25. PRZED PREMIERĄ
Kolejne dwa tygodnie upłynęły pod znakiem niekończących się
prób. Był to również czas, w którym Adam spędzał noce samotnie, błądząc między
kulisami a sceną, dopinając każdy detal. Zasypiał nad ranem, unikał prywatnych
rozmów. Jak przed każdą premierą potrzebował czasu dla siebie; na wyciszenie
się i uspokojenie swoich myśli.
Tym razem przychodziło mu to z trudem. W głowie wciąż
odtwarzał wszystkie minione chwile spędzone z Tommym. Każdą kłótnię, gorzkie
słowo, ciepłe spojrzenie, sekundę uniesienia. Sprawy nie ułatwiał fakt, że utracili
kontakt od powrotu z Nashville. Blondyn był wciąż zajęty unikaniem Lamberta,
jakby liczył, że jest to jedyny sposób na rozwiązanie problemu.
Tysiąca problemów, w których zaczęli tonąć.
Krótka wskazówka zegara minęła godzinę trzecią, gdy Adam
zamiatał deski sceny. Usłyszał on niski dźwięk, który rozniósł się głuchym
echem po całej sali. Uniósł wzrok i znieruchomiał, próbując namierzyć źródło
dźwięku. Nie rozbrzmiał on więcej, więc brunet kontynuował zajęcie, aż poczuł
znużenie i ułożył się na luźno rzuconym materacu głównej sali.
***
- Och, daj spokój.
- Myślę, że jesteście w wieku, w którym powinniście umieć ze
sobą rozmawiać, Adam. Obydwoje zachowujecie się szczeniacko. Nie słyszałam,
żebyście zamienili choćby słowo w tym miesiącu.
- Odpuść.
- To samo z Vanessą. Czemu nie wyjaśniłeś w czym leży
problem? – Naciskała Brooke, opierając biodro o sklepową kasę.
Lambert podniósł na nią znudzony wzrok, porządkując przy tym
półkę z papierosami – Mamy teraz dużo pracy. Jak sama zauważyłaś, nie poświęcam
zbyt wiele czasu na prywatne sprawy.
- Przerastają cię twoje ambicje. Nie jestem pierwszą osobą,
która o tym mówi. – Przerwała mu, gdy dostrzegła poirytowanie na jego twarzy –
Dla spełnienia celów byłbyś w stanie odsunąć najbliższych.
- Przestań bredzić – Zdenerwował się, wspominając sytuacje z
przeszłości. Trzasnął drzwiczkami, należącymi do półki z papierosami, skupiając
na sobie uwagę jednego z klientów.
- To twoi przyjaciele. Myślę, że najlepsi. – Dziewczyna założyła
ręce na piersi – Tommy… okej. Wiem, że macie swój moment.
- Hej – Upomniał ją, rozglądając się, czy nikt nie
nasłuchuje ich rozmowy – Nie każdy musi o tym wiedzieć. – Zwrócił się w jej
stronę – Porozmawiam z nim po premierze. Z Vanessą również. Teraz nie mogę
zaprzątać sobie tym głowy.
Uśmiechnęła się lekko w jego stronę – Zapowiada się rok
sukcesów, co?
- Zawodowo na pewno. O reszcie wolę nie myśleć – Parsknął
cicho, witając kolejnego klienta z fałszywym uśmiechem, wymalowanym na
zmęczonej twarzy.
***
Cała sala wyprzedana. Wydane wszystkie dziesięć akredytacji
dla dziennikarzy i dwadzieścia wejściówek dla gości specjalnych.
- Esmeralda! – Zawołał Adam spod sceny, patrząc w kierunku
Brooke – Kochanie, mniej pasji i pożądania. Tutaj Fleur de Lys musi błyszczeć,
tak? – Kiwnął głową w kierunku chłopaka, odgrywającego rolę księcia. Za chwilę
przeniósł wzrok w kierunku Ratliffa – Tommy, scena trzecia, akt drugi, Beau comme le soleil, poproszę –
Zawołał w stronę chłopaka, który bez słowa rozpoczął grać utwór na nowo.
Scenę zalała feria kolorów, idealnie zgranych dźwięków i
głosów. Była to czwarta z kolei próba, odegrana bez większych pomyłek. Mimo
wznieconej euforii i unoszących się w powietrzu emocji, aktorzy zaczęli
odczuwać udzielające się im znużenie. Gdy tylko skończyli ostatni akt, rozproszyli
się, snując po deskach sceny, wymieniając ostatnie komentarze.
Adam zbierał swoje notatki i ruszył do pokoju, gdy
powstrzymał go cichy głos za swoimi plecami.
- Jest coś jeszcze, co mogę zrobić?
Zatrzymał się po chwili, zwracając swój wzrok w stronę Tommy’ego,
który wyglądał na zupełnie wyczerpanego.
- Odeśpij. Warsztatowo idzie ci doskonale.
Chłopak przetarł swoje oczy i wzruszył ramionami – I tak nie
zasnę. Za duża presja. Już teraz drżą mi palce. Nie wiem, jak poradzę sobie w
dniu premiery. Będziesz przy mnie?
Adam roześmiał się cicho kręcąc głową – Nie, Tommy. Będę pod
sceną. Muszę czuwać nad całym spektaklem.
- Czyli będę pozostawiony sam sobie?
- Tak. Dokładnie tak, jak ja obecnie.
Ratliff zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok. Potarł swoje
chłodne ramiona i westchnął cicho – Oczekujesz ode mnie przeprosin?
Wytłumaczenia?
- Nie – Odparł zdecydowanie, lecz łagodnie Adam – Przestałem
oczekiwać od ciebie czegokolwiek. Uważam, że to uczciwe wobec nas obojga.
Wywieranie presji nigdy nie kończy się najlepiej.
Chłopak kiwnął głową, nie podnosząc wzroku. Zagryzł policzek
i wzruszył ramionami – Ten cały bałagan to moja wina.
- Mógłbym powiedzieć to samo. Ale nie chodzi o to, by się
winić. Nie jesteś gotowy pójść o krok dalej. Nie mówię, że ci odpuszczam, ale
daję ci czas. Dzięki temu uniknę twoich stałych ucieczek i wymówek.
Przynajmniej tak sądzę – Odparł ciepło, lecz bez uśmiechu Adam.
- Łamię ci serce? – Tommy podniósł wzrok na Lamberta – Burzę
ci mój obraz, prawda?
- Nie burzysz. Nie masz takiej mocy – Mrugnął okiem w jego
stronę – Schlapałeś go brudnymi kolorami. Nie przez to, jakich wyborów
dokonałeś. Ale przez wszystkie kłamstwa, ucieczki… dlaczego znów to
rozgrzebujemy? – Pokręcił głową – To nie jest właściwy czas.
Tommy energicznie pokiwał głową – Masz rację. Powinienem się
położyć. Ledwo pamiętam, jak mam na imię – Ruszył powoli przed siebie, gdy
powstrzymał go delikatny uścisk dużej, ciepłej dłoni. Znieruchomiał.
- Powinniśmy porozmawiać, gdy będzie na to czas. Po
premierze. Co o tym myślisz?
Ratliff skinął głową – Tak. Tak, myślę, że powinniśmy. Cała
ta napięta atmosfera… sam rozumiesz. Nie sprzyja. Teraz skoncentruj się na
premierze. Przed nami wielki dzień. I najbardziej dochodowy.
Adam parsknął cicho pod nosem – Gratuluję ci.
Tommy popatrzył na niego. Roześmiał się cicho – Przestań
bredzić.
- Poważnie. Naprawdę zasługujesz na szacunek po tym, czego
dokonałeś. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że przyswoisz wszystkie utwory
w tak krótkim czasie. Byłem pewien, że co najmniej połowę będę musiał zagrać
sam. Jestem z ciebie dumny, Tommy. Masz potencjał na bycie naprawdę dobrym
muzykiem.
Ratliff wpatrywał się w niego z coraz szerszym uśmiechem, aż
w końcu roześmiał się cicho – Cóż. Takie słowa
z twoich ust to duży zaszczyt, słynny na całym świecie Panie Lambert.
- Jeszcze nie sławny. Ale jestem na dobrej drodze. –
Roześmiał się ciepło brunet – Odprowadzę cię do pokoju.
Tommy popatrzył na niego z gasnącym uśmiechem, jednak
zgodził się. Ruszyli wąskim korytarzem do oddalonego pomieszczenia, w którym
sypiał chłopak. Towarzyszyło im jedynie blade światło lamp, zlewające się z
czerwienią ścian w przyjemny, ciepły półmrok. Choć nie wymienili ze sobą ani
jednego słowa, z każdym kolejnym krokiem wzrastało napięcie. Nie zliczyli, ile
słów ciążyło im na końcu języka w ostatnim czasie, który utracili. Tommy
spiesznie nacisnął klamkę, obdarzając Adama przelotnym, cierpliwym spojrzeniem.
-Dobranoc. – Rzekł
cicho, ze wstydem, jak gdyby wypowiadał najcięższe przekleństwo.
Patrzyli na siebie. I w tej wymianie spojrzeń zawierało się
wszystko, czego pragnęli. Dziś. W tej chwili. Od miesięcy.
Adam zachłysnął się powietrzem, gdy z tyłu jego głowy zawył
zrozpaczony głos, wołający o zbliżenie do tej pary brązowych oczu, które
uważnie mu się przypatrywały. Niezrozumiała potrzeba wylewała się na zewnątrz,
a nieruchome wargi pragnęły szeptać nieustannie kocham cię, kocham, kocham cię.
Nie liczył, jak wiele chwil spędził wpatrując się w czerwień
zamkniętych drzwi, gdy dotarło do niego głośne nawoływanie Brooke. Pozwolił
sobie odpocząć i padł znużony w zaciszu swojego pokoju.
***
Rano zabrakło czasu na choćby jedną próbę. Czas gnał
nieubłaganie, pozostawiając jedynie kilka godzin do najważniejszego wieczoru w
karierze upadającego teatru. Każdy z foteli lśnił na błysk a jedynej rzeczy, jakiej
zabrakło Adamowi to wzniecające się drobinki kurzu, mieniące się w głównym
reflektorze, które zawsze wydawały mu
się w pewien sposób banalnie romantyczne.
Spencer poprawiał blokującą się szynę dla kotary, Brooke
podszywała za długą sukienkę dla Vanessy, a Chris zaczął już pracować nad
charakteryzacją dla tancerzy. Lambert okrążał teatr po raz czwarty, za każdym
razem znajdując detal, który wymagał poprawienia – czy była to przybrudzona
szyba czy rysa na ścianie. Jego imię rozbrzmiewało co kilka chwil. Rzucał wtedy
wszystko i pędził w kierunku z którego dochodziły serie pytań.
To jak, powtarzamy
refren w końcowej scenie? Widziałeś może mój wianek? Znajdzie się jedno wolne
miejsce w pierwszym rzędzie dla mojego kuzyna?
Pomimo całego nasilającego się stresu, próbował zachować
spokój. Spencer biegał z kamerą, rejestrując wszystkie poczynania zespołu i za
każdym razem gdy wchodził w drogę Lambertowi śmiał się cicho z jego
bezradności.
- Adam? – Rozbrzmiał zaniepokojony głos Vanessy, która
wyłoniła się zza kotary – Możemy porozmawiać na osobności? – Spytała łagodnie,
zmierzając w stronę mężczyzny.
Lambert westchnął cicho. Nie był teraz gotowy na rozmowę,
jakiej mogła od niego oczekiwać. Podszedł do niej, by nie dać innym pożywki z
ich rozmowy.
- Jutro, dobrze? – Spytał cicho, kładąc dłoń na jej ramieniu
– Musimy skoncentrować się na dzisiejszym wieczorze.
- To właśnie… o tym chcę pomówić – Pociągnęła go za
nadgarstek i odetchnęła cicho – Mike do mnie zadzwonił. Skręcił kostkę. Tylko
nie pani…
- Słucham? – Przerwał jej momentalnie, patrząc pustym
wzrokiem – Co ty powiedziałaś?
- Adam. – Westchnęła cicho – Musisz zagrać jego rolę.
Adam potrząsnął głową – Nie… nie. To niemożliwe. – Wyciągnął
telefon i dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, jak mocno drżą jego
dłonie.
- Spokojnie – Głos Vanessy łamał się. Uniosła telefon –
Rozmawiałam z nim. Jest w szpitalu.
Nim zdążyli się zorientować otoczyła ich cała grupa
tancerzy. Adam po chwili przerwał otaczający ich krąg zespołu.
- To tylko i wyłącznie twoje zaniedbanie, że nie dałeś mu
dublera! Jesteś jedynym, kto zna jego rolę.
- Nie ma mowy – Zaprzeczył momentalnie, lustrując wzrokiem
cały skład zespołu – Kto się czuje na siłach, by wejść w jego rolę? – Spytał
bezbarwnym tonem głosu. Czuł, że cały idealnie zbudowany świat zaczyna rozpadać
się na jego oczach. Krzyczące pytania w jego głowie nie pozwalały na usłyszenie
wzniecającego się zamieszania wśród członków zespołu. Tommy zjawił się po
chwili, chowając się za Brooke, która próbowała dotrzeć do Adama.
- Lambert, za siedem godzin rozpoczynamy spektakl. Jak ty to
sobie wyobrażasz? – Spytała podniesionym tonem głosu – Zagłosujmy. Każdy
przyzna rację, że ty powinieneś wystąpić.
- Nie. Nie… Po prostu nie. – Spanikował. Opuścił scenę i spiesznie
oddalił się w stronę pokoju, nie reagując na żadne nawoływania. Zamknął za sobą
drzwi, siadając na krawędzi łóżka. Jego oddech przyspieszył, a dłonie drżały
coraz mocniej. Wiedział, że rozwiązanie jest tylko jedno – on sam był
rozwiązaniem. Drzwi uchyliły się i zaraz zamknęły z cichym trzaśnięciem.
Ratliff usiadł tuż obok, kładąc dłoń na kolanie bruneta.
- Sam mówiłeś… że żyjąc tutaj trzeba być gotowym na
wszystkie poświęcenia.
Adam westchnął drżąco – Wiesz, dlaczego nie wystąpię. Znasz
moją historię.
- Obawiam się, że tym razem nie masz wyboru… - Uścisnął jego
dłoń – Jestem z tobą. Wszyscy jesteśmy. Musisz przezwyciężyć swój strach.
Stawka jest gigantyczna. To twoje być albo nie być. To być albo nie być nas
wszystkich… twojego zespołu. Walczyłeś o swój sukces trzy lata i chcesz się
poddać tej ostatniej, najważniejszej nocy? Halo, spójrz na mnie – Chwycił jego
podbródek i skierował jego twarz w swoją stronę – Wiem, że pójdziesz naprzód.
Wiem, że ich nie zawiedziesz. Ale im szybciej zbierzesz się w sobie, tym lepiej
dla ciebie. Możecie jeszcze odegrać pełną próbę.
- To nie ma sensu. Nie ma sensu bez głównego aktora…
- Och, zamknij się – Wyszeptał głośno i zdecydowanym ruchem
ujął jego twarz w swoje dłonie – To twoje marzenia. Twoja przyszłość. Może to i
nasze marzenia, nasza przyszłość…
Adam patrzył w jego oczy. Boleśnie przełknął ślinę – Tak
bardzo się boję…
- Wiem – Odparł głośnym szeptem Ratliff, nie chcąc zgubić
intymności towarzyszącej im chwili – Wiem, że się boisz. Dlatego jestem tu,
przy tobie. I będę z tobą na scenie. Będziesz tańczył, jak ci zagram. –
Roześmiał się cicho – Wiem, że nie mogę ci wszystkiego dać…
Adam nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Zadrżał z emocji.
Znów czuł jego zapach. Znów czuł, że dzieli ich zaledwie kilka właściwie
dobranych słów, by mógł śmiać się prosto między jego wargi.
- Tommy, ja nie potrzebuję wszystkiego. Ja naprawdę nie
potrzebuję wszystkiego, gdy przy mnie jesteś. – Wyszeptał, czując jak powietrze
między nimi zaczyna wibrować.
- Nie powinieneś się teraz emocjonalnie rozkładać –
Roześmiał się cicho Tommy, gładząc jego policzek – Zbieraj się w sobie. I idź
na scenę. Spraw, że twój zespół będzie dumny z Adama Lamberta, o którym jeszcze
usłyszy cały świat. Jasne?
Brunet potrzebował kilku chwil, nim znacząco pokiwał głową.
W tamtym momencie był pewien, że za sukcesem podjętej decyzji na pewno stanął
fakt delikatnych ust, miękko lądujących na jego własnych.