poniedziałek, 1 maja 2017

Odc. 25: Przed premierą

25. PRZED PREMIERĄ

Kolejne dwa tygodnie upłynęły pod znakiem niekończących się prób. Był to również czas, w którym Adam spędzał noce samotnie, błądząc między kulisami a sceną, dopinając każdy detal. Zasypiał nad ranem, unikał prywatnych rozmów. Jak przed każdą premierą potrzebował czasu dla siebie; na wyciszenie się i uspokojenie swoich myśli.
Tym razem przychodziło mu to z trudem. W głowie wciąż odtwarzał wszystkie minione chwile spędzone z Tommym. Każdą kłótnię, gorzkie słowo, ciepłe spojrzenie, sekundę uniesienia. Sprawy nie ułatwiał fakt, że utracili kontakt od powrotu z Nashville. Blondyn był wciąż zajęty unikaniem Lamberta, jakby liczył, że jest to jedyny sposób na rozwiązanie problemu.

Tysiąca problemów, w których zaczęli tonąć.

Krótka wskazówka zegara minęła godzinę trzecią, gdy Adam zamiatał deski sceny. Usłyszał on niski dźwięk, który rozniósł się głuchym echem po całej sali. Uniósł wzrok i znieruchomiał, próbując namierzyć źródło dźwięku. Nie rozbrzmiał on więcej, więc brunet kontynuował zajęcie, aż poczuł znużenie i ułożył się na luźno rzuconym materacu głównej sali.

***

- Och, daj spokój.
- Myślę, że jesteście w wieku, w którym powinniście umieć ze sobą rozmawiać, Adam. Obydwoje zachowujecie się szczeniacko. Nie słyszałam, żebyście zamienili choćby słowo w tym miesiącu.
- Odpuść.
- To samo z Vanessą. Czemu nie wyjaśniłeś w czym leży problem? – Naciskała Brooke, opierając biodro o sklepową kasę.
Lambert podniósł na nią znudzony wzrok, porządkując przy tym półkę z papierosami – Mamy teraz dużo pracy. Jak sama zauważyłaś, nie poświęcam zbyt wiele czasu na prywatne sprawy.
- Przerastają cię twoje ambicje. Nie jestem pierwszą osobą, która o tym mówi. – Przerwała mu, gdy dostrzegła poirytowanie na jego twarzy – Dla spełnienia celów byłbyś w stanie odsunąć najbliższych.
- Przestań bredzić – Zdenerwował się, wspominając sytuacje z przeszłości. Trzasnął drzwiczkami, należącymi do półki z papierosami, skupiając na sobie uwagę jednego z klientów.
- To twoi przyjaciele. Myślę, że najlepsi. – Dziewczyna założyła ręce na piersi – Tommy… okej. Wiem, że macie swój moment.
- Hej – Upomniał ją, rozglądając się, czy nikt nie nasłuchuje ich rozmowy – Nie każdy musi o tym wiedzieć. – Zwrócił się w jej stronę – Porozmawiam z nim po premierze. Z Vanessą również. Teraz nie mogę zaprzątać sobie tym głowy.
Uśmiechnęła się lekko w jego stronę – Zapowiada się rok sukcesów, co?
- Zawodowo na pewno. O reszcie wolę nie myśleć – Parsknął cicho, witając kolejnego klienta z fałszywym uśmiechem, wymalowanym na zmęczonej twarzy.

***

Cała sala wyprzedana. Wydane wszystkie dziesięć akredytacji dla dziennikarzy i dwadzieścia wejściówek dla gości specjalnych.
- Esmeralda! – Zawołał Adam spod sceny, patrząc w kierunku Brooke – Kochanie, mniej pasji i pożądania. Tutaj Fleur de Lys musi błyszczeć, tak? – Kiwnął głową w kierunku chłopaka, odgrywającego rolę księcia. Za chwilę przeniósł wzrok w kierunku Ratliffa – Tommy, scena trzecia, akt drugi, Beau comme le soleil, poproszę – Zawołał w stronę chłopaka, który bez słowa rozpoczął grać utwór na nowo.
Scenę zalała feria kolorów, idealnie zgranych dźwięków i głosów. Była to czwarta z kolei próba, odegrana bez większych pomyłek. Mimo wznieconej euforii i unoszących się w powietrzu emocji, aktorzy zaczęli odczuwać udzielające się im znużenie. Gdy tylko skończyli ostatni akt, rozproszyli się, snując po deskach sceny, wymieniając ostatnie komentarze.
Adam zbierał swoje notatki i ruszył do pokoju, gdy powstrzymał go cichy głos za swoimi plecami.
- Jest coś jeszcze, co mogę zrobić?
Zatrzymał się po chwili, zwracając swój wzrok w stronę Tommy’ego, który wyglądał na zupełnie wyczerpanego.
- Odeśpij. Warsztatowo idzie ci doskonale.
Chłopak przetarł swoje oczy i wzruszył ramionami – I tak nie zasnę. Za duża presja. Już teraz drżą mi palce. Nie wiem, jak poradzę sobie w dniu premiery. Będziesz przy mnie?
Adam roześmiał się cicho kręcąc głową – Nie, Tommy. Będę pod sceną. Muszę czuwać nad całym spektaklem.
- Czyli będę pozostawiony sam sobie?
- Tak. Dokładnie tak, jak ja obecnie.
Ratliff zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok. Potarł swoje chłodne ramiona i westchnął cicho – Oczekujesz ode mnie przeprosin? Wytłumaczenia?
- Nie – Odparł zdecydowanie, lecz łagodnie Adam – Przestałem oczekiwać od ciebie czegokolwiek. Uważam, że to uczciwe wobec nas obojga. Wywieranie presji nigdy nie kończy się najlepiej.
Chłopak kiwnął głową, nie podnosząc wzroku. Zagryzł policzek i wzruszył ramionami – Ten cały bałagan to moja wina.
- Mógłbym powiedzieć to samo. Ale nie chodzi o to, by się winić. Nie jesteś gotowy pójść o krok dalej. Nie mówię, że ci odpuszczam, ale daję ci czas. Dzięki temu uniknę twoich stałych ucieczek i wymówek. Przynajmniej tak sądzę – Odparł ciepło, lecz bez uśmiechu Adam.
- Łamię ci serce? – Tommy podniósł wzrok na Lamberta – Burzę ci mój obraz, prawda?
- Nie burzysz. Nie masz takiej mocy – Mrugnął okiem w jego stronę – Schlapałeś go brudnymi kolorami. Nie przez to, jakich wyborów dokonałeś. Ale przez wszystkie kłamstwa, ucieczki… dlaczego znów to rozgrzebujemy? – Pokręcił głową – To nie jest właściwy czas.
Tommy energicznie pokiwał głową – Masz rację. Powinienem się położyć. Ledwo pamiętam, jak mam na imię – Ruszył powoli przed siebie, gdy powstrzymał go delikatny uścisk dużej, ciepłej dłoni. Znieruchomiał.
- Powinniśmy porozmawiać, gdy będzie na to czas. Po premierze. Co o tym myślisz?
Ratliff skinął głową – Tak. Tak, myślę, że powinniśmy. Cała ta napięta atmosfera… sam rozumiesz. Nie sprzyja. Teraz skoncentruj się na premierze. Przed nami wielki dzień. I najbardziej dochodowy.
Adam parsknął cicho pod nosem – Gratuluję ci.
Tommy popatrzył na niego. Roześmiał się cicho – Przestań bredzić.
- Poważnie. Naprawdę zasługujesz na szacunek po tym, czego dokonałeś. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że przyswoisz wszystkie utwory w tak krótkim czasie. Byłem pewien, że co najmniej połowę będę musiał zagrać sam. Jestem z ciebie dumny, Tommy. Masz potencjał na bycie naprawdę dobrym muzykiem.
Ratliff wpatrywał się w niego z coraz szerszym uśmiechem, aż w końcu roześmiał się cicho – Cóż. Takie słowa  z twoich ust to duży zaszczyt, słynny na całym świecie Panie Lambert.
- Jeszcze nie sławny. Ale jestem na dobrej drodze. – Roześmiał się ciepło brunet – Odprowadzę cię do pokoju.
Tommy popatrzył na niego z gasnącym uśmiechem, jednak zgodził się. Ruszyli wąskim korytarzem do oddalonego pomieszczenia, w którym sypiał chłopak. Towarzyszyło im jedynie blade światło lamp, zlewające się z czerwienią ścian w przyjemny, ciepły półmrok. Choć nie wymienili ze sobą ani jednego słowa, z każdym kolejnym krokiem wzrastało napięcie. Nie zliczyli, ile słów ciążyło im na końcu języka w ostatnim czasie, który utracili. Tommy spiesznie nacisnął klamkę, obdarzając Adama przelotnym, cierpliwym spojrzeniem.
 -Dobranoc. – Rzekł cicho, ze wstydem, jak gdyby wypowiadał najcięższe przekleństwo.
Patrzyli na siebie. I w tej wymianie spojrzeń zawierało się wszystko, czego pragnęli. Dziś. W tej chwili. Od miesięcy.
Adam zachłysnął się powietrzem, gdy z tyłu jego głowy zawył zrozpaczony głos, wołający o zbliżenie do tej pary brązowych oczu, które uważnie mu się przypatrywały. Niezrozumiała potrzeba wylewała się na zewnątrz, a nieruchome wargi pragnęły szeptać nieustannie kocham cię, kocham, kocham cię.
Nie liczył, jak wiele chwil spędził wpatrując się w czerwień zamkniętych drzwi, gdy dotarło do niego głośne nawoływanie Brooke. Pozwolił sobie odpocząć i padł znużony w zaciszu swojego pokoju.

***

Rano zabrakło czasu na choćby jedną próbę. Czas gnał nieubłaganie, pozostawiając jedynie kilka godzin do najważniejszego wieczoru w karierze upadającego teatru. Każdy z foteli lśnił na błysk a jedynej rzeczy, jakiej zabrakło Adamowi to wzniecające się drobinki kurzu, mieniące się w głównym reflektorze,  które zawsze wydawały mu się w pewien sposób banalnie romantyczne.
Spencer poprawiał blokującą się szynę dla kotary, Brooke podszywała za długą sukienkę dla Vanessy, a Chris zaczął już pracować nad charakteryzacją dla tancerzy. Lambert okrążał teatr po raz czwarty, za każdym razem znajdując detal, który wymagał poprawienia – czy była to przybrudzona szyba czy rysa na ścianie. Jego imię rozbrzmiewało co kilka chwil. Rzucał wtedy wszystko i pędził w kierunku z którego dochodziły serie pytań.
To jak, powtarzamy refren w końcowej scenie? Widziałeś może mój wianek? Znajdzie się jedno wolne miejsce w pierwszym rzędzie dla mojego kuzyna?
Pomimo całego nasilającego się stresu, próbował zachować spokój. Spencer biegał z kamerą, rejestrując wszystkie poczynania zespołu i za każdym razem gdy wchodził w drogę Lambertowi śmiał się cicho z jego bezradności.
- Adam? – Rozbrzmiał zaniepokojony głos Vanessy, która wyłoniła się zza kotary – Możemy porozmawiać na osobności? – Spytała łagodnie, zmierzając w stronę mężczyzny.
Lambert westchnął cicho. Nie był teraz gotowy na rozmowę, jakiej mogła od niego oczekiwać. Podszedł do niej, by nie dać innym pożywki z ich rozmowy.
- Jutro, dobrze? – Spytał cicho, kładąc dłoń na jej ramieniu – Musimy skoncentrować się na dzisiejszym wieczorze.
- To właśnie… o tym chcę pomówić – Pociągnęła go za nadgarstek i odetchnęła cicho – Mike do mnie zadzwonił. Skręcił kostkę. Tylko nie pani…
- Słucham? – Przerwał jej momentalnie, patrząc pustym wzrokiem – Co ty powiedziałaś?
- Adam. – Westchnęła cicho – Musisz zagrać jego rolę.
Adam potrząsnął głową – Nie… nie. To niemożliwe. – Wyciągnął telefon i dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, jak mocno drżą jego dłonie.
- Spokojnie – Głos Vanessy łamał się. Uniosła telefon – Rozmawiałam z nim. Jest w szpitalu.
Nim zdążyli się zorientować otoczyła ich cała grupa tancerzy. Adam po chwili przerwał otaczający ich krąg zespołu.
- To tylko i wyłącznie twoje zaniedbanie, że nie dałeś mu dublera! Jesteś jedynym, kto zna jego rolę.
- Nie ma mowy – Zaprzeczył momentalnie, lustrując wzrokiem cały skład zespołu – Kto się czuje na siłach, by wejść w jego rolę? – Spytał bezbarwnym tonem głosu. Czuł, że cały idealnie zbudowany świat zaczyna rozpadać się na jego oczach. Krzyczące pytania w jego głowie nie pozwalały na usłyszenie wzniecającego się zamieszania wśród członków zespołu. Tommy zjawił się po chwili, chowając się za Brooke, która próbowała dotrzeć do Adama.
- Lambert, za siedem godzin rozpoczynamy spektakl. Jak ty to sobie wyobrażasz? – Spytała podniesionym tonem głosu – Zagłosujmy. Każdy przyzna rację, że ty powinieneś wystąpić.
- Nie. Nie… Po prostu nie. – Spanikował. Opuścił scenę i spiesznie oddalił się w stronę pokoju, nie reagując na żadne nawoływania. Zamknął za sobą drzwi, siadając na krawędzi łóżka. Jego oddech przyspieszył, a dłonie drżały coraz mocniej. Wiedział, że rozwiązanie jest tylko jedno – on sam był rozwiązaniem. Drzwi uchyliły się i zaraz zamknęły z cichym trzaśnięciem. Ratliff usiadł tuż obok, kładąc dłoń na kolanie bruneta.
- Sam mówiłeś… że żyjąc tutaj trzeba być gotowym na wszystkie poświęcenia.
Adam westchnął drżąco – Wiesz, dlaczego nie wystąpię. Znasz moją historię.
- Obawiam się, że tym razem nie masz wyboru… - Uścisnął jego dłoń – Jestem z tobą. Wszyscy jesteśmy. Musisz przezwyciężyć swój strach. Stawka jest gigantyczna. To twoje być albo nie być. To być albo nie być nas wszystkich… twojego zespołu. Walczyłeś o swój sukces trzy lata i chcesz się poddać tej ostatniej, najważniejszej nocy? Halo, spójrz na mnie – Chwycił jego podbródek i skierował jego twarz w swoją stronę – Wiem, że pójdziesz naprzód. Wiem, że ich nie zawiedziesz. Ale im szybciej zbierzesz się w sobie, tym lepiej dla ciebie. Możecie jeszcze odegrać pełną próbę.
- To nie ma sensu. Nie ma sensu bez głównego aktora…
- Och, zamknij się – Wyszeptał głośno i zdecydowanym ruchem ujął jego twarz w swoje dłonie – To twoje marzenia. Twoja przyszłość. Może to i nasze marzenia, nasza przyszłość…
Adam patrzył w jego oczy. Boleśnie przełknął ślinę – Tak bardzo się boję…
- Wiem – Odparł głośnym szeptem Ratliff, nie chcąc zgubić intymności towarzyszącej im chwili – Wiem, że się boisz. Dlatego jestem tu, przy tobie. I będę z tobą na scenie. Będziesz tańczył, jak ci zagram. – Roześmiał się cicho – Wiem, że nie mogę ci wszystkiego dać…
Adam nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Zadrżał z emocji. Znów czuł jego zapach. Znów czuł, że dzieli ich zaledwie kilka właściwie dobranych słów, by mógł śmiać się prosto między jego wargi.
- Tommy, ja nie potrzebuję wszystkiego. Ja naprawdę nie potrzebuję wszystkiego, gdy przy mnie jesteś. – Wyszeptał, czując jak powietrze między nimi zaczyna wibrować.
- Nie powinieneś się teraz emocjonalnie rozkładać – Roześmiał się cicho Tommy, gładząc jego policzek – Zbieraj się w sobie. I idź na scenę. Spraw, że twój zespół będzie dumny z Adama Lamberta, o którym jeszcze usłyszy cały świat. Jasne?

Brunet potrzebował kilku chwil, nim znacząco pokiwał głową. W tamtym momencie był pewien, że za sukcesem podjętej decyzji na pewno stanął fakt delikatnych ust, miękko lądujących na jego własnych.