Witajcie! Na początku chciałabym serdecznie podziękować za odwiedziny na blogu i komentarze pod ostatnią notką. Wasze słowa potrafią mocno zmotywować, dziękuję kochani!
10. Miliony gwiazd
Adam szybkim krokiem wyszedł na scenę, rozglądając się po
ginącej w mroku sali. Wziął głęboki oddech i ruszył dalej, mijając drugie
wejście za kulisy. Zawiesił dłoń na karku, krocząc wzdłuż długiego, zalanego
czerwoną wykładziną korytarza, zaglądając do każdego z otwartych pokojów.
Zatrzymał dłoń na framudze drzwi należących do kuchni i wychylił się,
spoglądając do środka.
- Och? – Brooke zwróciła się w
jego kierunku, zamykając lodówkę – Szukasz kogoś?
- Chyba muszę zamontować kamery.
– Odparł z łagodnym uśmiechem – Wiesz może, gdzie jest Tommy?
Dziewczyna zmarszczyła brwi – Ten nowy chłopak? Sprawdź
szatnię, dopiero co o nią pytał.
Adam w podziękowaniu kiwnął głową, po czym skręcił w jeden z
korytarzy, gdy zatrzymało go silne zderzenie z drobniejszym ciałem. Czarnowłosy
odruchowo owinął ramiona wokół Ratliffa, chroniąc go tym samym przed upadkiem.
- O rany, przepraszam. – Mruknął
Tommy, podnosząc wzrok w kierunku Adama, który zwolnił swój uścisk.
Czarnowłosy poczuł przyjemne ukłucie w dole brzucha, gdy
czekoladowe oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Odpowiedział ciepłym uśmiechem,
po czym wskazał na klucz, który trzymał pomiędzy palcami.
- Chciałem ci pokazać salę do
twoich ćwiczeń.
Blondyn spuścił ręce wzdłuż ciała, zbiegając wzrokiem na
parę łagodnie rozchylonych warg – Prowadź. Ja więcej nie podejmuję się
samotnych wycieczek po tym pieprzonym
labiryncie.
Lambert pewnym krokiem ruszył przed siebie, unosząc w
groźbie wskazujący palec. – Uważaj na swój język, Ratliff.
Blondyn wpatrywał się w plecy Lamberta, który szedł przed
nim. Próbował odczytać napis, zdobiący tył jego kurtki, jednak kaligraficzne
łuki okazały się zbyt skomplikowane.
- Nie lubię, gdy mówisz do mnie
po nazwisku.
- W jednej chwili mogę sprawić,
że polubisz, Ratliff. – Rzekł wyjątkowo niskim tonem głosu, sięgając wzrokiem
przez ramię.
Tommy mruknął pod nosem niezrozumiałe przekleństwo,
przełykając ciche westchnienie próbujące opuścić jego usta, a kilka chwil
później zatrzymał się przed parą szerokich, zielonych drzwi. Wyróżniały się one
na tle brązów i czerwieni, gryząc się z pozostałymi kolorami.
- Dlaczego nigdy wcześniej nie
pokazałeś mi tego pokoju? – Spytał, zakładając ramiona na piersi. Zmierzył
wzrokiem Adama, który ostrożnym ruchem dłoni przekręcił klucz w zamku.
- Powiedzmy, że to miejsce jest
dla mnie wyjątkowe. – Odparł bez krzty uśmiechu, jednak jego głos brzmiał
nadzwyczaj łagodnie. Uchylił drzwi i skinął głową, zapraszając blondyna do
środka.
Ratliff przekroczył próg pomieszczenia, odnajdując włącznik
światła. Sala była wypełniona przestarzałymi meblami i elementami starych
scenografii. Na środku usytuowany był fortepian, pokryty cienką warstwą kurzu.
W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wilgoci, za które najprawdopodobniej
odpowiedzialne były ustawione w rzędzie fotele, na których malowały się
zaschnięte smugi deszczu.
- Wyjątkowe. – Powtórzył Tommy,
wciskając dłonie w kieszenie bluzy – Mimo tego chyba nie zaglądasz tu zbyt
często.
- Nie lubię, gdy wspomnienia
mieszają mi w głowie. – Odparł Adam, zamykając za sobą drzwi łagodnym kopnięciem.
Minął blondyna, podchodząc do potężnego fortepianu, by otworzyć jego klapę.
Przesunął palcami po rzędzie czarno-białych klawiszy.
- A więc nie pogodziłeś się ze
swoją przeszłością? – Tommy powolnym krokiem ruszył w stronę Lamberta,
przysiadając na taborecie. Podniósł głowę, licząc na odwzajemnione spojrzenie.
Spotkał się jedynie z nikłym uśmiechem, który niemal niezauważenie przemknął
przez usta Adama.
Czarnowłosy zawiesił dłoń na swoim karku, rozglądając się
dookoła. Dostrzegł krzesło, pozbawione oparcia. Ruszył w jego kierunku, by po
chwili spocząć obok Ratliffa.
- Znasz jakiekolwiek pojęcia z
teorii muzyki?
Ich spojrzenia spotkały się na moment. Na twarzy Tommy’ego
zagościł surowy uśmiech.
- Znam. Chodziłem do szkoły
muzycznej.
Wargi czarnowłosego rozchyliły się w niemym zdumieniu.
- Dlaczego nigdy o tym nie
wspomniałeś?
- A ty byłbyś dumny, gdyby
rodzice kazali ci grać na flecie?
Lambert roześmiał się cicho, kręcąc głową. Ułożył palce na
białych klawiszach, biorąc głęboki oddech.
- Przed nami sporo do
nadrobienia. – Rzekł, spoglądając na
przygotowany wcześniej plik notatek. – Tak jak wspominałem, nie oczekuję, że w przeciągu
kilku miesięcy uczynię z ciebie wirtuoza. Musisz jednak nauczyć się grać utwory
z tych rękopisów.
Tommy wyprostował swoje plecy, zwracając się frontem w
stronę instrumentu – Powiedz jeszcze, że sam je skomponowałeś.
Adam nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę towarzyszyła im
jedynie cisza, przerwana w pewnej chwili przez fałszywy dźwięk, który wydał
fortepian pod naporem palców Ratliffa.
- Pieprzysz. – Mruknął Tommy – Zacznijmy
naszą znajomość jeszcze raz. Cześć Adam, może porozmawiamy o twoich
zainteresowaniach i o tym, co potrafisz robić najlepiej? Ach, nie, zaczekaj.
Opowiedz o tym, czego nie potrafisz, bo nie mam kolejnych trzech godzin na
słuchanie o twoich talentach.
Czarnowłosy roześmiał się ciepło, wprowadzając nieco
pogodniejszą aurę. Zastukał palcami w swoje kolano, druga ręką poprawiając
kosmyki włosów, opadających na jego czoło.
- Jestem beznadziejnym kucharzem.
– Rzekł z szerokim uśmiechem, spotykając błękit swoich oczu z brązowymi
tęczówkami.
- W takim razie bierzesz randki
na wynos?
Czarnowłosy ze zrezygnowaniem pokręcił głową. – Zaczynasz
być irytujący. Graj.
Tommy posłusznie ułożył opuszki na klawiszach, przez dłuższą
chwilę wpatrując się w melodyjny zapis. Pierwszy, niezwykle leniwy dźwięk
rozbrzmiał w pomieszczeniu. Adam uważnie śledził każdy ruch dłoni chłopaka, do
czasu, aż spod palców Ratliffa wydobył się nieczysty dźwięk. Nie komentując
jego drobnej porażki ani słowem, ułożył własne palce tuż pod dłonią Tommy’ego
wskazując mu właściwy akord. Cofnął rękę, pozwalając młodszemu na skupienie.
Po kilku chwilach Tommy ze zrezygnowaniem zwrócił się w
stronę Lamberta, wymuszając na nim próbę nawiązania kontaktu.
- Po każdym poprawnie zagranym
takcie odpowiesz na jedno moje pytanie. Zgoda?
Adam zacisnął wargi w wąską kreskę, ze zrezygnowaniem
wzruszając ramionami. – Cóż, nie pozostawiasz mi wyboru.
Tommy wyrzucił pięść w górę w geście zwycięstwa, po czym
poprawił się na taborecie, uważnie przyglądając się pierwszemu taktowi. Kiwał
głową, zastępując metronom, po czym zagrał kilka prostych dźwięków,
rozpoczynających utwór.
- Pięciokrotnie za wolno. –
Odparł Lambert – Nad tym jeszcze popracujemy.
- Więc powiedz mi, w czym ten
pokój jest tak wyjątkowy. – Rzekł Ratliff, zmierzając się z kolejnym taktem.
- Leczyłem tutaj złamane serce.
Tommy zmarszczył brwi, analizując w głowie jego słowa.
- Zaraz. Podobno Vanessa wie o
tobie więcej niż ktokolwiek inny. Jak to możliwe, że według niej nikt nigdy nie
skradł ci serca? – Spytał, spoglądając w kierunku czarnowłosego, który bez
cienia uśmiechu kiwnął w kierunku klawiszy.
- To już kolejne pytanie.
Ratliff wstrzymał oddech w płucach, pochylając się nad
kolejnym taktem. Podjął trzykrotną próbę odtworzenia dźwięku, po czym jęknął z
irytacją. Westchnął ze zrezygnowaniem, gdy prześledził wzrokiem resztę utworu,
rozpisanego na dwie dłonie.
Spróbował ponownie, jednak jego palce z dużą dozą
niepewności zatrzymały się pomiędzy klawiszami. Adam czekał na kolejny ruch,
który nie następował. Uważnie śledził skupiony wzrok Tommy’ego, w którym
dostrzegł cień determinacji. Powolnym, bezszelestnym ruchem przykrył dłoń blondyna
swoją dłonią, delikatnie nakierowując jego palce na właściwe miejsce.
- Kilka lat temu układałem moje
szczeniackie życie ze wspaniałą kobietą. – Mówiąc to, nakierował palce Ratliffa
na właściwe klawisze, znając zapis utworu na pamięć. – Po raz pierwszy w życiu
czułem się szczęśliwy. Budziłem się z uśmiechem, wierząc, że każdy kolejny
dzień przyniesie mi wszystko, czego pragnąłem od zawsze. Pielęgnowałem to
uczucie, bo było najlepszym, co mnie spotkało po wielu latach, które spędziłem
jako zły człowiek. Nie sądziłem, że zasługuję na piękno, które zaczęło mnie
otaczać. Jednak… Musiałem zapłacić za swoje błędy i straciłem ją. Odeszła z
dnia na dzień, pozostawiając mnie z niespełnionymi marzeniami i wspomnieniami,
do których wracam każdego dnia. W tym pokoju skomponowałem muzykę, którą
właśnie próbujesz grać.
Tommy poczuł bolesny uścisk w klatce piersiowej na dźwięk
tych słów. Nie spodziewał się, że Lambert zrzucił na niego tak wielką
odpowiedzialność, przekazując mu historię swoich uczuć i emocji pod postacią
nut zdobiących pięciolinię. Popadł w zamyślenie na tyle mocno, że jego dłoń
pozostała w bezruchu, a palce Lamberta próbujące nakreślić kolejny dźwięk
zsunęły się z jego palców, przeplatając się z dłonią blondyna w luźnym uścisku.
Tommy zamarł na uczucie ciepła spoczywającego na jego ręce,
a jego speszony wzrok nie mógł oderwać się od pustej, bladej ściany, w którą
wpatrywał się od kilku dłuższych chwil. Uczucie mrowienia pod powłoką cienkiej
skóry stawało się boleśnie dokuczliwe, jednak nie chciał go utracić. Jego
sparaliżowane palce nie były w stanie odpowiedzieć na ten przypadkowy, drobny
gest. Kiedy Adam cofnął swoją rękę, Ratliff momentalnie poczuł owiewający go
chłód. Spojrzał w niebieskie oczy, z rozczarowaniem stwierdzając, że nie jest w
stanie odnaleźć w nich krzty ciepła.
- Być może to powód, dla którego
nie jestem w stanie otworzyć mojego serca przed Vanessą. Wiem, że pokrewnych
dusz nie spotyka się na co dzień i być może tracę wielką szansę. Mimo wszystko sądzę,
że szczęście nie jest stanem ciągłym. Po serii pięknych wydarzeń w końcu musi
spaść deszcz meteorytów. Nie potrafiłbym znieść kolejnego zawodu.
Blondyn przeniósł na niego swój zagubiony wzrok – W jaki
sposób człowiek o twojej wrażliwości radzi sobie w pojedynkę?
Adam zmierzył go wzrokiem, przywołując na usta tajemniczy
półuśmiech.
- Skąd wiesz, że jestem wrażliwy?
Tylko nie mów, że to domena arty-
- Widzę to w twoich oczach. –
Przerwał mu Tommy, opierając dłonie o kolana – Twoje spojrzenie niesie w sobie
współczucie, zainteresowanie. Szczerość. Nie wiem, jak możesz być tak
bezinteresowny. Nie znam cię, ale chyba jesteś dobrym człowiekiem.
Lambert potarł swoje ramię, ze zrozumieniem kiwając głową –
Cieszę się, że tak sądzisz.
Zapadła między nimi dłuższa chwila ciszy, którą przerwał
niski ton głosu Ratliffa.
- Też przyciągasz problemy?
Adam roześmiał się ciepło, a dźwięk ten zabrzmiał nadzwyczajnie kojąco – Jak nikt
inny. W ostatnim czasie ich unikam, ale kilka lat temu wpadałem z jednego bagna w kolejne. Nie potrafię uczyć
się na błędach. Od kiedy zaszyłem się w tym teatrze, moje życie pozbawione jest
wszelkich rewolucji – Wzruszył ramionami – Ale może ma to swoje plusy. Neil
jest zdania, że wszyscy zgłupiejemy, oślepniemy, a władze opieczętują to
miejsce jako szpital dla chorych umysłowo.
- Kto? – Tommy z zaciekawieniem
uniósł brew.
- Neil. Mój brat. – Wyjaśnił
Adam, śledząc spojrzenie Tommy’ego, które powędrowało na wyświetlacz telefonu.
Uśmiech z twarzy blondyna zamienił się w surowy grymas. Przesunął on wzrokiem
po kilku zdaniach, marszcząc przy tym brwi.
Jesteś barmanem, nie?
Potrzebujemy cię dziś. Gwarantuję sowite napiwki. E 96th St przy boisku za 45
minut. Czekaj na czarnego vana. Maxie.
- Mam szybkie zlecenie. – Rzekł,
wstając ze swojego miejsca. Oparł się biodrem o fortepian, zakładając ręce na
piersi – Będziesz mnie jeszcze dziś potrzebował?
Adam przecząco pokręcił głową, sięgając po zbiór swoich
notatek. Ułożył je na kolanach, sprawdzając, czy zgadza się numeracja ich
stron.
- Wrócisz na noc?
Tommy poczuł przyspieszone bicie swojego serca, nie
rozumiejąc bolesnego ucisku w klatce piersiowej. Wcisnął ręce w kieszenie
bluzy, po czym zaczął się wycofywać.
- T-tak, tak myślę – Zająkał się,
zniżając ton swojego głosu.
- Nie mam dodatkowego klucza,
więc zastanawiam się, czy powinienem zostawić drzwi otwarte. – Adam zwrócił
wzrok w jego kierunku, tym razem nie spotykając błękitu z głębokim brązem. –
Gdybyś nie mógł się dostać, po prostu odstaw serenadę pod balkonem. – Mrugnął
okiem w jego kierunku.
Tommy wyślizgnął się z sali, ignorując głodowy ból,
zlokalizowany w okolicach żołądka. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał coś w
ustach.
***
Słońce schowało się za gęstymi, deszczowymi chmurami, a
smolisty cień spowił okolicę w ponurej aurze. Tommy naciągnął rękawy bluzy na
swoje dłonie, po czym poprawił kaptur, przestępując z nogi na nogę. Co chwilę
nerwowo spoglądał na zegarek, uważnie odliczając w głowie minuty spóźnienia.
Jego zdenerwowanie wzrastało z każdą chwilą, do czasu, aż wspomniany w
wiadomości samochód zatrzymał się kilka metrów od niego.
Powolnym, lecz pewnym krokiem ruszył w stronę auta,
otwierając drzwi od strony pasażera. Bez słowa wsiadł do środka, zatrzymując
powietrze w płucach.
- Dokąd jedziemy? – Zapytał
kierowcę, który zmierzył swojego rozmówcę krótkim spojrzeniem we wstecznym
lusterku.
- Jeszcze cię nie nauczyli, że
milczenie jest złotem?
Tommy nerwowo zacisnął wargi, przenosząc wzrok na ulicę.
Choć był pełen obaw, nie zawahał się ani przez chwilę. Zatrzasnął drzwi
samochodu, obserwując przemijające, zlewające się w szarą magmę drzewa. Oparł
skroń o szybę, tuląc się do ciepłego, dresowego materiału swojej bluzy.
W jego głowie cały czas malował się obraz nut i usilnie
próbował odtworzyć z nich melodię w swojej wyobraźni. Nie mógł przywołać nawet
jednego, czystego dźwięku, co potęgowało w nim narastającą frustrację. Nerwowo
przebiegł palcami po swoim udzie, zatrzymując w płucach głębszy oddech, gdy samochód
zatrzymał się na czerwonym świetle. Dopiero teraz do jego świadomości zaczęło
docierać, że najprawdopodobniej popełnia niewiarygodnie potężny błąd, po którym
nie będzie w stanie się pozbierać. Wysunął drżącą dłonią telefon z bocznej
kieszeni swoich spodni, ignorując nieodebrane połączenia od Vanessy. Długo
wpatrywał się w wyświetlacz, pragnąc skontaktować się z Adamem. Uporczywe
ciepło nie rozstało się z powłoką skóry jego dłoni i pragnął strącić z siebie
to uczucie, choć nie potrafił znaleźć skutecznego sposobu.
Przesunął językiem po krawędzi swoich zębów, wpatrując się
nieprzytomnie w kolorowy wyświetlacz. Nim zdążyli ruszyć ze świateł, wysłał
krótką wiadomość, zbierając w niej kilka ulotnych myśli.
***
Adam przepasał mlecznobiały ręcznik wokół swoich bioder, po
czym przeciągnął dłonią po zaparowanej szybie, by ujrzeć swoje odbicie. Nucił
pod nosem jedną ze swoich ulubionych melodii, gdy przeczesywał palcami wilgotne
kosmyki włosów.
Jego telefon rozbrzmiał krótkim dźwiękiem marimby. Chwycił
go, po czym opuścił łazienkę, dostrzegając w oddali korytarza Vanessę, która pomachała
w jego kierunku. Adam odpowiedział tym samym gestem, unosząc dłoń, po czym
wszedł do swojego gabinetu, zostawiając uchylone drzwi.
- Adam? – Rozbrzmiał łagodny,
kobiecy głos. – Mogę przeszkodzić?
- Jasne. – Odparł Lambert,
siadając na krześle przy biurku. Zmarszczył brwi, gdy ujrzał nazwisko adresata
wiadomości. Tommy nie pisał do niego zbyt często.
Czasami pragnę, by
moje życie okazało się źle napisaną powieścią, w której bohaterowie zasługują
na szczęśliwe zakończenie.
- Terrance zaczął już pracować
nad układem do fragmentu scenariusza i melodii, którą nam zostawiłeś.
- To dobrze. – Odparł
czarnowłosy, nie odrywając wzroku od wyświetlacza. Po chwili nacisnął właściwą
ikonę, by odpisać na wiadomość.
- Nie wiem, czy jesteś tego
świadomy, ale pomyliłeś chronologię scen. Adam, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Lambert westchnął z poirytowaniem, ściskając telefon w
dłoniach. Podniósł wzrok na brunetkę, wzruszając ramionami.
- Potrzebuję jeszcze kilku dni,
żeby wszystko dopiąć. Obiecuję, że w sobotę przydzielę wasze role i zaczniemy
pracę. Wszystko jest prawie skończone, potrzebuję jeszcze nadać sznytu i… -
Zawiesił głos, gdy ujrzał ironiczny uśmiech, wkradający się na usta dziewczyny
– No co?
- Myślałam, że to tylko i
wyłącznie twoje miejsce pracy. Nawet ja nie spędziłam w tym pokoju więcej niż…
ach, nieważne. – Dodała, spoglądając na ubrania Ratliffa oraz kilka jego
prywatnych rzeczy rozrzuconych na biurku Adama – Nie będę ci przeszkadzać. –
Rzekła, wybijając na drzwiach nerwowy rytm swoimi paznokciami, po czym opuściła
pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
Czarnowłosy pokręcił głową, wypuszczając z ust powietrze.
Pochylił się nad wiadomością jeszcze raz.
Skoro jesteśmy bohaterami,
to los jest autorem naszych powieści. My nie będziemy w stanie spojrzeć z
dystansu na zakończenie, bo wraz z tym jedynym końcem zgaśniemy.
Odpisał, spływając wzdłuż oparcia swojego fotela. Odpowiedź
przyszła prędzej, niż się spodziewał.
Nie zgaśniemy.
Będziemy błyszczeć jak miliony gwiazd. W każdym wymiarze.
Uniósł kąciki ust, odkładając telefon na półkę. Skrył twarz
w dłoniach, przypominając sobie palce Tommy’ego, oswajające się z gładką
strukturą białych klawiszy. Nie mógł przypomnieć sobie bardziej intymnej chwili
niż ta, w której ciszę przerywały dźwięki, będące uosobieniem jego historii.
Boję się gdzie jedzie Tommy, to nie brzmi zbyt dobrze... Adam i jego złamane serduszko </3 Aż się łezka w oczku kręci.
OdpowiedzUsuńKocham Cię. Twój czas jaki poświęcasz na pisanie. Twoje wyczucie w tym co robisz. Na prawdę pełen podziw. Oby tak dalej!
hej mam pytanko czy Bariera Zmysłów dostępna jest tylko na blogspot i blog onet czy gdzieś jeszcze?
OdpowiedzUsuńbo zauważyłam to na wattpad i jestem ciekawa czy to wasze czy ktoś to sobie zabrał
UsuńHej!
UsuńJa oraz współautorka Drache, z którą pisałyśmy Barierę Zmysłów prowadziłyśmy opowiadanie na onecie i blogspocie. Bariera Zmysłów dostępna na Wattpadzie jest naszego autorstwa, jednak nie my odpowiadamy za jej publikację. Dziękuję za informację, zastanowimy się, jakie kroki podjąć w tej sprawie.
Mam dwa wnioski. Tommy jest ostatnim przegrywem, skoro ma fajki, materac i alkohol, zamiast jedzenia to raz, a dwa, że on już trzeci albo czwarty raz na kogoś wpada i dobija.
OdpowiedzUsuńDrugi wniosek jest taki, że Tomaszek jest głupi. Czuję to w kościach. Maxie nie jest mimo wszystko kolesiem godnym zaufania. Praca na miejscu i pieniądze do ręki brzmią w porządku, ale samochód? Nope.
Xoxo ~ ur bb girl.