Hello! Za chwilę uciekam do pracy (choć to barbarzyństwo
zaczynać zmianę w piątkowy wieczór!), a was zostawiam z porcją pięciu tysięcy
wyrazów :)
Czy jest tutaj ktoś, kto nie zna Miłości z Idola? Jeśli nie,
to wpadajcie! Link tutaj
Dziękuję za wasze prywatne wiadomości, wpisy i komentarze!
Nie mogłam wymarzyć sobie cudowniejszych czytelników <3
Mrs. Ratliff: cieszę się, że mogę Cię inspirować! I nie leż
na podłodze, bo wilka złapiesz! :D
Perfuny: Witaj! Bardzo dziękuję za słowa uznania :)
Sandra R: Dziękuję za przemiłe słowa, to daje mi duuużo weny :)
Locke X: Niesamowicie się cieszę, że Siken przypadł Ci do
gustu! W
dzisiejszym odcinku również wykorzystałam fragmenty jego twórczości. Niestety
jego poezja nie wyszła w przekładzie polskim, za to oryginał bez problemu
znajdziesz na allegro, a pojedyncze wiersze w sieci.
Dominika: ja też kocham moich czytelników! <3
Glamtastic: Tak się obawiałam, że będzie pachniało Mrożkiem
w tamtym odcinku. Ach, też chcę wrócić do czasów młodości i pisania matur :D
18. Crash test
Tommy nie pamiętał, kiedy po raz ostatni został obudzony
śpiewem ptaków. Ocknął się, przecierając twarz dłońmi i biorąc głębszy oddech.
Choć liczył, że po długiej nocy poczuje się lepiej, dopiero teraz zaczęły
docierać do niego migawki obrazów z poprzedniej nocy.
Usiadł, pochylając się nad swoimi kolanami. Łóżko Adama
wskazywało na to, że zostało opuszczone już dawno temu. Tommy potarł swoje
nagie ramiona i wstał, sięgając po telefon. Zero wiadomości, żadnych
nieodebranych połączeń. Opuścił pokój i zbiegł po schodach na dół, rozglądając
się dookoła. W zasięgu jego wzroku pojawił się Neil, który właśnie zmierzał w
jego kierunku z talerzem pełnym naleśników.
- Witaj, królewno. – Powiedział,
szczerząc się w szerokim uśmiechu – Z nutellą czy na słono? – Spytał,
zatrzymując się przed chłopakiem – Jezu, wyglądasz jak gówno.
- Słabo spałem. – Rzekł Ratliff,
biorąc głęboki oddech – Wiesz może, gdzie jest…
- Pojechał z rodzicami odwiedzić
dziadków. Nie chciał cię budzić. Chodź, przygotuję ci śniadanie.
- Dzięki, nie jestem głodny. –
Odparł blondyn, spoglądając prosto w oczy Neila – A ty? Masz jakieś plany?
Neil skinął głową, zapraszając chłopaka do salonu. Zajął miejsce
przy stole i zatopił widelec w naleśniku – O trzeciej lecę na imprezę. Zabieram
cię ze sobą.
Tommy zmarszczył brwi – O trzeciej? Tak wcześnie?
- Alkohol lepiej wchodzi, gdy
pije się go stopniowo. Swoją drogą, dziewczyna z sąsiedztwa ma dziś urodziny.
- A więc impreza urodzinowa?
Neil machnął ręką – Nie, skąd. Po prostu jej rodzice
wyjechali. A wyjeżdżają średnio co dwa tygodnie i dziś jest ten dzień. Będzie
tam miły i przeuroczy gość, wiesz? Lucas. W podobnym wieku, co ty.
Tommy uniósł brwi i założył ręce na piersi – I po co mi o
tym mówisz?
Neil uśmiechnął się i mrugnął w kierunku Ratliffa, który
westchnął głośno. Pokręcił głową i opuścił pokój, słysząc za sobą nawoływanie i
radosny śmiech.
***
Kiedy Neil mówił o domówce, mającej miejsce w sąsiedztwie,
Tommy spodziewał się raczej nużących rozmów przy grillu i butelce wódki.
Zaniemówił, gdy okazało się, że nieduży dom mieści kilkadziesiąt osób, alkohol
przelewa się hektolitrami, a ponad połowa dzieciaków nie ukończyła jeszcze
liceum.
I tak, brat Adama miał całkowitą rację. Lucas był nie dość,
że miły i przeuroczy, to nieziemsko przystojny. Kiedy przyszedł przedstawić się
nowo przybyłym gościom, Ratliff nie potrafił odmówić mu jednego drinka, który
zainicjował ich pierwszą rozmowę. Jak się okazało niewiele młodszy Lucas
również był barmanem w jednym z nocnych barów. Zaczął przygotowywać autorskie
drinki, które smakowały rzeczywiście dobrze i dopiero po czwartej, opróżnionej
do cna szklance, Tommy poczuł, że jego hamulce puszczają blokadę.
Niedługo po krótkiej wymianie zdań odnaleźli jedno z
nielicznych, wolnych miejsc na środku salonu, gdzie poddali się muzyce i
alkoholowi, krążącemu w ich żyłach. Tommy zmrużył powieki, czując męskie dłonie
na swojej talii, biodrach, ramionach i odetchnął głośno, uświadamiając sobie
jak bardzo tęsknił za tym uczuciem. Obiecał sobie, że tej nocy całkowicie
wyrzuci Adama z głowy i zaraz po skończeniu tańca z Lucasem pozna przyjaciółki
Neila. Zawiesi wzrok na jednej z nich, oczaruje rozmową, a potem… a potem
wszystko będzie już normalne. Bez zbędnych słów, oczekiwań, nieporozumień.
Przez jego głowę przemknęła myśl, że być może szybka randka z dziewczyną
wyleczyłaby go z drobnej obsesji, której na imię było Adam.
Gdy drugie ciało przylgnęło do jego pleców i pachniało
bardziej jak mieszanka cedru oraz testosteronu, postradał zmysły do reszty.
Zmrużył powieki, czując, że zaczyna brakować mu oddechu, gdy silne palce
chwyciły jego biodra i docisnęły do swoich własnych. Gorący żar oblał całe jego
ciało, gdy poczuł drażniący oddech na swoim karku. Po chwili ostre zęby
chwyciły krawędź jego ucha i jęknął cicho w odpowiedzi, unosząc powieki. I
zamarł; dostrzegł wpatrującą się w niego parę niebieskich tęczówek. Adam
siedział na kanapie, trzymając w dłoni szklankę wypełnioną do połowy rudym
trunkiem. Choć siedział w towarzystwie dwóch, żywo dyskutujących dziewczyn,
całą swoją uwagę oraz skupienie skierował w kierunku Tommy’ego. Uniósł
szklankę, wznosząc niemy toast, po czym zanurzył swoją wargę w zimnej whisky.
Tommy nie miał pojęcia, kiedy Adam dołączył do zabawy. Nie
potrafił również przewidzieć jak długo mu się przypatrywał, a zważywszy na to,
że za oknem panowała ciemność, Ratliff musiał przebywać w tym miejscu od
dobrych pięciu godzin.
- Muszę wyjść na taras. – Rzekł
spiesznie, zwracając się przodem w kierunku Lucasa, który obdarzył go
troskliwym spojrzeniem.
- Wszystko gra?
Tommy uśmiechnął się, próbując opanować drżenie swoich rąk –
Tak.
- Mogę wyjść z tobą?
- Mm… - Zawiesił głos, zerkając w
kierunku Lamberta – Wrócę prędko, okej? – Nie czekając na odpowiedź, przebił
się przez tłum, próbując znaleźć najbliższe wyjście na zewnątrz. Choć nie wypił
dużo, czuł, że zaczyna robić mu się słabo. Adam z pewnością widział więcej, niż
powinien.
- Kurwa mać. – Przeklął pod
nosem, wychodząc na taras, gdzie kilka osób paliło papierosy. Podszedł do
barierki i wychylił się, pocierając palcami zmęczone powieki – Och, kurwa.
Jego. Mać.
Chłodny wiatr zadziałał kojąco na jego skórę, którą po
chwili przeszedł elektryzujący dreszcz.
- Chyba dobrze się bawisz? –
Rozbrzmiał głos za swoimi plecami i Tommy nie musiał długo zastanawiać się, do
kogo on należy. Odwrócił się, spoglądając w nieobecny wzrok niebieskich oczu.
- Jesteś pijany. – Stwierdził,
unosząc brwi – Ty? Ty pijesz? To nie w twoim stylu.
Adam roześmiał się, przeczesując leniwym ruchem swoje włosy.
Każdy jego gest był znacznie bardziej płynny niż zazwyczaj.
- Tommy, kochanie. Fakt, że mam
kilka twardych zasad, nie znaczy, że nad moją głową ciągle wisi aureola. –
Zakołysał palcem tuż obok swojej skroni, śmiejąc się cicho – Poznałeś Lucasa. –
Powiedział i zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie – Często
przyciągasz facetów?
Ratliff łagodnie rozchylił wargi, czując, że brakuje mu
zarówno powietrza jak i głosu. Adam przypatrywał mu się z góry, nonszalancko
opierając biodro o wysoką barierkę.
- Ja nie… To nieporozumienie.
Brunet przewrócił oczami – Och, proszę cię. Czy każdą swoją
zabawę z facetami nazywasz nieporozumieniem? O ile mnie pamięć nie myli,
wczoraj usłyszałem to samo.
Blondyn poruszył wargami jak wyciągnięta z wody ryba i
przyłożył dłoń do brzucha, próbując opanować skręt żołądka. Nie mógł znieść na
sobie intensywnego spojrzenia i kpiącego uśmiechu, wypisanego na twarzy Adama.
- Chciałeś mnie pocałować. I
chciałeś, żebym odwzajemnił ten gest. – Rzekł, a Tommy nie potrafił znaleźć w
sobie siły, by zaprzeczyć. Cofnął się na krok, jednak wtedy Adam zbliżył się
ponownie. Tommy zaśmiał się nerwowo, przeklinając siebie w duchu, że nie miał
przy sobie paczki papierosów. Czułby się lepiej, gdyby miał czym zająć dłonie.
- Powiedziałem ci już, że to był
impuls.
Adam parsknął cichym śmiechem, opierając dłoń o ścianę tuż
obok głowy Tommy’ego, który nerwowo przełknął ślinę. Lambert rozejrzał się
dookoła, upewniając się, że nikt ich nie obserwuje, po czym nachylił się, by
zrównać swój wzrok ze spojrzeniem chłopaka.
- Impuls? – Rzekł obojętnie,
odgarniając łagodnym gestem kosmyk włosów z czoła chłopaka, wywołując kolejną
falę dreszczy, która zalała jego ciało. Pomimo tego, że brunet wypił więcej niż
powinien, nie tracił swojego uroku – Impuls. Thompson, zabrakłoby mi palców u
obu rąk, by zliczyć, ile razy się powstrzymywałeś. Aż w końcu sobie uległeś.
Tommy przylgnął plecami do ściany, mając cichą nadzieję, że
ta go wchłonie i pozwoli mu zniknąć. Nie sądził, że jego zachowanie było aż tak
oczywiste.
- Więc nie licz.
- Masz rację. Myślę, że mógłbym
znaleźć ciekawsze zajęcie dla moich palców. – Rzekł, a Tommy nie dowierzał, że
te słowa rzeczywiście padły; i to wprost do jego ucha. Nerwowo przełknął ślinę,
czując, że wszystkie myśli odpływają z jego głowy – Wszystkich dziesięciu.
- Co…? – Ratliff uniósł brwi,
tracąc oddech – Co ty powiedziałeś?
Adam uśmiechnął się, próbując spojrzeć w brązowe oczy. Nachylił
się nad uchem chłopaka, obejmując ramionami jego szyję.
- Myślisz, że nie dostrzegam
tego, jak na mnie patrzysz? Och, Tommy… - Rzekł cicho, niepostrzeżenie
chwytając jego nadgarstek – Gdybym pozwolił ci mnie pocałować, jak sądzisz, gdzie
twoje usta rozpoczęłyby swoją podróż? Choć bardziej interesuje mnie, gdzie by
ją zakończyły.
Spanikował; choć zawsze żył w przeświadczeniu, że tylko
jednego z nich łatwo onieśmielić, teraz miał co do tego wątpliwości. Sapnął
cicho, gdy jego dłoń została naprowadzona na własny rozporek. Nie zdziwiło go
to, że był twardy. Obecność Adama zawsze działała na niego w ten sposób.
- Powiedz mi szczerze… - Rzekł, a
jego oddech pachniał jak słodka pinacolada – Chciałbyś, żeby to była moja dłoń?
Chcesz, żebym cię dotknął?
Tommy zaśmiał się nerwowo, opierając dłonie o tors bruneta –
Drażnisz się ze mną. Wiem, że to robisz. Nie pozwoliłbyś sobie na to. I mi też
nie. Nie jesteś ta… o boże. O boże. - Rozchylił wargi i stracił głos, gdy
poczuł dłoń na swoim kroczu; dłoń Adama. Poczuł, jak gdyby ktoś kopnął go
prosto w podbrzusze i niemal słyszał w skroniach pulsowanie swojej krwi.
Adam uśmiechnął się łagodnie, po czym cofnął rękę i uniósł
brew.
- Może porozmawiamy o… o boże, o poezji na przykład? – Tommy przełknął
ślinę i miał ochotę strzelić sobie w twarz. Obiekt jego westchnień stał tuż
przed nim, chętny do flirtu i niewinnych szeptów, zgaszony w jednej chwili
reakcją Ratliffa.
Patrzyli na siebie i blondyn był pewny, że zaraz zostanie
wyśmiany, a Adam zniknie w tłumie. Tak się jednak nie stało; Lambert
przypatrywał się jego twarzy, marszcząc brwi, aż w końcu oczyścił gardło cichym
pomrukiem i zaczął mówić.
- Wszyscy mogli zobaczyć, w jaki sposób pracują jego mięśnie; sposób,
który czyni z nas zwierzęta. Chciałem zabrać go do domu i rzucić się na niego…
- Cytował Adam wprost do ucha Tommy’ego, otulając jego szyję gorącym
powietrzem, wprawiając tym samym jego ciało w drżenie – i wjechać moim ciałem w jego, jak na próbnym teście zderzenia
samochodowego.*
Ratliff czuł mrowienie każdej komórki jego ciała, a uczucie
to było na tyle drażniące, że nie potrafił go dłużej znieść. Chciał wyjść
naprzeciw Adamowi. Wgryźć się w jego wargi, uderzyć go siłą swojego pragnienia
i dać sponiewierać swoje ciało w sposób, o jakim nigdy nie marzył; zamiast tego
zastygł w bezruchu, nie wiedząc, gdzie kończy się granica żartu, a zaczyna
prawdziwa rozgrywka. W niebieskich oczach nie malowało się nic pożądliwego i to
doprowadzało Tommy’ego do zguby.
- Chciałbym spytać, czy nie
przeszkadzam, ale chyba się powstrzymam. – Ratliff ujrzał parę bystrych oczu
Neila, po czym odetchnął z ulgą. Brunet odwrócił się, poklepując brata po
ramieniu.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz, mój
drogi.
- Jezu, co ty mu zrobiłeś? –
Mruknął w kierunku Adama, który uśmiechnął się, odsłaniając rząd białych zębów.
Tuż po chwili przeniósł wzrok na Ratliffa, który nadal był jakby nieobecny. –
Nieważne. Lambert, nie powinno cię tu być.
Brunet zmarszczył brwi, przestępując na drugą nogę –
Słucham?
- Porozmawiamy w domu. – Rzekł,
na co błysk w niebieskich oczach przygasł – Chodźcie moje gołąbeczki. Jeśli
dopadło was gastro to znajdziecie stos przepysznych kanapek. Wegetariańskich,
oczywiście.
***
Pierwszy dzień po powrocie do Nowego Jorku wyglądał jak
każdy inny, spędzony w teatrze; próby rozpoczęły się z samego rana. Kiedy
słońce zaczęło chować się za linią horyzontu, część zespołu postanowiła wyjść
na spacer w ramach poszukiwania inspiracji, Adam z Vanessą siedzieli na
tarasie, rozmawiając o słonecznej Kalifornii i pełnym energii Neilu. Tommy z
kolei zaszył się w pokoju za zielonymi drzwiami, gdzie urządził sobie mały kąt
pomiędzy ścianą, a fortepianem. Leżał na podwójnym, zapadniętym materacu,
śledząc wzrokiem wersy czytanej książki, którą dostał od brata Adama. Choć była
zupełnie bezużyteczna (jej tytuł brzmiał: dwadzieścia skutecznych pomysłów na
wakacyjny podryw), nie posiadał żadnej innej literatury, którą mógłby się
zająć. Pozycje, które znalazł na półce w pokoju Adama nie należały do
najciekawszych; powstanie niemal każdej z nich datowane było na co najmniej sto
lat wstecz.
Zastukał grzbietem w podbródek, spoglądając w łagodnie
falującą pajęczynę, utkaną między lampą a fortepianem. Zamyślił się na chwilę,
wspominając usłyszane o poranku przeprosiny.
Jest mi tak głupio,
Tommy. Teraz już wiesz, dlaczego nie sięgam po alkohol. Wygaduję głupoty i
robię inne, nienormalne rzeczy. Nie pamiętam, co mówiłem, ale… czy ja cię
dotknąłem? Jezu, nie miej mi tego za złe. Mam nadzieję, że nie ośmieszyłem cię
ani nie poniżyłem, a jeśli zrobiłem coś, co sprawiło, że jest ci przykro,
przepraszam.
I choć Ratliff wielokrotnie machnął ręką, obracając całą
sytuację w żart, widział zażenowanie na twarzy Adama, który poprosił, by więcej
nie wracali do tematu nieszczęsnej domówki, co blondynowi było jak najbardziej
na rękę. Przynajmniej nie musiał wysłuchiwać docinków na temat tańca z Lucasem.
Przesunął wzrokiem po kolejnym fragmencie tekstu, całkowicie
się relaksując, gdy usłyszał dobiegające z korytarza głosy. Jeden z nich
zdecydowanie należał do bruneta, a drugi… cóż. Drugi był zupełnie obcy.
Leżał w bezruchu zaszyty w ciemnym kącie pokoju za dużym
fortepianem, gdy zielone drzwi zatrzasnęły się z hukiem, wprawiając deski
podłogi w miarowe drżenie.
- Co ty tutaj robisz? – Głos
Adama wydawał się być zdenerwowany, pełen negatywnych emocji.
- Byłeś w San Diego. Byłeś w tym
przeklętym San Diego i nie dałeś mi znać. – Odparł drugi głos, całkowicie
ignorując pytanie.
Tommy zmarszczył brwi, zamierając w bezruchu. Próbował
zidentyfikować drugiego rozmówcę, jednak zupełnie nie znał tego tonu głosu;
nienaturalnie delikatnego, jednak zdecydowanie należącego do mężczyzny.
- Nie miałem takiego zamiaru. Nie
powinieneś tutaj przyjeżdżać. Myślałem, że już to uzgodniliśmy. – Powtórzył
Adam, jednak nie wykonał żadnego ruchu, zważywszy na ciszę, jaka zapadła po
jego wypowiedzi. Tommy podparł się na łokciach, prosząc w duchu, by sprężyny
starego materaca nie skrzypnęły. Wyjrzał łagodnie zza fortepianu, dostrzegając
dwie skąpane w mroku sylwetki. Jedną rozpoznał bez zawahania. Druga była mu
obca; był to chłopak, w wieku podobnym do Adama, jednak znacznie niższy i
drobniejszy. Z pewnością nie należał do zespołu ani przyjaciół Lamberta.
Tommy patrzył jak drobne dłonie chwytają twarz Adama, a
błyszczące w słabym świetle oczy błagalnie się w niego wpatrują.
- Dlaczego nie jesteś w stanie
choćby odpowiedzieć na moją wiadomość? Piszę do ciebie. Piszę wiadomości,
maile, listy, nie odpisałeś mi nigdy. – Powiedział cicho, niemal szeptem.
Drżał; Tommy był w stanie zauważyć to z daleka – Oddałem ci wszystko, co
mogłem. Oddałem ci moje marzenia.
- Mieliśmy te same marzenia i tę
samą drogę do ich realizacji. – Odparł Adam, łagodnie chwytając nadgarstki,
które odsunął od swojej twarzy.
- Pamiętasz eliminacje finałowe? Pamiętasz
swoje zaskoczenie, kiedy zakwalifikowałeś się do Spartakusa, gdy ja odszedłem z
niczym? Nie zapomnę tego dnia, gdy od samego rana płakałeś. Płakałeś żywymi
łzami, mówiąc, że nie dasz rady zatańczyć i przekonać ich do siebie; że każdy
krok sprawia ci ból porównywalny do chodzenia po tłuczonym szkle. Dostałem się,
ale oddałem ci miejsce w finale, bo wiedziałem, jak bardzo zależy ci na tańcu.
Wolałem oglądać uśmiech na twojej twarzy niż walczyć o przyszłość na Broadwayu.
Brunet nie odezwał się ani słowem. Wziął głęboki oddech,
cofając się na krok. Przetarł dłońmi swoją twarz, pochylając się na moment.
- Powiedz, że to nieprawda.
- Wiedziałem, że jesteś ode mnie
lepszy i zasługujesz, by dostać tę szansę.
- Do jasnej cholery, Brad… Kurwa
mać! - Krzyknął, zataczając małe kółko bez celu, po czym spuścił ręce wzdłuż
ciała, ślepo patrząc w pustą przestrzeń – Dlaczego to zrobiłeś…
- Naprawdę oczekujesz szczerej
odpowiedzi na to pytanie?
Tommy niemo rozchylił wargi, czując spadający na niego
ciężar. Nie powinien słyszeć tej rozmowy. Zdecydowanie nie powinien być
świadkiem tego zdarzenia.
- Brad… do cholery. – Westchnął
Adam, skrywając twarz w dłoniach – Skąd ty w ogóle miałeś pieniądze, żeby się
tutaj znaleźć?
- Wziąłem kredyt.
Brunet westchnął cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. Patrzyli
na siebie chwilę za długo, niż powinni. Ręce drobnego chłopaka oplotły talię
Adama, zbliżając go do siebie.
- Moglibyśmy znów mieć te same
marzenia, wiesz? Tak jak wtedy, gdy leżeliśmy pod gołym niebem, śniąc o Nowym
Jorku, o deskach teatru, o tym, jakie miejsca wspólnie odwiedzimy. Chciałbym
znów... – Zacisnął na moment powieki, przywołując niewyraźne wspomnienia – Chciałbym biec z tobą przez most zwodzony twoim
nawoływaniem, w świetle słońca Kongo gonić następny zmierzch…
- Proszę, przestań. – Wyszeptał
błagalnie Adam.
- Rozłożyć się przed tobą jak nenufar, lecz tylko w obecności miliona
gwiazd.
Chłopak przeniósł swoje ręce z talii Adama na jego ramiona i
nachylił się, szepcąc coś do jego ucha. Tommy słyszał jedynie pojedyncze
sylaby, jednak zupełnie nie łączyły się one w całość. Ton głosu chłopaka był
niespokojny; drżący i tęskliwy.
- … i nigdy nie będzie prawdziwe.
– Odpowiedział zdecydowanym tonem głosu Adam i w tej chwili Tommy wciągnął
powietrze, czując ucisk w klatce piersiowej. Chłopak wymierzył siarczysty
policzek Adamowi, a następnie powtórzył ten gest po raz drugi i trzeci. Ratliff
w pierwszy odruchu chciał wydostać się z kryjówki i osłonić Lamberta, który
nawet nie próbował się bronić. Brad wyładowywał całą swoją wściekłość i żal przy
pomocy pięści i przesiąkniętych nienawiścią słów, a Adam… Adam stał, wpatrując
się w niego, przyjmując każdy gest i każde pojedyncze słowo. To nie było w
stylu Lamberta.
Po krótkiej wymianie słów Brad opuścił pokój i trzasnął
drzwiami, a Adam wybiegł za nim, nawołując go z korytarza.
Tommy wysoko uniósł brwi i wypuścił z ust powietrze,
chwytając za swój telefon. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien wyjść i
udawać, że nigdy go tam nie było, na wypadek, gdyby mężczyźni postanowili
wrócić. Wstrzymał się jednak na chwilę z
tym pomysłem, pisząc krótką wiadomość do Neila.
21:12
Neil, wyjątek – masz
zamknąć paszczę na kłódkę i nie mówić swojemu bratu o naszej wymianie wiadomości.
Zgoda?
Przykro mi. Jeśli
zamierzasz mnie zbajerować, będę musiał cię wsypać.
Tommy uśmiechnął się pod nosem, podciągając kolana pod
brodę.
21:13
Zastukał palcami w telefon, widząc trzy kropki, które po
chwili zniknęły. Zmarszczył brwi, niecierpliwiąc się.
21:15
A co?
Tommy zaczął przeczuwać, że jego małe odkrycie ma swoją
niekoniecznie jasną przeszłość. Wzdrygnął się, gdy głosy z korytarza
przybierały na sile, co oznaczało jedno – wracali. Ratliff ponownie ukrył się w
kącie, ściskając telefon w dłoni. Odpisał prędko wiadomość sugerującą, że
nieznajomy jest właśnie w teatrze, po czym odłożył telefon, gdy drzwi ponownie
trzasnęły, roznosząc echo po całym pomieszczeniu.
- Wiesz dlaczego nigdy nie miałeś
przyjaciół? Bo każdy mówił, że nie liczysz się z ludźmi, a jedynym twoim celem
jest realizacja chorych ambicji! – Wykrzyczał, ignorując prośby Lamberta o
ściszenie głosu. W jego głosie pobrzmiewał żal – I tak było, skupiałeś się
tylko na chorym tańcu! Wszyscy mnie ostrzegali przed tobą, gdy dowiedzieli się,
co jest na rzeczy. – Mówił jednym tchem – Każdy był zdania, że będziesz szedł
po trupach do celu, a jeśli na horyzoncie pojawi się cień szansy to zostawisz
mnie za sobą! I spierdoliłeś, bez słowa, bez wyjaśnień, zabierając ze sobą
wszystkie moje marzenia i czułe słowa, którymi mnie karmiłeś, ty bezduszny
draniu!
Tommy zamarł na chwilę, gdy jego telefon wydał dźwięk nowej
wiadomości. Żaden z mężczyzn jednak nie zwrócił na to uwagi. Chłopak wychylił
się na chwilę, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego; Lambert był
wyraźnie zmęczony i bezsilny. Przytłoczony.
- Nigdy nie chciałem cię zranić,
Brad. – Powiedział w końcu cichym i spokojnym tonem głosu.
Chłopak parsknął nerwowym śmiechem, zwracając wzrok w
kierunku okna – Chciałbym, byś kochał mnie przez jeden dzień tak samo, jak ja
ciebie kochałem przez ostatnie lata, Adam. I dałbym wszystko, bym mógł w końcu
przestać.
Tommy poczuł ukłucie w swojej klatce piersiowej; odbierające
oddech, wprawiające ciało w nieprzyjemne drżenie, spowodowane zimnym potem. Nie
potrafił opisać wszystkich, towarzyszących mu emocji. Gniew, złość, słabość…
zazdrość.
***
Tommy leżał zakopany w starej kotarze, opierając nogi o
wybrakowane fotele umiejscowione na samym szczycie widowni. Próby skończyły się
już trzy godziny wcześniej, więc miał czas na przemyślenie wszystkich rzeczy. To
wszystko nie miało sensu.
Chłopak przypominał sobie wszystkie chwile spędzone z
Adamem. Jego wyznanie, że nie mógłby związać się z mężczyzną, wyznanie, że był
zakochany tylko raz i była to kobieta. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Brad
postrzegał go przez tak zły pryzmat; człowieka egoistycznego, skupionego na
własnych celach, który woli iść w pojedynkę, niż mieć krąg wspierających
przyjaciół. To wszystko nie miało najmniejszego sensu i kłóciło się ze
wszystkim, czego Ratliff dotąd doświadczył i co zdążył zaobserwować. Dlaczego
jednak Lambert niczemu nie zaprzeczył? Dlaczego nie próbował podjąć żadnej
dyskusji?
Po chwili błogą ciszę przerwał dźwięk nadchodzącego
połączenia od Adama. Nie zdziwiło go to; brunet próbował skontaktować się z nim
co kwadrans od dobrej godziny. Postanowił w końcu odebrać połączenie,
przykładając telefon do ucha.
- Wracasz dziś na noc?
Chłopak przygryzł dolną wargę, po czym oparł głowę o ścianę za
swoimi plecami.
- Jestem w teatrze. Nie zamierzam
się stąd ruszać.
- Możesz przyjść do kuchni? –
Spytał, po czym Tommy nacisnął czerwoną słuchawkę. Wydostał się spod fałd
materiału i powolnym krokiem ruszył w zamierzonym kierunku, ściskając w dłoni
książkę od Neila, z którą się nie rozstawał od czasu powrotu z San Diego.
Przekroczył próg kuchni, po czym podszedł do małej wyspy i oparł o nią łokcie.
Spojrzał na Adama, stojącego tuż przed nim. Brunet sięgnął po filiżankę, która
wymsknęła się z jego drżących dłoni o potoczyła się swobodnie po całej długości
lady. Ratliff chwycił ją w ostatniej chwili, odstawiając na miejsce.
- Słucham. – Rzekł stanowczo, nie
przestając patrzeć w niebieskie oczy, które unikały z nim konfrontacji.
- Mógłbym cię prosić, żebyś
przenocował dziś w moim pokoju? – Spytał cicho Lambert, odwracając się w stronę
szafki z przyprawami, kawą i herbatą.
Tommy uniósł pytająco brwi – Nie, żebym miał coś przeciwko,
ale…
- Odwiedził mnie dawny
przyjaciel. Pomyślałem, że mógłby spać u ciebie.
Blondyn jedynie pokiwał głową, nie zadając więcej pytań.
Rysował palcem abstrakcyjne wzory w rozsypanej mące i odetchnął cicho, dając
pochłonąć się ciszy i obecności drugiego ciała. Wpatrywał się w ciemny blat,
męcząc się pytaniami, które nie dawały mu spokoju. Chciał wyrzucić je z siebie
wszystkie naraz, usłyszeć odpowiedzi, jakich oczekiwał, jednak żaden dźwięk nie
był w stanie opuścić jego warg. Postanowił zaczekać, aż jego emocje opadną, nim
rozpocznie jakąkolwiek dyskusję.
- To wszystko? – Spytał,
spoglądając na telefon w oczekiwaniu na odpowiedź na zadane wcześniej pytanie,
skierowane do brata Adama.
- Tak sądzę. – Rzekł,
spoglądając przez ramię na blondyna - Wszystko gra?
- Aha. Wezmę prysznic. –
Powiedział cicho, wymykając się z kuchni, zapominając o swojej książce.
Adam oparł dłonie o blat, biorąc głęboki oddech. Zmrużył
powieki, wspominając wymianę zdań; gorzką, prawdziwie bolesną. Nie oczekiwał
tego spotkania; tak naprawdę liczył, że już nigdy więcej do niego nie dojdzie.
Był zbyt słaby, by sprostać temu wszystkiemu ponownie.
Otworzył powieki i wstrzymał powietrze, czytając wykreślone
w mące litery.
Crash test car
tonight?**
***
Tej nocy Tommy wydał dwukrotnie więcej drinków niż
zazwyczaj. Choć ruch był niesamowicie duży, każdemu z wymagających klientów
poświęcał całą swoją uwagę, wykazując interesowanie ich nudnym życiem,
wysłuchując opowieści o niewiernych żonach i przegranych w kasynach majątkach.
Jeden z mężczyzn wyróżniał się tonem rozmowy spośród
pozostałych. Wydawał się być wyjątkowo oczytany i choć Ratliff czuł pod nogami
niepewny grunt, skierował tory rozmowy na musicalowe romanse. To właściwie
jedyny temat, z którym stale był na bieżąco.
- Twoja twarz wydaje mi się
znajoma. – Rzekł mężczyzna, upijając łyk rumu, wpatrując się w oblicze chłopaka
– Nowa maskotka studia Helix?
Tommy wzruszył ramionami, uśmiechając się łagodnie. Oparł
łokcie o blat – Na szczęście jesteś pierwszą osobą od publikacji mojego
debiutu, która mnie rozpoznała. Skończyłem już ze zdjęciami, teraz pracuję
tutaj.
Nieznajomy zastukał palcami w ciemny blat, przechylając
głowę – Dlaczego za ladą, a nie wśród tych dzieciaków?
Ratliff chwycił wysoką szklankę i przyjrzał jej dokładnie – Nie
chcę zarabiać w ten sposób. Tutaj czuję się bezpieczny.
Brunet pokiwał głową, nie odrywając oczu od twarzy chłopaka
– Zapewne słyszysz to co godzinę, ale potowarzyszysz mi?
Tommy uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową – Nawet gdybym
chciał, nie mogę łamać etykiety. Przykro mi.
Chłopak poczuł ciepłą, dużą dłoń na swojej własnej. Spojrzał
w zielone, kocie oczy – Zadowoli mnie niewiele więcej niż rozmowa. Jestem w
stanie wiele ci zaoferować. Tym wszystkim chłopcom wiele brakuje do eskorty.
Nie znają treści nawet swoich szkolnych lektur, a ich stawki ciągle rosną.
Ratliff oparł przedramiona o blat, pochylając się w kierunku
mężczyzny – Czym się zajmujesz na co dzień?
- Jestem dziennikarzem.
Blondyn roześmiał się cicho – Poważnie? Chyba musiałeś
rozbić bank, żeby tutaj przyjść. Dziennikarzy w tym kraju ledwo stać na bilet
wstępu do kina.
Mężczyzna wzruszył ramionami, cofając dłoń z ręki blondyna –
Jeśli robisz coś godnego uwagi, mogę ci zaproponować krótką notkę prasową
zamiast czeku.
Ratliff już miał się roześmiać, gdy pewna myśl zabłysnęła w
jego głowie.
- Co powiedziałeś?
- Prowadzę dział kulturalny.
Blondyn przygryzł wargę, przestępując na drugą nogę.
Blondyn poprawił swoje włosy, stojąc przed lustrem. Zanurzył
dłonie pod bieżącą, ciepłą wodą i spojrzał w odbicie mężczyzny, który owinął
ramiona wokół jego pasa. Złożył krótki pocałunek na jego karku.
- Aupied. Kim jest ten chłopak?
Lambert?
- Aktorem i piosenkarzem. Byłym
tancerzem.
Mężczyzna przesunął wargami po ramieniu chłopaka - Nie to
mam na myśli. Kim jest dla ciebie?
Ratliff zatrzymał wzrok na lustrzanym odbiciu –
Przyjacielem.
Mężczyzna zaśmiał się w jego zmierzwione włosy, składając
drugi pocałunek, tuż przy skroni.
- Przestań. Przyjaciele nie są
warci takich poświęceń. Czujesz coś do niego?
Ratliff wypuścił z ust drżący oddech, po czym spuścił wzrok,
zapinając mankiety koszuli.
- Coś nie jest definicją uczuć.
Mężczyzna cofnął się na krok, chwytając kawałek zapisanego
papieru. Jego łagodnie odsłonięty tors nadal zroszony był potem.
- Bert’s Theatre, Adam Lambert,
Dzwonnik z Notre Dame, Brooklyn. Skleję z tego krótki artykuł. Możesz już
trzymać słuchawkę przy uchu i czekać na pierwsze rezerwacje – Rzekł mężczyzna,
zmierzając w kierunku drzwi.
- Czekaj. – Zawołał Tommy – Nie powiedziałeś,
w jakiej gazecie znajdę publikację.
- Ach. No tak. – Brunet ułożył
dłoń na klamce – W następną środę lub czwartek zajrzyj do rubryki działu kulturalnego
w New York Times. Do zobaczenia,
Aupied.
Tommy poczuł zawrót głowy, po czym opadł na fotel,
znajdujący się za jego plecami.
*fragment zaczerpnięty ze zbioru Bestia (aut. Richard
Siken).
**Crash test car – próbny
test zderzenia samochodowego ze ścianą lub obiektem. Nawiązanie do wcześniej
wykorzystanego fragmentu, w oryginale: I wanted to (…) drive my body into his like a
crash test car.
Genialne jak zwykle. Czekam z niecierpliwością na kontynuację.
OdpowiedzUsuńTo było niesamowite, niespodziewane... Nawet nie wiem co napisać. Rozwaliło system, że tak powiem.
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i tu nagle koniec... To jest tak wciągające i uzależniające ��
Nie wiem czy ta wypowiedź ma sens, ale jestem jeszcze w emocjach. Naprawdę nie mogę doczekać się kontynuacji. ❤
Jeśli zamierzasz mnie zbajerować, będę musiał cię wsypać hahaha kochamgo 😂 znów mnie zaskoczyłaś :D akcja z Adasiem? Bezbłędna 😂 New York Times... No no nieźle ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego po Adamie, niby takie niewiniątko, a tu proszę. Rozdział oczywiście cudowny, z niecierpliwością czekam na następny. *-* :)
OdpowiedzUsuńHej .W sumie nigdy nie poczułam się tak tak samotna jak czytając ten teks ale to ok bo masz w głowie niesamowitą siłę aby tak tworzyć
OdpowiedzUsuńJezu, wyglądasz jak gówno.
OdpowiedzUsuńAhahahahah to mnie rozwaliło XDDD
Ogólnie to czytam dłużej, ale komentuję teraz.
Marono, wspaniały odcinek (jak wszystkie z resztą), zdaje mi się, że ciut dłuższy niż zazwyczaj. Twoje opowiadania wywołują różne emocje: raz śmieję się przez 5 minut (tak jak w przypadku wyżej podanego cytatu), potem płaczę nad dramatycznymi scenami jakich nie brakowało w Piaskowym Gołębiu, za chwilę mam "motyle" w brzuchu z emocji... Jesteś niesamowita ♥♥
Twoje fanfiction zainspirowały mnie do stworzenia własnego, które wkrótce zamierzam opublikować (o Adommy oczywiście). Pozdrowienia i weny na dalsze opowiadania!
~ ♥ GlamNation ♥
Rozdział siedemnasty mnie zmiażdżył już się bałam, że Adam go tam przy tej ścianie zgwałci, albo coś, ale ten.... No po prostu mistrzostwo, cholernie mi się podoba każdy gest jaki Adam i Tommy kierują do siebie, a sposób w jaki to opisujesz jest tak realistyczny, że mam drrrreszcze. Do tego rozdziału "Tango" słuchałam tego:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=i3vsiiRK5GU cholernie klimatyczna nuta we dług mnie xD..
~ Pozdrawiam:
Kushina.Zimoch..
Co ty ze mną robisz ze w sobotę zamiast wyjść nadrabiam Twoje opowiadania? :) <3<3<3 czekam
OdpowiedzUsuń