środa, 31 sierpnia 2016

Odc. 24: Czas na przerwę

Hi! Wybaczcie, że musiałyście czekać tak długo, ale ostatnio praca pochłania mnie w całości. Poza tym piszę drugie opowiadanie, które również zabiera mi sporo czasu, a bardzo mocno się w nie wkręciłam.

Za kilka dni wyjeżdżam na dwutygodniowe wakacje, więc następna notka pojawi się, gdy wrócę i napiszę :)

~ Grey Wolf: Tommy przejdzie spooorą przemianę :) Podobnie jak Adam; każdy z nich na swój sposób.
~ Lol urnotal: Dziękuję, kochana!
~ Dominika: Relacja niezbyt łatwa, ale rzeczywiście na swój sposób głęboka, trafne spostrzeżenie :)
~ Małgosia Latoch: Tommy choruje na wirusowe zapalenie wątroby (WZW C), wywołane wirusem HCV. Ryzyko zakażenia przez kontakt ze śliną jest możliwy czysto teoretycznie, jednak badania epidemiologiczne nie wskazują, by wirus przenosił się tą drogą. Bardziej zaraźliwy jest typ B.
~ Allie Sheridan: Publikacja Cleckley'a nazywa się Maska zdrowego rozsądku. Chyba niestety nie ukazała się w polskim przekładzie, jednak tłumaczone fragmenty są dostępne w sieci.

Dziękuję za wszystkie komentarze, skarby!


24. Czas na przerwę

Brooke wyszła na główną scenę, która w tej chwili była zupełnie opustoszała. Wygasiła wszystkie reflektory, a zza rozmywającej się kurtyny światła dostrzegła Adama, stukającego długopisem w papierowy notes. Zmarszczyła brwi, zakładając ręce na piersi i już miała się odwrócić, gdy nagle powstrzymał ją niski ton głosu.
- Szukasz kogoś? – Spytał Lambert, tępo wpatrując się w deski sceny. Opierał swoją głowę o dłoń, a ton jego głosu pozbawiony był jakichkolwiek emocji.
- Zastanawiam się, gdzie jest Vanessa.
- Cóż. – Odparł Adam, odrzucając notes na fotel obok siebie – Niestety nie jestem w stanie ci pomóc.
Brooke otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak dostrzegła jak Adam pociera palcami swoje zmęczone oczy. Nie chciała zajmować jego wolnego czasu, jednak podeszła do stromych stopni i zeszła ze sceny.
- Co właściwie się między wydarzyło? Poszło o rolę, prawda?
Adam wziął głęboki oddech i pokiwał głową – Od tamtego czasu traktuje mnie bardzo oschle i surowo. Próbowaliśmy rozmawiać i wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale nic nie jest już takie, jak dawniej. Nie wiem, co więcej mogę zrobić. Vanessa to najbliższa mi osoba, a mam wrażenie, że tracę ją każdego dnia coraz bardziej.
Brooke pokiwała głową, siadając na oparciu fotela Adama. Pogładziła jego ramię.
- A myślałeś o tym, że może być zazdrosna o Tommy’ego?
Lambert prychnął śmiechem, spoglądając w kierunku tancerki – Chyba nie mówisz poważnie?
Wendle wzruszyła ramionami – Dlaczego uważasz, że to bzdura? Poświęcasz temu chłopakowi dużo czasu. Dużo więcej niż nam wszystkim razem wziętym. Vanessa na pewno to zauważyła. Zobacz jak często sama próbuje go posiąść i wyprowadzić z tego miejsca.
Adam wpatrywał się w okładkę notesu i westchnął płytko. Pokręcił głową i mruknął coś pod nosem.
- Jest coś między wami?
- Brooke, proszę cię, odpuść. – Powiedział ze zrezygnowaniem, przeczesując palcami swoje włosy. Wstał z miejsca, sięgając po kurtkę zawieszoną na oparciu.
- Nie chciałam wprawić cię w zły nastrój. Adam. – Powiedziała ostrzegawczo, wysyłając alarmujące spojrzenie – Widziałam, co wydarzyło się między wami. Proszę, nie wpieraj mi, że to nic nie znaczy.
Lambert poczuł, że krew zaczyna wrzeć w jego żyłach. Roześmiał się cierpko i wyrzucił wzrok w górę.
- Oczywiście, że nic nie znaczy. Dla niego. Bo dla mnie znaczy wiele. – Powiedział z nieskrywanym żalem, biorąc głęboki oddech.
Dziewczyna wstała z miejsca, zbliżając się do bruneta. Objęła jego kark swoimi ramionami i przytuliła go łagodnie, gładząc dłońmi jego plecy.
- Rozmawialiście na ten temat?
- Owszem. Nie raz. Kazał mi nie mieć złudzeń. – Rzekł Adam, po chwili cofając się na krok i zamilknął, gdy ujrzał Spencera, przekraczającego próg sali. Uśmiechnął się przelotnie w stronę Lamberta, unosząc dłoń w geście powitania, na co brunet odpowiedział tym samym.
- A wy jeszcze tutaj? – Zawołał Spencer – Dziś uczymy się ról w Młynie.
- Nie jestem w nastroju. – Rzekł Adam, jednak przed zrobieniem kroku powstrzymała go Brooke, zaciskając dłoń na jego ramieniu.
- Pójdźmy tam. I pokaż mu, że nie jest ciebie wart.
Adam uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową – Nie potrafię grać, Brooke.
- W takim razie jak udaje ci się utrzymać to miejsce przy życiu? – Odparła ze szczerym uśmiechem, ulegając nawoływaniom Spencera.

***

Adam obracał w palcach szklankę, wypełnioną do połowy oliwkowym trunkiem. Zaczerpnął głębszego oddechu, przypatrując się oddalonej sylwetce Ratliffa, który rozmawiał z Vanessą. Brunet wypuścił ciężki oddech i spiął się, gdy poczuł na sobie wzrok brązowych oczu.
- Próbuję zgadnąć, ale nie wiem… - Zagadnął Terrance, poprawiając się na kanapie – Na którego z tych wariatów właśnie patrzysz?
Adam prychnął pod nosem, pociągając łyk wermutu. Westchnął cicho, odwracając wzrok w kierunku żwawo dyskutujących tancerzy.
- Naprawdę jestem aż tak oczywisty? – Lambert przeniósł wzrok na przyjaciela, który z uśmiechem wzruszył ramionami.
- Przecież od dawna wiemy, że ty i Van macie się ku sobie. Dlaczego w końcu tego nie przyznasz?
Adam obojętnie pokręcił głową, po czym spojrzał przelotnie w kierunku Ratliffa.
- Pozwól, że odpowiem za ciebie, Lambert. Bo wolisz obracać tego kretyna, niż ułożyć sobie normalne, zdrowe życie. - Spencer pochylił się, przypatrując się profilowi bruneta.
Lambert szeroko otworzył oczy, po czym powoli przeniósł wzrok na mężczyznę, który roześmiał się cicho, jakby oczekiwał na tę reakcję.
- To mała przestrzeń. Nic dziwnego, że czasem na siebie trafiamy. Na przykład w środku nocy, gdy Tommy opuszcza twój pokój, by wymknąć się do siebie.
- Terrance, to nie jest romans. – Automatycznie zaprzeczył Lambert.
Spencer pokręcił głową, dopijając zawartość swojej szklanki – Oczywiście, że nie. On nigdy nie przyzna, że woli facetów i wierz mi, że skrzywdzi cię tak samo mocno, jak każdy człowiek jego pokroju.
- Przestań go oceniać. – Westchnął ze zrezygnowaniem Adam – Nie znasz go.
- Przecież wiesz, że znam go lepiej od ciebie. I to cię przeraża.
- Jestem tym zmęczony. – Rzekł z poirytowaniem Lambert – Vanessa ma problem z relacją pomiędzy mną a nim. Brooke zadaje mi pytania, których powinna się wstydzić, a ty wciąż okazujesz uprzedzenie do chłopaka, który niczym ci nie zawinił. Mam tego dość. Wracam do domu. – Rzekł ze zrezygnowaniem, wstając ze swojego miejsca.
Spencer uśmiechnął się łagodnie – Wierz mi, ale ty również nic o nim nie wiesz.
- A skąd do jasnej cholery możesz wiedzieć cokolwiek, jeśli jedyne, czym się zajmujesz to podkładanie mu kłód pod nogi? – Lambert uniósł brwi, rozkładając ręce.
- To nie ma znaczenia, Lambert. – Terrance wstał ze swojego miejsca – Ale trzymaj się od niego z daleka, póki jeszcze używasz rozumu. Chociaż mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach zacząłeś popadać w studnię głupoty i uznałeś, że to idealne miejsce dla ciebie.
Brunet pokręcił głową – Nawet nie wiesz, jak bezczelny jesteś. On potrzebuje mojej pomocy. Nie jestem w stanie zostawić go teraz na lodzie.
- Pomocy? Chyba w zasypianiu. – Zakpił Terrance, przez co Adam zwrócił się w jego kierunku, zniżając swój ton głosu. Rozejrzał się dookoła i pochylił, zrównując linię ich wzroku.
- Tommy jest poważnie chory. Potrzebuje pieniędzy na leczenie. Czy to dziwne, że chcę zrobić co w mojej mocy, by chociaż czasami odsunął od siebie problemy dnia codziennego? Cała reszta nic nie znaczy. Chcę być po prostu dobrym człowiekiem.
Pomiędzy nimi zapadła dłuższa chwila ciszy, którą przerwał cichy głos Spencera.
- Co mu jest?
- Nieważne, to nie ma znaczenia. Powinieneś zro…
- Co mu do cholery jest? – Wycedził przez zaciśnięte zęby tancerz, nie spuszczając wzroku z twarzy Lamberta, który zmrużył powieki. W brązowych oczach błysnęła niebezpieczna iskra.
- O co ci chodzi? Terrance! – Zawołał, gdy mężczyzna wstał i nerwowym krokiem ruszył w stronę Ratliffa, który zwrócił ku niemu swój wzrok.
Spencer nie odezwał się ani słowem; chwycił przedramię Ratliffa i pociągnął go za sobą, nie zważając na protest blondyna.
- Oszalałeś?! – Krzyknął Lambert, przyspieszając kroku, ignorując zaciekawione spojrzenia za swoimi plecami.
Terrance otworzył drzwi pustej toalety i nim zdołał wepchnąć tam Ratliffa, został powstrzymany silnym gestem Adama, który szarpnął jego ramię.
- To nie twoja sprawa, Lambert. – Rzekł oschle Terrance, mierząc wzrokiem bruneta, po czym wszedł do pomieszczenia i zatrzasnął za sobą drzwi. Popchnął Tommy’ego na ścianę, przyciskając jego drobne ciało do chłodnej glazury.
- Co w sobie nosisz? – Spytał, oddychając ciężko, a wystraszony wzrok brązowych oczu sprawiał, że jego zdenerwowanie sięgało zenitu – Gadaj, do cholery! – Wstrząsnął jego drobnym ciałem na tyle mocno, że blondyn poczuł paraliżujący dreszcz strachu na swoich plecach. Próbował odepchnąć mężczyznę od siebie, jednak był zbyt słaby.
Adam wtargnął do toalety, zostawiając drzwi otwarte – Zostaw go. W tej chwili, albo zawołam ochronę. Kurwa mać, Spencer! – Krzyknął, uderzając pięścią w ścianę.
- Gadaj, Ratliff! – Krzyknął, przybijając jego ciało do ściany ponownie – Sprzedałeś mi to samo?
Adam zastygł w bezruchu, zapominając słów, które miał wypowiedzieć. Spojrzał na blondyna, który odetchnął ze zrezygnowaniem i pokręcił głową – Do niczego cię nie zmuszałem, Spencer.
- Ale mogłeś mnie, do kurwy, uprzedzić! – Warknął Terrance, cofając się na krok – Mów, albo rozerwę cię na strzępy.
- Czy wy spaliście ze sobą? – Ton głosu Adama nie miał w sobie żadnej głębi; był płytki i niemal przezroczysty.
- Adam, to naprawdę nie jest teraz ważne. – Rzekł tancerz, spoglądając przez ramię na Lamberta – Wyjdź i zostaw nas samych.
- Tommy, powiedz, że to nieprawda. – Rzekł Lambert, próbując opanować drżenie swojego głosu.
Spencer odwrócił się w stronę bruneta, który oparł plecy o ścianę, czując, że zaczyna tracić oddech. Obrazy w jego głowie pojawiały się i znikały w milisekundowych sekwencjach.
- To… Adam, to było dawno, zanim się poznaliśmy. – Rzekł na wydechu blondwłosy chłopak.
Iskra zaciekawienia w oczach Adama zgasła. Pozostało tylko coś niepokojącego na kształt żalu i rozczarowania. Pokręcił głową, przecierając twarz dłońmi. Bez wypowiedzenia choćby słowa wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Kurwa, Lambert! – Zawołał Terrance, jednak Adam nie zareagował.
Szedł przed siebie, zrzucając oschłym gestem czyjąś dłoń i przepchnął się do drzwi wyjściowych. Opuścił klub, przytłoczony ilością mnożących się w jego głowie pytań, na które nie chciał otrzymać odpowiedzi.
Spencer wybiegł za nim, wraz z Ratliffem, który próbował znaleźć oddech; blondyn chwycił Adama za przedramię, odwracając go siłą w swoim kierunku. Lambert jednak nie zmierzył go nawet jednym spojrzeniem; zwrócił surowy wzrok w kierunku Spencera, który wpatrywał się w niego wyczekująco.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś, Terry.
- Czy ty siebie słyszysz? – Tancerz rozłożył ramiona, kręcąc z niedowierzaniem głową – Właśnie się dowiedziałem, że może wisieć nade mną wyrok śmierci, a ty bardziej przejmujesz się faktem, że ta mała łajza wyszła mi naprzeciw, kiedy zatęskniła za czymś, co ma kutasa?
Lambert poczuł impuls w swojej dłoni i w ostatniej chwili powstrzymał się przed wymierzeniem ciosu pięścią prosto w twarz przyjaciela.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałeś, kim ten gówniarz jest! – Wskazał na Ratliffa, który wyszedł zza pleców Adama.
- Dlaczego w takim razie mi nie powiedziałeś, gdy dołączył do naszego zespołu? No dlaczego?! – Wykrzyczał Lambert, zatrzymując się na kilka kroków przed Spencerem.  
- Chyba coś ci się pomyliło, Lambert! – Warknął Terrance – Z jakiego powodu miałbym ci się tłumaczyć, z kim sypiam? Nie zapominaj, że ja jestem twoim przyjacielem, a ten tchórz twoim kochankiem. To jego rolą jest spowiadanie się z brudnych grzechów.
- Nie jestem jego kochankiem. – Tommy wyszedł naprzeciw Spencerowi, który roześmiał się w głos.
- Kim w takim razie jesteś? – Spytał, spoglądając na Ratliffa, a następnie przenosząc wzrok na Adama, będącego wyraźnie przytłoczonym całą sytuacją – Myślę, że nasz przyjaciel również chciałby się tego dowiedzieć.
- Terrance, daj spokój… - Westchnął Adam, kręcąc ze zrezygnowaniem głową – Nie chcę słyszeć odpowiedzi, Tommy – Rzekł, ostrzegawczo mierząc blondyna spojrzeniem – Nie chcę.
Spencer westchnął ciężko – Widzę, że masz problem z narzuceniem na siebie kilku soczystych określeń. – Terrance zbliżył się do Ratliffa, który patrzył na niego w milczeniu – Jeśli w tak potężnym mieście dowiaduję się z innej ręki o twoich chorobach wenerycznych, to znaczy, że jesteś małą dziwką, która co piątego klienta dziennie obsługuje w ramach zniżek lojalnościowych.
Adam wstrzymał na moment powietrze, gdy pięść Ratliffa spotkała się z twarzą tancerza, a po chwili ich ciała odbiły się od muru. Tommy prędko stracił swoją przewagę i usilnie próbował ją odzyskać, kiedy Lambert chwycił jego ramiona i odciągnął go na bezpieczną odległość.
- Ratliff, do jasnej cholery, uspokój się! – Wykrzyczał Adam, jednak Tommy wyrwał się z jego uścisku i w momencie, gdy Adam chwycił jego nadgarstek, blondyn odwrócił się policzkując go na tyle dotkliwie, że Lambert cofnął się na krok.
Patrzyli na siebie w milczeniu i w tym momencie dotarło do Ratliffa, że popełnił błąd. Największy, na jaki było go stać; podniósł rękę na Adama. A to było niewybaczalne.
- Przepraszam… - Wypalił od razu, nadal próbując opanować swój przyspieszony oddech – O Boże, Adam, nie chciałem… - Zbliżył się, jednak Lambert leniwie cofnął się na krok, mając rozchylone usta, spomiędzy których nie ulotnił się żaden dźwięk – Adam, przepraszam cię…
- Nie chcę cię dziś widzieć. Nie pokazuj mi się na oczy. – Rzekł wypranym z emocji głosem.
Drzwi klubu otworzyły się zaledwie po chwili, a w ich progu zjawiła się Brooke, Vanessa i para tancerzy. Adam przyglądał się brunetce, która bez zawahania zbliżyła się do Ratliffa i potrząsnęła jego ramionami, zupełnie ignorując obecność Lamberta, który prychnął cicho i pokręcił głową. Czuł się niepotrzebny.
- Adam… - Zawołał cicho Tommy, wychylając się zza ramienia Vanessy, jednak brzmienie jego głosu było w tej chwili ostatnim powodem, dla którego Lambert miałby zostać.

***

Niebieskie oczy utkwione były w miejską przestrzeń. Adam naciągnął koc na swoje nagie ramiona i westchnął płytko, opierając policzek o swoje ramię.
To nie tak miało być. Nie pisał się na to. Nigdy nie przyszło mu na myśl, że sprawy mogą być skomplikowane już od samego początku. Poczuł się skrzywdzony; i choć nie był to pierwszy raz, nadal się nie przyzwyczaił.
Bał się myśli, że mógłby przywyknąć do odczuwania bólu. Do przeżywania przykrości, życia w relacji, gdzie kłamstwa wiodą prym. Wszystko to leżało daleko od definicji miłości, której pragnął doświadczać. Jednak to, co łączyło go z  Tommym było stekiem bzdur, ubranym w niedopowiedzenia. Mimo wszystko obecność chłopaka zawsze wprowadzała go w stan przyjemnego napięcia. I zapewne kiwnąłby głową, gdyby ktoś spytał go, czy ma świadomość jak patologiczna, niezdrowa i rujnująca jest jego ustępliwość wobec Ratliffa, ale nie miało to żadnego znaczenia.
Kochał go. Nawet, jeśli nie był pewien, czym jest miłość i nie potrafił jej odróżnić od szczeniackiego zauroczenia, kocham cię stało się drugim imieniem Tommy’ego, którym mógłby przywoływać go bez końca. Oczywiście tylko w swojej głowie.
Ułożył się wygodnie w starym fotelu, którego sprężyny skrzypnęły cicho i ogrzał dłonie kubkiem aromatycznej herbaty.
- Jasna cholera… - Westchnął ciężko, pochylając się nad swoimi kolanami, wciągając do płuc głębszy haust powietrza. Nie ocknął się nawet, gdy drzwi uchyliły się, zalewając pokój bladą smugą światła, dochodzącą z korytarza.
- Adam? – Rozbrzmiał cichy, ponury głos jednego z tancerzy, który zbliżył się niepewnie, przekazując do rąk Lamberta kopertę – Przyszło rano. – Dodał, opuszczając pomieszczenie.
Brunet przyglądał się swojemu nazwisku, nakreślonemu w pośpiechu, po czym skierował wzrok na nadawcę. Burmistrz miasta Nowy Jork. Rozerwał kopertę wyciągając list i choć spodziewał się jego zawartości, mimowolnie przeciągnął wzrokiem po zadrukowanej powierzchni.
Pozostało zaledwie pięćdziesiąt sześć dni na zmianę decyzji rządu wobec rozbiórki teatru.

***

Kiedy obudził się o godzinie jedenastej rano, nie miał ochoty na wyjście w łóżka. Tępo wpatrywał się w sufit, wsłuchując się w dźwięk sonaty, odgrywanej w sąsiednim pokoju. To oznaczało tylko jedno; Tommy nie opuścił teatru. Adamowi nawet nie przyszło na myśl, że chłopak mógłby odpuścić.
- Niech to okaże się tylko sennym koszmarem, błagam… - Westchnął ciężko, skrywając twarz w dłoniach, nie mogąc sobie wyobrazić ich dzisiejszego spotkania. To sprawiało, że miał ochotę zostać w łóżku na zawsze.
Sięgnął po telefon i od niechcenia wybrał numer do Neila, który odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Stary, jest sobota… - Mruknął nieszczęśliwie Neil – Kiedy dotrze do ciebie fakt, że żyję jakieś trzy godziny strefy czasowej do tyłu względem ciebie?
Adam wziął głęboki oddech – Bracie… muszę przyspieszyć premierę, mimo tego, że nie jesteśmy gotowi
- Jeszcze bardziej?
- Tak. Za trzy tygodnie musimy wystawić sztukę. W innym wypadku nie zdążymy zdobyć dobrej prasy na czas, żeby się odwołać. Zainteresowanie biletami znów zaczęło spadać, wyprzedaliśmy ledwo połowę sali.
- Cholernie mi przykro, że nie będę w stanie zobaczyć zobaczyć twojego debiutu.
Adam westchnął ciężko – Wiem, bracie. – Rzekł, bawiąc się krawędzią kołdry – Co słychać u rodziców? – Spytał, gdy drzwi jego pokoju uchyliły się i stanął w nich Spencer – Oddzwonię za kilka minut… - Rzekł do słuchawki, po czym podciągnął się na łokciach, po czym przerwał połączenie.
- Chciałem spytać, czy wszystko gra. Późno dziś wróciłeś. – Rzekł tancerz, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
- Trochę za dużo alkoholu sprawiło, że trudno było odnaleźć mi drogę do domu. – Spróbował zażartować, jednak ton jego głosu był zupełnie wyprany z emocji.
- Adam? – Terrance stanął przed materacem Lamberta, zakładając ręce na piersi – Przepraszam.
- To ja przepraszam. – Rzekł brunet, naciągając kołdrę na siebie – Miałeś rację. Nie masz powodu, by tłumaczyć mi się z tego, z kim sypiasz. Zwłaszcza, że wydarzyło się to zanim poznałem Tommy’ego. Jest w porządku. – Powiedział, wypuszczając z ust drżący oddech.
- Nie jest w porządku. – Westchnął Spencer – Wiesz o klubie. Wiesz o jego sesjach zdjęciowych. Teraz wiesz o mnie. On nie ma problemu, by chodzić z facetami do łóżka. On ma problem, by z tobą chodzić do łóżka.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – Rzekł cicho Adam, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, gdy dotarło do niego, że Terrance może mieć rację – Po prostu dopilnujmy, żeby wczorajsze wydarzenia nie rozniosły się dalej. Nie chcę, by tuż przed premierą ludzie znaleźli sensację w jego chorobie i naszym łóżkowym trójkącie. W porządku?
Terrance pokręcił głową i westchnął cicho – Lambert, to nie sprawi, że..
- W porządku? – Powtórzył stanowczym tonem głosu Adam.
- Uciekanie od tematu nie sprawi, że on rozpłynie się w powietrzu.
- Wiem. Mój temat siedzi po drugiej stronie tej ściany. – Rzekł, wskazując głową w bok – Skończyłem. I nie chcę więcej słyszeć jego imienia w twoich ustach.

***

Tommy spędzał wieczór przed pianinem. Pogrążył się w grze, odsuwając od siebie wszystkie myśli, które sprawiały, że jedyne czego pragnął to zatopić się w butelce wódki. Kiedy drzwi jego pokoju otworzyły się i usłyszał znajome tempo kroków stawianych po deskach drewnianej podłogi, spiął się, skupiając swoją uwagę na kolejnych nutach.
Adam usiadł obok niego, nie mówiąc nic; nawet jego oddech był zaskakująco bezdźwięczny. Ratliff nie miał odwagi spojrzeć w jego kierunku, ani tym bardziej odezwać się choćby słowem, więc kontynuował sonatę, próbując opanować drżenie swoich rąk, które pojawiło się zupełnie niespodziewanie.
- Nie po to pisałem akcenty i zaznaczałem forte, żebyś je pomijał. – Powiedział stosunkowo łagodnie, jednak ton jego głosu zdawał się być wyjątkowo oschły. Tommy poczuł zimny, nieprzyjemny dreszcz, przebiegający linię jego kręgosłupa.
- Wiem. Widzę je. – Odparł cicho.
- To je zagraj, do cholery.
Ratliff westchnął cicho, by nie rozdrażnić Lamberta i powtórzył takt; odetchnął z ulgą, gdy nie popełnił żadnego błędu.
- Nie wszedłeś w tempo.
Tommy spojrzał na bruneta – Oczywiście, że wszedłem.
- Przecież to mój utwór. Chyba wiem lepiej, jak powinien brzmieć. – Odparł Adam, przenosząc wzrok na parę brązowych tęczówek.
- Adam, wiem, że zagrałem to dobrze. – Odparł z narastającym poirytowaniem.
- A ja wiem, że mogę cię zastąpić profesjonalnym muzykiem.
Tommy poczuł nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej. Uniósł brwi, po czym prychnął śmiechem – Kim? Przecież nie ma w zespole nikogo, kto mógłby to zagrać. I sam wiesz, że nie masz mocy, by mnie odsunąć.
Adam opuścił pokrywę silnym, agresywnym ruchem, gdy palce Ratliffa odsunęły się od klawiszy na zaledwie kilka centymetrów; w pomieszczeniu rozległ się głuchy dźwięk. Tommy patrzył na swoje dłonie, które omal nie zostały zmiażdżone.
- Mam moc. I mógłbym to zrobić nawet w tej chwili. – Odparł Adam, wstając ze swojego miejsca.
- Robisz to specjalnie, do cholery. Wiesz, że gram dobrze. Wiesz, że nie masz kim mnie zastąpić. Tak bardzo boli cię fakt, że twój najlepszy przyjaciel obciągnął mi w klubie? Zgrywasz dorosłego, doświadczonego życiowo faceta, a reagujesz jakąś chorą zazdrością i nawet nie umiesz o tym porozmawiać. – Powiedział Tommy, po czym strząsnął dłonie, czując w nim fantomowy ból.
- Może gdybyś ty potrafił rozmawiać ze mną, przyszłoby mi to łatwiej. – Powiedział szybko Adam, zatrzymując się w miejscu – Wszystko obracasz w tajemnicę, kłamstwo albo wygodnie wrzucasz na tył głowy, zapominając. Twierdzisz, że nie możesz się ze mną związać i masz problem zostać ze mną do rana. Spencer? Przyjęcia w podziemiu? Sesje zdjęciowe z jakimiś dzieciakami? Tommy, spałeś z mnogą ilością facetów… nie jestem żadnym wyjątkiem na tej liście.
Ratliff cicho westchnął, odwracając wzrok – Adam… Wiem, że zawiodłem cholernie wiele razy, ale daj mi szansę… ostatnią. Wiesz, że zależy mi na tobie. Jesteś jedyną osobą, którą mam. To wszystko, co zrobiłem w życiu… to nie ma znaczenia, byłem samotny. Jestem nadal. Dopiero przy tobie czuję, że znaczę cokolwiek. Staram się każdego dnia być lepszym człowiekiem. Być lepszym dla ciebie.
Adam wpatrywał się w niego. Pokręcił głową, zakładając ręce na piersi. Bez słowa ruszył w kierunku drzwi.
- Proszę… – Westchnął Ratliff, gdy brunet ułożył dłoń na klamce.
- Wiesz, czego nie lubię, Tommy? – Lambert zwrócił się w jego kierunku, a wyraz jego twarzy złagodniał i jednocześnie nabrał powagi – Że ulegam twoim wpływom. A ty próbujesz mną manipulować, bo wiesz, że bez wysiłku osiągniesz zamierzony cel. Dlaczego trzymasz mnie na dystans? Błagam cię, bądź ze mną szczery chociaż ten jeden raz. – Rzekł zupełnie spokojnym tonem głosu – Dlaczego nigdy nie zostajesz do rana?
Tommy pokręcił głową, skupiając swój wzrok na czubkach własnych butów. Wzruszył ramionami, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.
- Bo to wymaga zaangażowania.
- Nie chcesz się angażować? – Spytał Lambert.
- Chcę. Ale nie w związku z mężczyzną. Przepraszam.
Adam prychnął śmiechem, wyrzucając wzrok w górę – Nie rozumiem… Poświęcasz mi swój czas, przyznajesz, że jestem jedyną znaczącą osobą w twoim życiu, a po chwili znów zamykasz się w swoim małym świecie. To nie ma sensu. Wszystko co robisz, pozbawione jest jakiejkolwiek logiki i choć próbuję doszukać się powodów, dla których robisz to wszystko, naprawdę nie potrafię znaleźć choćby jednego słusznego, który mnie przekona. Robisz krok do przodu, a następnie cofasz się na dwa kolejne. A ja nie wiem już, co mam o tym myśleć.
Tommy popatrzył na niego w milczeniu – Chcesz szczerej odpowiedzi, dlaczego wciąż uciekam? W porządku. Po prostu czuję, że jesteś kimś, w kim mógłbym się zakochać.
- Nawet nie wiesz, jak kurewsko bolą te słowa w kontekście tej rozmowy. – Odparł Adam, zasłaniając swoją twarz dłonią, by przetrzeć oczy – I tego się boisz? Że zaczniesz odczuwać więcej?
- Nie boję się. Po prostu nie chcę.
- Jeśli nie chcesz mnie zranić, po prostu odpuść. Darujmy sobie to wszystko i wróćmy do poprzedniego etapu. Naprawdę tak będzie dla nas lepiej. – Rzekł, choć mówił to nieco wbrew samemu sobie, pragnąc usłyszeć zaprzeczenie z ust Ratliffa, który przypatrywał mu się uważnie.
- W porządku. – Odparł krótko Tommy i niemal podskoczył w miejscu na dźwięk trzaśniętych drzwi.

***

Adam nie spodziewał się, w jak niezręczną i niewygodną sytuację się wpędził. Każda rozmowa z Tommym, choć nie różniła się wiele od tych, które prowadzili, pozbawiona była jakiejś iskry, która wywoływała uśmiechy na ich twarzach. W porze posiłków mijali się, posyłając przyjazne kiwnięcia głową, a próby spędzali tylko i wyłącznie przy pianinie. I owszem, rozmawiali, ale w inny sposób.
Lambert nie czuł, że to mu pomoże trzymać własne uczucia na wodzy. Emocje co prawda nieco opadły od czasu, kiedy poczuł zryw motyli, całując usta blondwłosego chłopaka, jednak pewien rodzaj tęsknoty zakorzenił się głęboko w jego sercu. Potrzebował tych drobnych gestów, których do tej pory nie doceniał. Gdy ich dłonie znajdowały się blisko siebie, chciał je odruchowo złączyć i odczuwał niezrozumiałą pustkę, gdy docierało do niego, że nie powinien tego robić.
Był to najtrudniejszy odwyk, na jakim znalazł się do tej pory. O tyle niebezpieczny, że kolejna dawka wciąż znajdowała się w promieniu kilkunastu metrów od niego samego.
- Tommy? – Zaczepił go sobotniego poranka, gdy mijali się w korytarzu, prowadzącego do głównej sali. Chłopak zwolnił kroku, spoglądając na bruneta – Jutro wyjeżdżam po sprzęt do dużej sceny. Proponowałem ci wspólny wyjazd i z tego co pamiętam, chciałeś jechać, ale wolałem dowiedzieć się, czy nie zmieniłeś planów.
Ratliff uśmiechnął się łagodnie – O której mam być gotowy?
- Szósta rano przed moim pokojem. – Odpowiedział Adam, ruszając dalej przed siebie.
Nie rozumiał dlaczego jego serce po raz kolejny przyspieszyło bieg w jego piersi.


14 komentarzy:

  1. Hej Maronciu :) Na początku chciałabym przeprosić za mała ambitne komentarze ostatnio ;) To pewnie dlatego, że tak dużo się działo :) Piszesz naprawdę cudownie, uczę się od Ciebie <3 Kielce się do niczego doczepic naprawdę :)). Ahh pracujesz nad Tedam? :) Fajnie ;)Rozdział idealny, wpedzil mnie w melancholijny nastrój :'))) Terrrnce mógł zareagować trochę delikatnie w końcu sam pchal łapy do Tomasza. Adam ma rację a Ratliff się gubi próbując tworzyć wokół siebie aurę skurwysyna. Brooks jest kochana i szczera do bólu - przynaniaj ja to tak widzę ;) Wciąż jestem za tym żeby Tommy zagrał jakąś rolę na tym przedstawieniu <3 Czuję że małymi kroczkami coś nadchodzi... Boje się ale też jestem podekscytowana :))) nie wiem co zrobię jak w szkole zauważa że dodalas nowy odcinek chyba się porycze XD opracowała technikę ukrywania treści przed nauczycielami ;D to ja kończę życzę miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tommy jest dosłownie jak kobieta w zaawansowanej ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, to ja sie już pogubiłam w tej historii. W mojej osobistej opinii już sie tam tak wszystko zagmatwało że trochę to wyglada jakby było na siłę.Śledzę dalej oczywiście. I życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedział Tommy, po czym strząsnął dłonie, czując w nim fantomowy coś tam. Napisz mi o co chodzi w tym zdaniu, proszę.
    And now... do sedna, bo się spieszę. Czuję że tracisz radość z pisania tego opowiadania. Może to złudzenie, ale szczerze mówiąc tak jak Me. Gubię się w tej historii, przestaję ją rozumieć. A do tego brak mi w niej radosci, radosci choćby z prowadzenia tego teatru. Wszystkie postacie sa wyprane z pozytywnych uczuć, aż mnie to przyprawia o depresję i niestety zastanawiam się czy czytac dalej. Wiesz, nie lubię smutku zwlaszcza w książkach (bo jest to dla mnie taka internetowa książka). No i co ja mam z tobą zrobić, moja królowo Adommy? Ok, dam ci jeszcze jedna szansę. Wszystko zależy od następnego odcinka. Ach, zraniłam cię pewnie moimi słowami, mi samej też przykro, ale cóż. Jedyne czego ci życzę to odpoczynku podczas tej przerwki i naladowania się mega pozytywną energią, kt9ra eksploduje na klawiaturę. Trzymaj się, kochana, i koniecznie wpadnij na mojego bloga bo czuję się niepewnie bez twoich rad!:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego ludzie tak komplikują sobie życie? Boją się, czy po prostu nie chcą zostać zranieni? To trudne i jednocześnie bardzo dziwne, poświęcasz cos lub może właśnie oszczędzasz sobie i tej drugiej osobie cierpień...?
    Cholera czemu mnie wzięło na takie rozkminy?? Aaa no tak :) Twoje opowiadanie!!! Daje mi dużo do myślenia, naprawdę. Robi mi w głowie nie małą rewolucję! Ale jest tego warte :)
    Dominika :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy będzie następny odcinek

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy kolejny odcinek¿? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy następny odcinek? :(((

    OdpowiedzUsuń
  9. Maronko, tęsknimy!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wróć proszę :(((

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba jednak się nie doczekamy :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy odcinek? :(

    OdpowiedzUsuń