Witajcie ponownie! Uwielbiam powroty
:)
Zapraszam do mojego nowego
opowiadania. Jak też obiecałam, w tej notce zawarte są dwa odcinki, żeby nie
czuć niedosytu przed następnym tygodniem. Napisałam kilka odcinków z
wyprzedzeniem, więc przez najbliższy miesiąc będę pojawiać się tutaj regularnie
:)
Postanowiłam podzielić to
opowiadanie na dwie części, ponieważ na półmetku planuję roczną przerwę w linii
fabularnej. Oczywiście odcinki będą leciały od razu po zakończeniu pierwszej
części.
Jeśli nie odnalazłyście się w
liście blogów po prawej stronie, serdecznie zapraszam do podawania adresów w
komentarzach :)
I jeszcze ważne! Jeśli kolory tła są zbyt agresywne i trudniej Wam się czyta to dajcie znać :)
I jeszcze ważne! Jeśli kolory tła są zbyt agresywne i trudniej Wam się czyta to dajcie znać :)
CZĘŚĆ 1
1. Po drugiej stronie ulicy
Miasto tętniło pełnią życia. Poza
niesamowitą ilością mieszkańców oraz imigrantów, wszędzie roiło się od
wszędobylskich turystów, którzy prowadzali się grupkami, poszukując
najsłynniejszych miejsc. Tak samo było z Vincentem i Oscarem – parą Francuzów,
którzy postanowili złożyć wizytę Statule Wolności oraz innym obiektom, znanych
im jedynie z tanich przewodników. Tej wiosennej nocy udali się w stronę Brooklynu,
choć byli ostrzegani, by nie zapuszczać się tam po zmroku.
- Głupie gadki
i utarte schematy. Niby kto i po co miałby skopać nam tyłek? – Spytał jeden z
braci, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów – Cholera, skończyły się.
- Nie będziemy
przecież szwędać się po ulicy całą noc. Spójrz. – Wskazał na mieniące się w
dali neony, ułożone w kobiecy profil. – Chcesz się trochę zabawić? – Spytał,
szczerząc się w uśmiechu.
- Oscar, nie
mamy na to forsy. Z resztą dziewczyna wyrzuci mnie z domu, jeśli się dowie.
- Nie bądź
cienias. – Uśmiechnął się młodszy z dwojga. – Ja stawiam!
- Zostało nam
na skromne śniadanie i bilet powrotny, nie wygłupiaj się. - Mruknął Vincent,
wciskając ręce w kieszenie wąskich spodni. – Przestaje mi się to podobać.
Wracajmy…
Nie minęła ich ani jedna
taksówka. Odkąd wkroczyli w ciemną ulicę, mijali jedynie ginące w mroku
podwórka oraz pary święcących kocich oczu. Światła w oknach były wygaszone, a
jedyna poświata jaka do nich docierała, pokładała się barwnymi neonami na
czarnym asfalcie.
- Chyba
znalazłem coś dla siebie. – Rzekł Vinc, spoglądając na szyld Bert’s Theatre.
- Błagam cię.
– Oscar ze zrezygnowaniem przewrócił oczami, zatrzymując się pomiędzy teatrem a
nocnym klubem. – Tylko cipa waha się nad wyborem w takiej sprawie.
- Jeśli
zawieje nudą, przysięgam, że zaraz znajdę się u twojego boku.
Oscar westchnął pod nosem, pewnym
krokiem zmierzając w stronę klubu. Przekroczył bramki mijając jednego wątłego
ochroniarza i rozejrzał się, obrzucając wszystkich wkoło szerokim uśmiechem. Cztery
z pięciu podestów zajęte były przez półnagie kobiety, nieudolnie wijące się
wokół metalowych drążków. Barman nie nadążał obsługiwać swoich klientów, którzy
obrzucali go cytrynami ze swoich niedopitych tequili. Podłogi lepiły się od
rozlanego piwa, a on otoczony był usługującymi kelnerkami, wdzięcznie prężącymi
się przed ludźmi, którzy wciskali za ich bieliznę dziesięciodolarówki.
Został popchnięty przez
dyskutujących klientów i nieszczęsnym trafem wpadł na nieznajomego, który niósł
na tacy blisko dziesięć pustych kufli piwa. Wszystkie z nich runęły na podłogę,
roztrzaskując się hukiem wokół ich stóp.
- Kurwa mać! –
Krzyknął niewysoki blondyn, ciskając tacą o ladę za swoimi plecami.
- Sorry. –
Mruknął Oscar, podpierając się ramieniem o ścianę. – Posprząta się.
- Jasne.
Wszystko się zrobi samo, się posprząta, się zamiecie, się zabierze stąd swój
wielki tyłek, który rozpycha wszystko wkoło. – Odburknął Tommy, zarzucając
ręcznik na swoje ramię.
- Co za
opryskliwa obsługa. – Oscar uśmiechnął się szyderczo. – Chodź, chodź… no
podejdź. Chcę przeprosić.
Tommy zmierzył nieznajomego
wzrokiem, po czym przypomniał sobie o dyscyplinarnych uwagach pod swoim
adresem. Wziął głęboki oddech, po czym zbliżył się na krok.
- Weźmiesz za
numerek taniej, niż te panie? – Syknął Francuz, śmiejąc się w głos. Tuż po
chwili runął na stłuczone szkło, co nie uszło uwadze właścicielowi klubu.
- Ratliff, do
jasnej cholery! – Krzyknął, idąc spiesznym krokiem w stronę Tommy’ego. – Czyś
ty się z chujem na głowy pozamieniał? Tylko policji mi tu brakuje! Świetny
popis, Ratliff, gromkie brawa! – Wykrzyczał, uderzając dłońmi o siebie.
- Mam tego,
kurwa, dosyć. – Warknął Tommy, zarzucając swój wilgotny ręcznik na ramię szefa.
– Kończę zmianę.
- Nie możesz
teraz pójść! Mamy największy ruch!
- Chrzanię to.
– Odparł, przechodząc ponad głową pijanego klienta, który próbował zatamować
krwawienie z nosa. Blondyn zignorował pozostawioną w pokoju kurtkę i szybkim
krokiem wyszedł z klubu, uderzając ramieniem kolejnego gościa.
- Naucz się
chodzić ty tępa ruro. – Odparł, nie odwracając się za siebie. Zbiegł ze schodów
i zniknął w mroku ulicy.
***
Vincent zatrzymał się u progu
sali. W tym czasie musiała odbywać się próba, ponieważ żaden z bileterów nie
oczekiwał przy drzwiach. Zrezygnowany odwrócił się w stronę drzwi i postanowił
dołączyć do brata.
Brunet w tym samym czasie wstał
ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie, odkładając na krawędź sceny plik
notatek. Wziął głęboki oddech, opierając dłonie o deski. Poczuł tupot drobnych
stóp, a gdy uniósł głowę jego oczom ukazała się drobna tancerka.
- Vanessa…
- Może po prostu
zgłoś interwencję na policji. - Rzekła, kładąc ręce na ramionach mężczyzny.
Hałas dochodzący z sąsiedniego
klubu wprawiał w drgania wszystkie ściany. Głuche echo rozchodziło się dookoła
nich, zagłuszając śpiew i aktorską grę.
- Podejdźcie,
proszę. – Rzekł Adam, zakładając ręce na piersi. Kilkanaście osób z jego
zespołu spełniło prośbę i usiadło wokół drobnej Van, z którą Lambert zamienił
przed chwilą kilka słów.
- Pójdzie ktoś
pogadać z szefem tego burdelu? – Spytał, wskazując palcem na sąsiednią ścianę,
za którą usytuowany był nocny klub. – To zaledwie kilka kroków.
- Adam, ty tu
rządzisz… - Rzekła Van, spuszczając stopy ze sceny. – Z nami nie będzie chciał
rozmawiać.
- Ze mną
rozmawia i nadal nie przynosi to efektów. – Adam zagryzł dolną wargę. Wziął
głęboki oddech i z widocznym poirytowaniem ruszył w stronę głównych drzwi.
Kochał ten teatr. Przeznaczony do
dewastacji Bert’s Theatre został
przejęty przez grupę amatorów, kochających się w śpiewie i tańcu. Blisko
dwudziestu artystów poświęciło całe swoje dotychczasowe życie dla tego miejsca,
które dawało im pełnię sił.
Bert’s stracił dobrą sławę, gdy rejon Brooklynu w jakim się
znajdował został wpisany na listę miejsc szczególnie niebezpiecznych. Część
najlepszych aktorów przeniosła się do SoHo, gdzie mogli rozwijać swoje talenty,
natomiast większość z nich rozpłynęła się po całych Stanach, goniąc za
pieniądzem. Gdy Adam wraz ze swoimi przyjaciółmi wykupili zgliszcza dawnej
chwały Brooklynu liczyli, że przywrócą duszę temu miejscu. Zaczęli w to wątpić,
gdy po drugiej stronie ulicy powstał najgłośniejszy klub nocny w mieście.
Ginąca w mroku słabych lamp ulica do cna straciła swoją dawną chlubę i stała
się rezerwatem dla pijaków, przestępców i rzezimieszków.
Adam zbiegł po stromych schodach
wprost na ulicę i odruchowo wcisnął dłonie w ciasne kieszenie spodni. Spuścił
głowę, patrząc na swoje stopy, a silne uderzenie w ramię sprawiło, że stracił
równowagę.
- Naucz się
chodzić ty tępa ruro. – Nieprzyjemny, chłodny głos wywołał dreszcze na jego plecach.
Ujrzał kilka kosmyków jasnych włosów wystających spod kaptura i domyślił się,
że to jeden z pracowników klubu. Widział go ze trzy, może cztery razy, gdy
próbował porozmawiać z szefem tego miejsca. Zawsze opryskliwy, nieskory do
pomocy obrzucał go jedynie chłodnym spojrzeniem, jakich darzył wszystkich
wkoło.
Musi nienawidzić życia. Niech to szlag, wyrazy współczucia, kolego.
Gdy przekroczył próg klubu, jego
oczom ukazał się drobny mężczyzna, który wykrzykiwał przypadkowe słowa z
charakterystycznym, francuskim akcentem. Stał on w otoczeniu drugiego,
podobnego do niego chłopaka oraz niskiego, krępego szefa tego lokalu.
- Wybacz, chcę
porozmawiać. – Rzekł Adam, podwijając rękawy. Pan Smith nie raczył nawet na
niego spojrzeć. – Przepraszam, ale…
- Jestem
zajęty. Wizytówkę do mojego adwokata już masz. – Odparł gburowato i podążył do
swojego gabinetu szybkim krokiem. Rozrzucił poły swojej marynarki i przetarł
szkła w okularach krawędzią koszuli. Po chwili czarne drzwi zatrzasnęły się z
hukiem.
- Świetnie… -
Mruknął Adam, odwracając się na pięcie. Wcisnął ręce w kieszenie bluzy i
powrócił na ulicę, gdzie spotkał część zespołu.
- Może damy czadu
w Młynie?
Czarnowłosy przecząco pokręcił
głową i wziął głęboki oddech. Chłodne powietrze wypełniło jego płuca.
- Chyba wolę
odpocząć.
- Stary… -
Terrance uśmiechnął się szeroko, wychodząc Lambertowi naprzeciw. – Lilijka
odniosła niesamowity sukces, a my nie mieliśmy ani jednej okazji, by wspólnie
się napić. No nie daj się prosić. – Skinął głową, odsłaniając rząd białych
zębów.
- Uważasz, że
mamy powody do świętowania? – Adam wyglądał na zdenerwowanego. – Otóż odpowiem
na to pytanie za ciebie. Nie mamy ani jednego.
- Wiesz, że
autorskie spektakle sprzedają się gorzej. – Terrance zaczął mówić ciszej, gdy
docierało do niego echo wypowiadanych słów. – Zaraz zaczynamy pracę nad…
- Nie
podniesiemy tych ruin. Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. – Adam rozłożył
ramiona. – Zostało nam czterysta dolarów na stworzenie nowego musicalu. Za te
pieniądze nie kupimy nawet materiałów na ubrania. Jeżeli nie stworzymy dzieła
naszego życia, możemy się pożegnać z karierą na Brooklynie.
Vanessa zbliżyła się do
przyjaciela, oplatając jego szyję barwnym szalem. – Każdy z nas zna sytuację.
Jutro omówimy wszystkie detale, ale dziś pozwólmy sobie odetchnąć.
Adam omiótł wzrokiem ulicę, a
następnie swoich przyjaciół.
- Idźcie beze
mnie. Nie czuję się najlepiej. – Rzekł, wracając do teatru.
- No nie
żartuj… - Mruknął Mikey, gdy czarnowłosy zniknął za bramą.
Van skierowała wzrok ku ciemnoskóremu
mężczyźnie. – Lećcie. Ja z nim zostanę.
- Jesteś
pewna? – Spytał Terrance, spoglądając w stronę podwórza.
- Jasne.
Dołączę do was za jakiś czas. – Rzekła z ciepłym uśmiechem, pozostawiając
zespół za sobą. Podążyła śladami Adama, ginąc w mroku wąskiego korytarza.
Lekkim krokiem przebiegła duży
hall, wyłożony czerwoną wykładziną i obejrzała się w kilku lustrach. Zatoczyła
dłonią półokrąg nad swoją głową i przeskoczyła na drugą nogę, kłaniając się w pół.
Ta część teatru spełniała rolę najlepszej sali prób.
Przypominając sobie o Adamie
pobiegła w stronę głównej sali teatralnej i wskoczyła na podest, gdzie miękkie
deski ugięły się pod naciskiem jej stóp. Lekkim krokiem podążyła drogą wiodącą
za kulisy. Tylko jedne drzwi zawsze były otwarte – wspólny pokój, spełniający
rolę sypialni. Było to największe pomieszczenie teatru przeznaczone dla
kilkudziesięciu, szykujących się do spektaklu artystów. Biorąc pod uwagę, że
grupa Bert’s Theatre liczyła zaledwie
kilkunastu aktorów, każdy miał dla siebie wystarczająco dużo miejsca.
- Hej? –
Zawołała, wkraczając do dużego pokoju, otulonego gamą ciepłego światła dochodzącego
z rzędów toaletek. – Adam?
- Powinnaś
bawić się z nimi. – Usłyszała niski, męski głos, za którym powiodła. Zatrzymała
się w połowie drogi pomiędzy drzwiami a materacem Adama.
Powolnym krokiem zaczęła omijać
liczne materace rozrzucone po deskach. Pełniły one rolę zastępczych łóżek dla
tych, którzy zdecydowali się zamieszkać w teatrze na dobre – a takich nie
brakowało. Lambert był jednym z nich.
- Widzę, że
bardzo cię to trapi. – Rzekła, siadając na krawędzi poduszki. – Myślę, że
przerastają cię ambicje. Dajemy z siebie wszystko.
Adam włożył ręce pod głowę i
zamrugał dwukrotnie, patrząc na przyjaciółkę. Wziął głęboki oddech i zapatrzył
się w ciemną toń wysokiego sufitu.
- Zależy mi na
tym.
- Jak nam
wszystkim. – Odparła, kładąc się obok bruneta. Ułożyła dłoń na jego klatce
piersiowej i zapatrzyła się w nieobecny wzrok niebieskich oczu.
- Izolujesz się
od życia. Wszystko co robisz, poświęcasz temu teatrowi. Powinieneś kogoś
znaleźć. Spędziliśmy ze sobą całe dwa lata i ani razu nie widziałam przy tobie
kobiety. To znaczy jest ich wiele, ale zawsze rezygnujesz.
Czarnowłosy wzruszył ramionami. –
Nie potrzebuję nikogo. Jestem szczęśliwy.
Dziewczyna podparła się na
łokciu, a na jej twarzy zagościł nikły uśmiech.
- I całkowicie
spełniony?
- Oczywiście.
– Odparł, uśmiechając się ciepło. – A sądziłaś, że mogło być inaczej, mała?
Leżeli przytuleni do siebie, wpatrując
się migoczące, kolorowe światła dochodzące z ulicy, oblewające szare, ginące w mroku ściany pomieszczenia.
***
Terrance chwiejnym krokiem dotarł
do baru. Zastukał palcami w blat, próbując zawołać barmana, który w tym
momencie obsługiwał dwie młode kobiety.
- Zaraz
przyjdzie. – Zagadnął Tommy, wodząc palcem po krawędzi swojej szklanki. Nie
odwracał wzroku od brunatnej cieczy, która tworzyła małe fale pod wpływem
zabawy naczyniem.
- Szybciej. –
Mruknął pod nosem Terrance.
- Cierpliwości.
– Odparł Ratliff, zwracając się twarzą w stronę ciemnoskórego mężczyzny. – To
popłaca.
Spencer wziął głęboki oddech i
usiadł obok blondyna. – Jakie smutki dziś topisz?
Tommy przewrócił oczami, wodząc
wzrokiem za barmanem, który właśnie się zjawił.
- Dwa razy
wściekły pies. – Rzekł Spencer, opierając łokcie o blat. Nieświadomie napiął
swoje mięśnie, co nie uszło uwadze Ratliffa.
- Nie musisz
stawiać mi drinków. Nie interesują mnie faceci.
Terrance uśmiechnął się szeroko,
kładąc na blat dwadzieścia dolarów. – Przynajmniej stawiasz sprawę jasno. Co w
takim razie robisz w klubie dla gejów?
- Nie
otrzymałeś odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Nie czujesz niedosytu? –
Tommy ponownie zwrócił wzrok ku Spencerowi, tym razem mrużąc oczy. Przeciągnął
językiem po suchych wargach, które pragnęły zatopić się w ostatnim łyku whisky.
Terrance nie rozumiał już niczego
z tej gry. Miał wrażenie, że Tommy próbuje go uwodzić, choć tuż przed chwilą
zadeklarował, że nie jest zainteresowany.
- Odpowiedz… -
Odparł Spencer, siadając przodem do blondyna. Delikatnie rozchylił kolana i
oparł stopy o podłogę.
- Mam
beznadziejną robotę, a mój szef to skończony dupek. – Rzekł Tommy, przybierając
podobną pozycję, co jego rozmówca. Odgarnął kosmyki jasnych włosów ze swojego
czoła, a następnie oparł dłoń o szczupłe udo. – Brzydzi mnie seks, bo obracam
się wśród dziwek, a z drugiej strony pragnę z kimś być. Poczuć…
- Jego
wnętrze.
- Jej wnętrze.
– Tommy rozchylił wargi, pochylając się w stronę Spencera. – Żałuj, że nie
znasz tego uczucia.
- Żałuj, że
nie znasz tego, co dla mnie jest chlebem powszednim. – Terrance uśmiechnął się,
po czym wypił swojego shota.
- Uważasz, że
coś tracę? – Tommy przechylił głowę.
Spencer zatrzymał wzrok na jego
twarzy. Choć Tommy nie był w jego typie, totalnie zawrócił mu w głowie.
Podziwiał jego miękkie rysy twarzy, leniwe spojrzenie ciemnych oczu, które
przeszywało go na wskroś. Spoglądał na pełne usta, które były poza jego
zasięgiem.
- Możesz się
przekonać.
Tommy uśmiechnął się szeroko, po
czym podobnie jak jego rozmówca wypił shota jednym haustem. Spojrzał przez
ramię w stronę poznanego mężczyzny.
- W jaki
sposób?
- Zaproszę cię
na mały pokaz… - Rzekł półgłosem Spencer, kreśląc palcem przypadkowe wzory na
kolanie Tommy’ego. – Jeśli uznasz, że ci się podoba, przyłączysz się.
Ratliff zaczął się śmiać, po czym
przecząco pokręcił głową.
- Właściwie to
nie mam lepszych planów na ten wieczór. Najprawdopodobniej wyjdę, bo to odrażające,
żeby facet facetowi…
- Och, zamknij
się… - Odparł Spencer, łapiąc Ratliffa za rękę. – Nie będziesz się nudził,
zapewniam cię.
Tommy czuł przyjemne mrowienie,
co wyzwalało w nim śmiech. Próbował zachować równowagę, choć stale potykał się
o tańczących na parkiecie ludzi. Widział jedynie umięśnione plecy mężczyzny,
skryte pod dopasowanym materiałem koszulki i przygryzł wargę, zastanawiając się
pod jakim znakiem przebiegnie reszta wieczoru.
Chwilę później został mu
przedstawiony młody chłopak; miał około dwudziestu lat. Tommy nie zapamiętał
jego imienia. Zapomniał nawet się przedstawić. Spojrzał na zegarek, nie mogąc
dostrzec wskazówek, które mieniły się przed jego oczami. Blondyn oparł się o
tors Spencera, czując zawroty głowy, które nie pozwoliłyby na wykonanie ani
jednego kroku.
- Chcesz
zerżnąć tego dzieciaka? – Spytał, łapiąc Terrance’a za kark. – Serio?
- Znamy się
nie od dziś. – Odparł brunet, obejmując Ratliffa ramieniem. – Chodźcie…
Blondyn całkowicie stracił
poczucie rzeczywistości. Jedyne, czego miał pewność to fakt, że siedzi na
kanapie. Na pewno była skórzana, czuł to pod palcami. Zewsząd docierały do
niego odgłosy rozkoszy; odniósł wrażenie, że najprawdopodobniej został
zaprowadzony do darkroomu.
Zwrócił wzrok ku ścianie, przy
której stał jego nowo poznany znajomy wraz z… no właśnie, jak on się nazywał?
Widok dwóch męskich ciał,
ocierających się o siebie miał przyprawić go o mdłości; ku jego zdziwieniu ten
widok spowodował szybsze bicie jego serca. Powoli przygryzł wargę, obserwując
parę, która zatraciła się w pieszczotach. Brak sił sprawił, że opadł na kanapę;
czuł wzbierające się mdłości, pod wpływem ilości alkoholu, jaką przyjął tego
wieczoru. Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech; poczuł się trochę lepiej.
Zauważył, że para zmierza w jego stronę. Jego oczy otworzyły się szerzej.
- Dołączysz do
nas?
- Nie ma
szans… - Odparł Tommy, zasłaniając ramieniem twarz. – Muszę stąd wyjść.
- Przestań
pieprzyć… - Odparł Terrance, pochylając się nad blondynem. Słodkie mrowienie
przeszyło jego ciało, gdy miękkie, wilgotne usta zetknęły się z jego szyją.
Próbował go odepchnąć; na darmo.
- To tylko
przygoda. – Usłyszał głos, który nieco go uspokoił. Dopiero po chwil dotarł do
niego dźwięk rozpinanego paska.
- O boże… -
Powiedział na głos. – Spierdalaj… Nie chcę…
- Twoje ciało
jest innego zdania… - Usłyszał zmysłowy głos. Ratliff poderwał się, uderzając
pięścią w oparcie kanapy.
- Zabiję cię…
to jest… ty… - Tommy próbował składać zdania, jednak nie był w stanie. Podniósł
głowę i ujrzał burzę jasnych włosów, które poruszały się w górę i w dół.
Blondyn zaczerpnął głębszego oddechu i opadł na kanapę. Nie mógł zaprzeczyć –
było mu przyjemnie, choć jednocześnie czuł niesmak.
- Dobry w tym
jest, co? – Spytał Terrance, całując policzek Ratliffa.
- Zajebisty… -
Odparł Tommy, otwierając oczy, by spojrzeć w stronę mężczyzny. Wymienili się
spojrzeniami.
- Myślisz, że
mogę mu dorównać?
Ratliff ponownie zaczął się śmiać
– Nie… nie próbuj.
Kiedy Terrance zniknął z zasięgu
wzroku Ratliffa, ten odczuł, co właśnie ma miejsce. Para warg pieściła jego
ciało w sposób, jaki nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Szeroko otworzył
usta, wyzwalając z nich głośny jęk, którego nie potrafił powstrzymać. Uzupełniali
się wręcz idealnie.
Usłyszał krótki dialog, jednak
nie potrafił rozróżnić słów. Ponownie zasłonił twarz ramieniem aż do czasu, gdy
głośne, miarowe jęki zaczęły wyprowadzać go z równowagi. Ułożył dłoń na głowie
nieznajomego chłopaka, by kontrolować jego ruchy. Podniósł wzrok na Spencera,
który znajdował się tuż za blondwłosym. Ich ruchy uzupełniały się. Tommy nie
tracił kontaktu wzrokowego z mężczyzną, aż do czasu, gdy rozkosz zaczęła
obezwładniać jego ciało. Czuł, jak koszulka oraz spodnie lepią się do jego
spoconej skóry; zacisnął palce na oparciu kanapy, by przygotować się na
spełnienie. Wystarczyło kilka ucisków soczystych ust, by jego mięśnie spięły
się boleśnie. Przeżywał długo oczekiwany orgazm, obserwując jak jasna strużka
spływa po ustach i brodzie nieznajomego.
Kiedy się ocknął, nadal panował
mrok. Siedział na ławce, w pobliżu swojego miejsca pracy. Zacisnął powieki,
próbując przypomnieć sobie ostatnie godziny. Poklepał kieszenie w poszukiwaniu
portfela i telefonu; na szczęście znajdywały się we właściwym miejscu.
Uprawiałem seks z facetem. Spuściłem się w jego usta.
Niekontrolowanie pochylił się do
przodu, by zwrócić całą zawartość żołądka. Nadal był pijany, choć teraz
potrafił już wskazać drogę do domu. Skrył twarz w dłoniach, próbując
przypomnieć sobie chociaż kilka szczegółów. Im więcej powracało do jego
świadomości, tym potężniejsze przerażenie zaczęło władać nad jego ciałem. Miał
dreszcze i mdłości, których nie potrafił opanować. Strach ogarnął jego ciało,
które wydarło się spod kontroli. Wstał i podpierając się muru zaczął kroczyć w
stronę domu. Zatrzymał się w połowie drogi, a z jego oczu popłynęły łzy
rozgoryczenia. Uderzył czołem w mur, przeklinając siebie w myślach.
Kiedy dotarł na miejsce, ogarnęła
go kolejna fala nudności. Stojący pod lokalem klienci nie zwrócili uwagi na
Ratliffa, który próbował dotrzeć do głównych drzwi klubu ze striptizem.
Minął podia z wijącymi się tancerkami
i wbiegł po schodach na górę, podpierając się raz jednej, raz drugiej ściany. Zastanowił
się, które drzwi należą do jego pokoju; wszedł do środka, rzucając się na
łóżko. Za jego plecami rozbrzmiał łagodny głos.
- Ciężka noc?
– Zagadnęła Dina, otwierając karton stojący w kącie pomieszczenia. Nie
usłyszała odpowiedzi. Odłożyła nożyczki na stół, po czym usiadła obok Ratliffa.
- Hej,
wszystko gra?
- Daj mi
spokój… - Mruknął, wciskając twarz w miękką poduszkę. Po chwili usiadł,
decydując się na spędzenie najbliższego kwadransa w toalecie.
- Marnie
wyglądasz. – Rzekła dziewczyna, biorąc blondyna za rękę. – Tylko staraj się
mnie nie upaskudzić, zaraz muszę być na dole. Chodź. – Rzekła, pomagając
Tommy’emu dotrzeć do łazienki. – Wołaj Lisę, gdyby coś się działo.
Tommy uklęknął nad deską i oparł
czoło o swoje dłonie. Minione obrazy wciąż pojawiały się w jego głowie, a im
bardziej próbował od nich uciec, tym usilniej go dręczyły.
***
- Moi drodzy!
– Zawołał Adam, zajmując miejsce w pierwszym rzędzie na widowni – Musimy omówić
kilka ważnych spraw.
Cały zespół w mig zjawił się przy
krawędzi potężnej sceny. Usiedli, żarliwie dyskutując na temat ostatnio
widzianego filmu. Van zeskoczyła, zajmując miejsce tuż obok Lamberta.
- Jak się
trzymasz? – Spytała, zwracając się w jego stronę.
Teatralnym gestem poprawił
okulary na swoim nosie. – Znakomicie. – Rzekł, uśmiechając się szeroko – Jest
lepiej, niż się spodziewałem. Przez ostatnie pół roku zagraliśmy… - Zawahał
się, zaglądając do notesu. – Trzydzieści spektakli, czyli o dwa więcej niż
planowaliśmy. Przeżyliśmy! Odłożyliśmy zaledwie kilka groszy, ale na kolejny
musical powinno wystarczyć. Oczywiście, jeśli każdy z nas wyciśnie z siebie
maksimum.
Van zsunęła się z czerwonego
fotela – Nad czym będziemy pracować?
- A tego
dowiedzą się wszyscy. – Rzekł, wstając ze swojego miejsca. – Zaplanowałem
kolejną premierę i daję nam trzy miesiące na stworzenie arcydzieła, które
przywróci serce temu miejscu. – Powiedział, zakładając ręce na biodra. – Do
tego czasu zagramy jeszcze kilka razy Lilijkę.
Nasz autorski spektakl dobiega końca i zgodnie uznaliśmy, że tym razem
sięgniemy po znaną pozycję.
- Stary, no
mów, co wybrałeś! – Terrance z niecierpliwością zastukał obcasami swoich butów
– Czekamy na tę wiadomość od miesiąca.
- A więc… -
Rzekł Adam, uśmiechając się szeroko. – Wystawimy Katedrę Marii Panny w Paryżu, znaną szerzej jako Dzwonnik z Notre Dame.
- Chyba już
mamy chętnego do roli Quasimodo… - Uśmiechnęła się Van, poklepując Terrance’a
po plecach.
- Zjeżdżaj. –
Mruknął z uśmiechem, cofając się na krok.
- Świetny
wybór. – Rzekła jedna z tancerek, spoglądając na resztę – Znacie musical z
Paryża, ten z Garou? Jak dla mnie jest genialny.
- Adam, to
moja ulubiona historia miłosna. – Rzekł Taylor, przykładając dłoń do serca.
Lambert rozejrzał się po sali –
Jeszcze nie przydzieliłem głównych ról, ale mniej więcej widzę niektórych was
pod postacią cyganki, księcia czy księdza. Kończę pracę nad scenariuszem,
wkrótce szczegółowo go omówimy, zaczniemy pracę nad utworami i scenografią.
Duże pole manewru będą mieli nasi akrobaci – kiwnął głową w stronę grupy
najdrobniejszych mężczyzn w zespole.
Niesamowite :D Już nie mogę się doczekać następnych części :)
OdpowiedzUsuńdziwne, ale interesujące. trochę mroczne klimaty wybrałaś - jestem ciekawa kolejnych części
OdpowiedzUsuńZaczyna się ciekawie. Jak ja się zdążyłam stęsknić za twoimi opowiadaniami :D
OdpowiedzUsuńOczywiście czekam na ciąg dalszy.
A teraz mała reklama. Czekając na Twoje opowiadanie, zaczęłam pisać własne Adommy XD zapraszam na http://odcienie-bieli.blogspot.com/
+,+
OdpowiedzUsuńZajebiste..
Chcę więcej:P..
boże jakie długie *-* boże jakie piękne *-* mmmmm świetne <3 z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały x3 całuję :* ~Taja
OdpowiedzUsuńweoow <3 zapowiada sie naprawde ciekawie :) czekam na ciąg dalszy :*
OdpowiedzUsuńlove-is-crazy-feeling.blogspot.com
Zapowiada sie bardzo interesujaco :) Nie mogę sie doczekac kolejnego odcinka :) Nii.
OdpowiedzUsuń