Skylar, dedykowane Tobie za dodawanie motywacji <3 :)
Zapraszam Wszystkich do odcinka :)
5. Sobotnia noc
Adam zaczerpnął głębszego
oddechu, gdy udało mu się opuścić mury klubu. Uśmiechnął się i zrobił kilka
kroków naprzód, nim odwrócił się do Tommy’ego.
- Jak ty to
znosisz? – Spytał, przechylając głowę na bok. Zakołysał się, tracąc na moment
równowagę – Hałas, dym, brak powietrza. Nocne kluby to synonim sobotniej
katastrofy.
Tommy naciągnął kaptur na głowę,
po czym w poszukiwaniu paczki papierosów poklepał kieszenie swojej bluzy.
-
Potrzebowałem tej roboty. Trudno było mi znaleźć coś na przyzwoitych zasadach.
– Rzekł, zmierzając wraz z Adamem w stronę chodnika.
Czarnowłosy osłonił twarz przed
reflektorami nadjeżdżającego samochodu. Zwrócił wzrok w kierunku Ratliffa,
który patrzył przed siebie.
- Zwinąłeś tę
bluzę? Jeszcze przed chwilą jej nie miałeś. – Zauważył Adam, próbując
zażartować.
- Miałem w
torbie. – Odparł Tommy, wskazując na pakunek po prawej stronie jego boku.
Adam zwolnił kroku, uśmiechając
się w stronę blondyna.
- Co taki
spięty jesteś?
Ratliff nie zatrzymywał się.
Wziął głęboki oddech, próbował otrząsnąć się z amoku. Alkohol zaczynał tracić
swoje działanie i przywracać jego umysł do rzeczywistości.
- To
niebezpieczna okolica. Lepiej rusz swój tyłek, jeśli nie chcesz, by do jutra
zsiniał. – Powiedział neutralnym głosem, widząc w oddali szyld teatru oraz neon
z wizerunkiem kobiecego profilu.
- Zachwyć się
nocą. To najpiękniejsza pora doby. – Rzekł za jego plecami Adam.
- Co ty
chrzanisz… - Mruknął Ratliff, zatrzymując się na linii obu budynków.
Adam kiwnął głową. – Coś tu nie
gra. Miałeś na dziś zaplanowaną nocną zmianę. – Rzekł, opierając się o barierkę
oddzielającą chodnik od jezdni.
Tommy poczuł się nieco zmieszany.
Zmarszczył brwi, po czym przerzucił torbę na drugie ramię. Spróbował spojrzeć w
niebieskie oczy, które teraz przypominały raczej ciemny granat skąpany w chłodnych
cieniach.
- Nie, wziąłem
wolne.
Wyraz twarzy Adama z surowego
stawał się coraz łagodniejszy. Ponownie zaczął się uśmiechać.
- Zaczepiłeś
mnie wieczorem. Powiedziałeś, że…
- Cholera. –
Syknął Tommy, przykładając dłoń do czoła.
Czarnowłosy przecząco pokręcił
głową. – Odszedłeś z tej roboty?
- Smith mnie
wylał. – Tommy odwrócił wzrok, wpatrując się w nadjeżdżającą taksówkę. Zszedł z
jezdni i rzucił swoją torbę na chodnik.
Adam potarł swoje ramiona, czując
przejmujący chłód. Rozejrzał się dookoła. Miał postawić pytanie Dlaczego nie wróciłeś do domu? jednak
odpuścił, nim te słowa dotarły do jego ust. Zapadła długa, niezręczna cisza,
której żaden z nich nie potrafił przerwać właściwym komentarzem.
- Ten klub to
twój jedyny kąt? – Spytał Adam, zakładając ręce na piersi. Oparł plecy o ścianę
teatru.
- Ta. –
Mruknął Ratliff. – Nie mogłem znaleźć się w gorszym położeniu w tę piękną, sobotnią noc, prawda? – Spytał z
ironią, powracając do słów Adama sprzed kilku chwil.
Czarnowłosy wyciągnął klucz z
kieszeni, po czym podszedł do wąskiej bramy.
- Chodź. Nie
będziesz przecież spał na ulicy.
Tommy podniósł wzrok, poszukując
sylwetki Adama pośród tańczących cieni.
- Nie wejdę do
tej nory.
- Cóż. –
Odparł Adam, wzruszając ramionami. – Jeśli zmienisz zdanie, drzwi są otwarte. A
tak swoją drogą, ta nora to część mojego życia, więc wyraź nieco więcej
szacunku. – Dodał, znikając w cieniu podwórka.
Blondyn westchnął, przeklął pod
nosem i ponownie poklepał kieszenie w poszukiwaniu papierosów, których nie
znalazł wcześniej.
- Jasna
cholera… - Mruknął pod nosem, spoglądając na klientów, którzy próbowali dostać
się do klubu. Pokręcił głową i wziął kolejny, głęboki oddech, próbując wyrwać
się z alkoholowego amoku.
Pakujesz się w kolejne kłopoty, Ratliff…
Odwrócił się i powoli podszedł do
bramy, za którą ujrzał uchylone drzwi. Smuga jasnego światła padała na brukową
kostkę wąskiego przejścia. Ostrożnie wszedł do środka, próbując objąć wzrokiem
cały przedsionek pełen licznych segmentów z wydzieloną szatnią. Lustra
atakowały go z każdej strony; lśniły w blasku ciepłych świateł żarówek. Zatrzymał
się na moment, poprawiając swoją torbę. Starał się omijać wzrokiem swoje
odbicie, jednak nie potrafił od niego uciec. To miejsce, choć oddalone o kilka
metrów od jego byłego domu było zupełnie inne. Zbyt wiele przestrzeni, za mało
hałasu i ludzi; czuł się nieswojo w podobnym otoczeniu. Zaczął się zastanawiać,
który z przybranych porządków jest właściwy.
Nieco śmielszym krokiem
przekroczył próg głównej sali. Rzędy czerwonych foteli ciągnęły się ku górze,
znikając w gęstej czerni. Scena była potężna; podobne widział jedynie w
telewizji. Drobne schody przykuły jego uwagę. Kiedy nastąpił na pierwszy
stopień, usłyszał skrzypnięcie desek. Nie powstrzymało go to jednak przed
wykonaniem kolejnych kroków. Dotarł na sam środek sceny i zatrzymał się,
zatracając nieobecny wzrok w przestrzeni przed sobą.
- Robi
wrażenie, co? – Usłyszał za plecami znajomy ton głosu.
Odwrócił się, spoglądając na
Adama. Znacząco pokiwał głową. – Niesamowite… - Wyszeptał. – Zupełnie jak… w Des Westens.*
Brunet zmrużył powieki, po czym
powolnym krokiem zaczął zbliżać się w stronę blondyna.
- Skąd znasz
to miejsce?
Tommy odwrócił się w stronę
Lamberta. – Widziałem nagranie z premiery Tańca
Wampirów.** Emitowali to w telewizji. – Dodał, wciskając ręce w kieszenie
spodni.
Adam znacząco pokiwał głową. –
Większość kojarzy ten musical z Broadway’u.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem.
– To największa klapa w ich karierze. Za oceanem zrobili to znacznie lepiej.
Brunet odpowiedział podobnym
uśmiechem. – Zgadza się… Nie wiedziałem, że interesujesz się teatrem.
- Do tej pory
byłem dla ciebie dupkiem, tonącym w hektolitrach piwa, którym oblewali mnie
starzy zboczeńcy. – Zażartował Tommy, ponownie wpatrując się w rzędy foteli.
- Bez
przesady. Po prostu byłeś nieuprzejmy. – Rzekł Adam, zachowując bezpieczny
dystans.
- Znam
zaledwie kilka musicali. – Odparł Tommy, zerkając na czarnowłosego.
Zapadła chwila ciszy, która pozwoliła
im na uregulowanie oddechu. Światła zaczęły gasnąć ponad czerwonymi rzędami.
- Niech dzieją
się te cuda, o jakich śnię za dnia… - Cichy, melodyjny śpiew Adama wypełnił
przestrzeń.
- Me serce to
dynamit, tylko iskry mu brak. – Wyszeptał w odpowiedzi Tommy. Nie był to
przypadkowy utwór; pochodził ze sztuki, o której chwilę wcześniej wspomniał
blondyn. Odwrócił się, spoglądając w stronę Adama, który zaczął wycofywać się w
cień kulis.
Gdy ze mną zanurzysz się w
mrok
Między otchłań a blask
Zapomnę o rozdarciu, zatrzyma się czas,
Ogarnia mnie pragnienie i rozpala żar
Między otchłań a blask
Zapomnę o rozdarciu, zatrzyma się czas,
Ogarnia mnie pragnienie i rozpala żar
Podążył drogą bruneta, jednak zagubił się w labiryncie
korytarzy. Alkoholowy amok otępił jego zmysły. Ułożył dłoń na tapecie,
zdobiącej ściany i ruszył przed siebie, wodząc palcami po wyblakłym papierze. Próbował
odnaleźć Lamberta, jednocześnie zachwycając się miejscem, do którego dotarł.
- Daj mi jakiś znak! –
Zawołał, opuszczając najmniejszą garderobę.
- Fantazji odrzuć dziś
nieostry kształt, bo czas by miała już…– Znajomy ton głosu dotarł do jego uszu.
Był coraz bliżej. To miejsce, ten człowiek, wszystko było tak intrygujące i
niejednoznaczne…
- Twój głos i twa – Tommy
zamarł, niemal wpadając na czarnowłosego. Podniósł wzrok w stronę jego oczu –
twarz – Dodał głosem, któremu zabrakło już magii. Cofnął się na kilka kroków. –
Przepadłeś jak Upiór.***
- Taki miałem cel. –
Odparł Adam, puszczając perskie oko w kierunku gościa. – Pójdź za mną.
Wypowiedziane słowa brzmiały jednocześnie łagodnie i
władczo. Nie odmówił. Poszedł krok w krok za brunetem, wpatrując się w linie
wyznaczające krawędź jego skórzanej kurtki.
Wkroczyli do największej garderoby, pełniącej rolę
sypialni.
- Rany. – Westchnął
Ratliff, wplatając palce we włosy. – Mieszkacie tu?
Adam znacząco pokiwał głową. – Chyba dzielimy podobny
los.
- Z tym, że mój pokój był
magazynem dla pejczy, kajdanek i smyczy.
- Nie przeszkadzałoby mi
to. – Zażartował Lambert, szczerząc się w uśmiechu.
Tommy prychnął, siadając na krawędzi jednego z posłań.
Rozejrzał się dookoła.
- Nie narzekacie na brak
prywatności?
- Nie mamy z tym problemu.
Napijesz się czegoś? – Zasugerował Lambert, opierając się ramieniem o framugę.
Tommy zmierzył wzrokiem jego sylwetkę, po czym wzruszył ramionami.
- Woda może być.
Kiedy czarnowłosy opuścił pomieszczenie, Ratliff wstał
by przyjrzeć się lustrom, otoczonym rzędami żarówek. Zwrócił wzrok ku ladzie i
sięgnął po sznur pereł. Wziął głęboki oddech odkładając biżuterię na miejsce.
Wyszedł na korytarz, spoglądając w stronę właściciela teatru.
- Nie chcę tu… nocować.
Jesteś dla mnie obcym facetem.
- Żaden problem. – Odparł
Lambert. – Możemy przegadać ostatnie godziny tej nocy. – Dodał, wyciągając ku
Tommy’emu szklankę przezroczystej cieczy.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem. – To brzmi całkiem
nieźle. – Rzekł, z zakłopotaniem odwracając wzrok. Wrócił do garderoby i
usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Usiadł na tym samym materacu, co wcześniej i
wyciągnął nogi, dając sobie chwilę wytchnienia.
- Ten hałas to z klubu
naprzeciwko? – Spytał, spoglądając w kierunku Adama, który usiadł tuż obok
niego. – Nie dziwię się, że tak często interweniowałeś. Dlaczego nie wezwałeś
glin?
- Smith bywa groźny. –
Adam uniósł brwi. – Uciekam od problemów, więc szukam mniej radykalnych
rozwiązań.
Choć głuche echo nie ustawało, wzajemnie słyszeli
własne oddechy. Wpatrywali się w pustą przestrzeń. Wibracje w powietrzu przepełniały
ich emocjami.
- Chyba mam wobec ciebie
dług wdzięczności. – Rzekł Tommy, spoglądając w kierunku Adama. Ciepły wzrok
chłodnych tęczówek nie pozwalał mu na zachowanie dystansu. Zbliżył się do
aktora, sięgając dłonią do swoich włosów. Odgarnął je do tyłu, spoglądając w
oczy rozmówcy.
Adam rozchylił wargi, jednak żaden dźwięk nie opuścił
jego ust. Nachylił się w stronę blondyna, mrużąc oczy.
- Tego rodzaju waluty nie
przyjmuję. – Odparł chłodno.
Tommy szeroko otworzył oczy. Próbował wymierzyć
policzek Adamowi, jednak brunet chwycił jego rękę, nim zdążyła zbliżyć się na
niebezpieczną odległość. Tommy opadł na materac, przyciągając Lamberta w swoją
stronę, aż jego własne nadgarstki zostały przybite do podłogi za materacem. Zacisnął
zęby, by nie wydać spomiędzy swoich warg bolesnego odgłosu.
- Uznam, że jeszcze nie
wytrzeźwiałeś i zapomnimy o wszystkim. Spróbuj jeszcze raz podnieść na mnie
rękę, a przysięgam, że prędko nie spłacisz swojego długu.
We władczym, błękitnym spojrzeniu było coś
pociągającego. Niebieskie oczy płonęły w blasku ciepłego światła, choć cała
twarz spowiła się w mroku. Uścisk Adama nie był bolesny, jednak Tommy odczuwał
go kilkukrotnie intensywniej. Wpatrywali się w siebie pijanym wzrokiem,
próbując opanować przyspieszony oddech wywołany agresją. Tommy odchylił głowę,
odsłaniając alabastrową skórę swojej szyi. Szarpnął ręce, które bez trudu
uwolniły się z łagodnego uścisku Adama. Przestrzeń między nimi, choć
bezpieczna, wypełniła się ciepłym powietrzem od płytkich, szybkich oddechów.
- Przepraszam. – Tommy
zmusił się do wypowiedzenia tego słowa, gdy brunet zaczął się powoli wycofywać.
Obserwował go bacznie, niczym dzikie zwierzę, drażniące się ze swoją ofiarą.
Jest tak
cholernie władczy i…
Było za wcześnie, by mógł dostrzec wielką pomyłkę.
Adam był przyjaznym, ciepłym człowiekiem, którego cierpliwość nie znała granic.
Tej nocy nie był sobą; nigdy nie reagował w podobny sposób.
…męski.
Blondyn zacisnął wargi i odwrócił wzrok, próbując
wymazać z głowy wszelkie określenia, którymi mógł opisać Adama. Nie zmierzało
to we właściwym kierunku.
- Nie ma sprawy. –
Usłyszał w odpowiedzi. – Muszę popracować. Wybierz materac. Dobranoc.
- Dobranoc… - Tommy potarł
ramiona i wziął głęboki oddech, gdy Lambert opuścił pokój. Skrył twarz w
dłoniach.
Przesadziłem.
Niemal go uderzyłem, choć okazał mi bezwarunkową pomoc. Jestem dupkiem…
Położył się, opuszczając powieki. Choć zawroty głowy
nie ustępowały, zasnął bardzo szybko.
***
Gdy się zbudził, dopiero zaczynało świtać. Usiadł,
rozglądając się dookoła; część zespołu już wróciła, o czym świadczyły wybrzuszenia
pod kilkoma kołdrami. Tommy przeczesał palcami zmierzwione włosy i wstał,
chwytając za swoją torbę. Nie czuł się wypoczęty, jednak nadużywanie
gościnności nie leżało w jego zwyczaju. Cichym, wolnym krokiem opuścił salę,
próbując odnaleźć Adama. Zdradził go cichy śpiew, dochodzący z małej garderoby.
Skierował się w tamtą stronę, wbijając wzrok w
czerwoną wykładzinę. Zapukał dwukrotnie i nie czekając na zaproszenie, pozwolił
sobie wejść do pokoju.
- Naprawdę mi głupio za
to, co zaszło. – Powiedział, nerwowo poprawiając torbę na swoim ramieniu. – Chciałem
cię szczerze przeprosić i podziękować.
Adam wpatrywał się w Ratliffa, słuchając krótkiego
monologu. Poprawił się w fotelu, by przybrać pozycję siedzącą, po czym odłożył
notatki na stół.
- Nie gniewam się. To był
dla ciebie zwariowany dzień. Z resztą to, co powiedziałem, mogło zabrzmieć
niepoprawnie, więc również cię przepraszam.
Na twarzy blondyna zagościł łagodny uśmiech. Wyciągnął
dłoń w kierunku Lamberta.
- Zgoda?
Czarnowłosy odwzajemnił uśmiech, po czym uścisnął dłoń
Ratliffa. Była nienaturalnie chłodna.
- Zimno ci? – Spytał, sięgając
po koc za swoimi plecami.
- Może trochę. Właściwie
to miałem już iść. Nie chcę, by twoi ludzie zadręczyli nas pytaniami. Z resztą
część z nich pewnie kojarzy mnie z miejsca, którego nienawidzą…
Adam wzruszył ramionami. – Jeśli kiedykolwiek będziesz
chciał zagrzać miejsca, wpadnij. Weź to. – Rzekł, podając koc blondynowi.
Wstał, by dorównać mu wzrostem.
Ratliff przez chwilę się zawahał, lecz przyjął skromny
podarunek.
- Doceniam to. Mógłbym
mieć jeszcze jedną prośbę?
Czarnowłosy założył ręce na piersi, a po chwili
przetarł zmęczone oczy. Kiwnął głową na znak zgody.
- Chciałbym usłyszeć wers
piosenki, którą piszesz. – Rzekł, zarzucając koc na drugie ramię.
Adam zacisnął usta i zmarszczył brwi. Po chwili
uśmiechnął się ciepło.
- Obawiam się, że musisz
poczekać do premiery. Ostemplowałem każdy z tekstów jako ściśle tajny. – Spróbował
zażartować Adam, jednak był zbyt zmęczony, by silić się na śmiech.
Tommy wymusił uśmiech na swojej twarzy. – Do
zobaczenia, Adam.
- Powodzenia, Tommy. -
Czarnowłosy założył ręce na piersi. Drobny mężczyzna zniknął w cieniu
korytarzy, by ulotnić się tak prędko, jak tylko potrafił.
___________
*Theater des Westens - teatr w Berlinie
**Taniec Wampirów - wiedeński musical
*** Upiór w operze - brytyjski musical
W tekście wykorzystano fragmenty utworów z polskich wersji musicali Taniec Wampirów i Upiór w Operze.
Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńJaki zaszczyt mnie spotkał :D dziękuję <3 Ale czekaj, jak Tommy sobie dokądś pójdzie, to jak zakocha się w Adamie? XD
OdpowiedzUsuńKochana, przede wszystkim dziękuję za to, że pokazałaś mi piosenkę, w której własnie się zakochuję i przy której z przyjemnością czytałam ten rozdział. A sam rozdział, magiczny. Taki totalnie magiczny. Dziękuję, że go dla nas napisałaś <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, nie mogę sie już doczekać co będzie w następnym. Pisz dalej! :)
OdpowiedzUsuńOstrzegam!!! Będę przeklinać!!!
OdpowiedzUsuńZajebiście!!! Kurwa po prostu zajebiście. Rozpierdalasz system. Niestety nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, ale powiem tylko, że to opowiadanie jest super <3 Pisz, pisz pisz. Życzę Ci dużo weny :*
Boskie :** jak zwykle ^^..
OdpowiedzUsuńJak ty cudownie piszesz! Super wciąga! Niesamowity pomysł na akcje. Ah, muszę czytać dalej! ❤❤❤
OdpowiedzUsuńCzytam i zauważam nieścisłości, które mnie gubią i sprawiają, że moja głowa jest pełna pytań typu "ale jak to?, "czemu?", "jak?" ._.
OdpowiedzUsuń