ci się podoba, przyłączysz się.
Ratliff zaczął się śmiać, po czym przecząco pokręcił głową.
- Właściwie to nie mam lepszych planów na ten wieczór. Najprawdopodobniej wyjdę, bo to odrażające, żeby facet facetowi…
- Och, zamknij się… - Odparł Spencer, łapiąc Ratliffa za rękę. – Nie będziesz się nudził, zapewniam cię.
Tommy czuł przyjemne mrowienie, co wyzwalało w nim śmiech. Próbował zachować równowagę, choć stale potykał się o tańczących na parkiecie ludzi. Widział jedynie umięśnione plecy mężczyzny, skryte pod dopasowanym materiałem koszulki i przygryzł wargę, zastanawiając się pod jakim znakiem przebiegnie reszta wieczoru.
Chwilę później został mu przedstawiony młody chłopak; miał około dwudziestu lat. Tommy nie zapamiętał jego imienia. Zapomniał nawet się przedstawić. Spojrzał na zegarek, nie mogąc dostrzec wskazówek, które mieniły się przed jego oczami. Blondyn oparł się o tors Spencera, czując zawroty głowy, które nie pozwoliłyby na wykonanie ani jednego kroku.
- Chcesz zerżnąć tego dzieciaka? – Spytał, łapiąc Terrance’a za kark. – Serio?
- Znamy się nie od dziś. – Odparł brunet, obejmując Ratliffa ramieniem. – Chodźcie…
Blondyn całkowicie stracił poczucie rzeczywistości. Jedyne, czego miał pewność to fakt, że siedzi na kanapie. Na pewno była skórzana, czuł to pod palcami. Zewsząd docierały do niego odgłosy rozkoszy; odniósł wrażenie, że najprawdopodobniej został zaprowadzony do darkroomu.
Zwrócił wzrok ku ścianie, przy której stał jego nowo poznany znajomy wraz z… no właśnie, jak on się nazywał?
Widok dwóch męskich ciał, ocierających się o siebie miał przyprawić go o mdłości; ku jego zdziwieniu ten widok spowodował szybsze bicie jego serca. Powoli przygryzł wargę, obserwując parę, która zatraciła się w pieszczotach. Brak sił sprawił, że opadł na kanapę; czuł wzbierające się mdłości, pod wpływem ilości alkoholu, jaką przyjął tego wieczoru. Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech; poczuł się trochę lepiej. Zauważył, że para zmierza w jego stronę. Jego oczy otworzyły się szerzej.
- Dołączysz do nas?
- Nie ma szans… - Odparł Tommy, zasłaniając ramieniem twarz. – Muszę stąd wyjść.
- Przestań pieprzyć… - Odparł Terrance, pochylając się nad blondynem. Słodkie mrowienie przeszyło jego ciało, gdy miękkie, wilgotne usta zetknęły się z jego szyją. Próbował go odepchnąć; na darmo.
- To tylko przygoda. – Usłyszał głos, który nieco go uspokoił. Dopiero po chwil dotarł do niego dźwięk rozpinanego paska.
- O boże… - Powiedział na głos. – Spierdalaj… Nie chcę…
- Twoje ciało jest innego zdania… - Usłyszał zmysłowy głos. Ratliff poderwał się, uderzając pięścią w oparcie kanapy.
- Zabiję cię… to jest… ty… - Tommy próbował składać zdania, jednak nie był w stanie. Podniósł głowę i ujrzał burzę jasnych włosów, które poruszały się w górę i w dół. Blondyn zaczerpnął głębszego oddechu i opadł na kanapę. Nie mógł zaprzeczyć – było mu przyjemnie, choć jednocześnie czuł niesmak.
- Dobry w tym jest, co? – Spytał Terrance, całując policzek Ratliffa.
- Zajebisty… - Odparł Tommy, otwierając oczy, by spojrzeć w stronę mężczyzny. Wymienili się spojrzeniami.
- Myślisz, że mogę mu dorównać?
Ratliff ponownie zaczął się śmiać – Nie… nie próbuj.
Kiedy Terrance zniknął z zasięgu wzroku Ratliffa, ten odczuł, co właśnie ma miejsce. Para warg pieściła jego ciało w sposób, jaki nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Szeroko otworzył usta, wyzwalając z nich głośny jęk, którego nie potrafił powstrzymać. Uzupełniali się wręcz idealnie.
Usłyszał krótki dialog, jednak nie potrafił rozróżnić słów. Ponownie zasłonił twarz ramieniem aż do czasu, gdy głośne, miarowe jęki zaczęły wyprowadzać go z równowagi. Ułożył dłoń na głowie nieznajomego chłopaka, by kontrolować jego ruchy. Podniósł wzrok na Spencera, który znajdował się tuż za blondwłosym. Ich ruchy uzupełniały się. Tommy nie tracił kontaktu wzrokowego z mężczyzną, aż do czasu, gdy rozkosz zaczęła obezwładniać jego ciało. Czuł, jak koszulka oraz spodnie lepią się do jego spoconej skóry; zacisnął palce na oparciu kanapy, by przygotować się na spełnienie. Wystarczyło kilka ucisków soczystych ust, by jego mięśnie spięły się boleśnie. Przeżywał długo oczekiwany orgazm, obserwując jak jasna strużka spływa po ustach i brodzie nieznajomego.  

Kiedy się ocknął, nadal panował mrok. Siedział na ławce, w pobliżu swojego miejsca pracy. Zacisnął powieki, próbując przypomnieć sobie ostatnie godziny. Poklepał kieszenie w poszukiwaniu portfela i telefonu; na szczęście znajdywały się we właściwym miejscu.
Uprawiałem seks z facetem. Spuściłem się w jego usta.
Niekontrolowanie pochylił się do przodu, by zwrócić całą zawartość żołądka. Nadal był pijany, choć teraz potrafił już wskazać drogę do domu. Skrył twarz w dłoniach, próbując przypomnieć sobie chociaż kilka szczegółów. Im więcej powracało do jego świadomości, tym potężniejsze przerażenie zaczęło władać nad jego ciałem. Miał dreszcze i mdłości, których nie potrafił opanować. Strach ogarnął jego ciało, które wydarło się spod kontroli. Wstał i podpierając się muru zaczął kroczyć w stronę domu. Zatrzymał się w połowie drogi, a z jego oczu popłynęły łzy rozgoryczenia. Uderzył czołem w mur, przeklinając siebie w myślach.
Kiedy dotarł na miejsce, ogarnęła go kolejna fala nudności. Stojący pod lokalem klienci nie zwrócili uwagi na Ratliffa, który próbował dotrzeć do głównych drzwi klubu ze striptizem.
Minął podia z wijącymi się tancerkami i wbiegł po schodach na górę, podpierając się raz jednej, raz drugiej ściany. Zastanowił się, które drzwi należą do jego pokoju; wszedł do środka, rzucając się na łóżko. Za jego plecami rozbrzmiał łagodny głos.
- Ciężka noc? – Zagadnęła Dina, otwierając karton stojący w kącie pomieszczenia. Nie usłyszała odpowiedzi. Odłożyła nożyczki na stół, po czym usiadła obok Ratliffa.
- Hej, wszystko gra?
- Daj mi spokój… - Mruknął, wciskając twarz w miękką poduszkę. Po chwili usiadł, decydując się na spędzenie najbliższego kwadransa w toalecie.
- Marnie wyglądasz. – Rzekła dziewczyna, biorąc blondyna za rękę. – Tylko staraj się mnie nie upaskudzić, zaraz muszę być na dole. Chodź. – Rzekła, pomagając Tommy’emu dotrzeć do łazienki. – Wołaj Lisę, gdyby coś się działo.
Tommy uklęknął nad deską i oparł czoło o swoje dłonie. Minione obrazy wciąż pojawiały się w jego głowie, a im bardziej próbował od nich uciec, tym usilniej go dręczyły.
***
- Moi drodzy! – Zawołał Adam, zajmując miejsce w pierwszym rzędzie na widowni – Musimy omówić kilka ważnych spraw.
Cały zespół w mig zjawił się przy krawędzi potężnej sceny. Usiedli, żarliwie dyskutując na temat ostatnio widzianego filmu. Van zeskoczyła, zajmując miejsce tuż obok Lamberta.
- Jak się trzymasz? – Spytała, zwracając się w jego stronę.
Teatralnym gestem poprawił okulary na swoim nosie. – Znakomicie. – Rzekł, uśmiechając się szeroko – Jest lepiej, niż się spodziewałem. Przez ostatnie pół roku zagraliśmy… - Zawahał się, zaglądając do notesu. – Trzydzieści spektakli, czyli o dwa więcej niż planowaliśmy. Przeżyliśmy! Odłożyliśmy zaledwie kilka groszy, ale na kolejny musical powinno wystarczyć. Oczywiście, jeśli każdy z nas wyciśnie z siebie maksimum.
Van zsunęła się z czerwonego fotela – Nad czym będziemy pracować?
- A tego dowiedzą się wszyscy. – Rzekł, wstając ze swojego miejsca. – Zaplanowałem kolejną premierę i daję nam trzy miesiące na stworzenie arcydzieła, które przywróci serce temu miejscu. – Powiedział, zakładając ręce na biodra. – Do tego czasu zagramy jeszcze kilka razy Lilijkę. Nasz autorski spektakl dobiega końca i zgodnie uznaliśmy, że tym razem sięgniemy po znaną pozycję.
- Stary, no mów, co wybrałeś! – Terrance z niecierpliwością zastukał obcasami swoich butów – Czekamy na tę wiadomość od miesiąca.
- A więc… - Rzekł Adam, uśmiechając się szeroko. – Wystawimy Katedrę Marii Panny w Paryżu, znaną szerzej jako Dzwonnik z Notre Dame.
- Chyba już mamy chętnego do roli Quasimodo… - Uśmiechnęła się Van, poklepując Terrance’a po plecach.
- Zjeżdżaj. – Mruknął z uśmiechem, cofając się na krok.
- Świetny wybór. – Rzekła jedna z tancerek, spoglądając na resztę – Znacie musical z Paryża, ten z Garou? Jak dla mnie jest genialny.
- Adam, to moja ulubiona historia miłosna. – Rzekł Taylor, przykładając dłoń do serca.

Lambert rozejrzał się po sali – Jeszcze nie przydzieliłem głównych ról, ale mniej więcej widzę niektórych was pod postacią cyganki, księcia czy księdza. Kończę pracę nad scenariuszem, wkrótce szczegółowo go omówimy, zaczniemy pracę nad utworami i scenografią. Duże pole manewru będą mieli nasi akrobaci – kiwnął głową w stronę grupy najdrobniejszych mężczyzn w zespole.

7 komentarzy:

  1. Niesamowite :D Już nie mogę się doczekać następnych części :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziwne, ale interesujące. trochę mroczne klimaty wybrałaś - jestem ciekawa kolejnych części

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się ciekawie. Jak ja się zdążyłam stęsknić za twoimi opowiadaniami :D
    Oczywiście czekam na ciąg dalszy.
    A teraz mała reklama. Czekając na Twoje opowiadanie, zaczęłam pisać własne Adommy XD zapraszam na http://odcienie-bieli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. +,+
    Zajebiste..
    Chcę więcej:P..

    OdpowiedzUsuń
  5. boże jakie długie *-* boże jakie piękne *-* mmmmm świetne <3 z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały x3 całuję :* ~Taja

    OdpowiedzUsuń
  6. weoow <3 zapowiada sie naprawde ciekawie :) czekam na ciąg dalszy :*
    love-is-crazy-feeling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada sie bardzo interesujaco :) Nie mogę sie doczekac kolejnego odcinka :) Nii.

    OdpowiedzUsuń