Hi! Wybaczcie, że musiałyście czekać tak długo, ale ostatnio
praca pochłania mnie w całości. Poza tym piszę drugie opowiadanie, które
również zabiera mi sporo czasu, a bardzo mocno się w nie wkręciłam.
Za kilka dni wyjeżdżam na dwutygodniowe wakacje, więc
następna notka pojawi się, gdy wrócę i napiszę :)
~ Grey Wolf: Tommy przejdzie spooorą przemianę :) Podobnie
jak Adam; każdy z nich na swój sposób.
~ Lol urnotal: Dziękuję, kochana!
~ Dominika: Relacja niezbyt łatwa, ale rzeczywiście na swój
sposób głęboka, trafne spostrzeżenie :)
~ Małgosia Latoch: Tommy choruje na wirusowe zapalenie
wątroby (WZW C), wywołane wirusem HCV. Ryzyko zakażenia przez kontakt ze śliną
jest możliwy czysto teoretycznie, jednak badania epidemiologiczne nie wskazują,
by wirus przenosił się tą drogą. Bardziej zaraźliwy jest typ B.
~ Allie Sheridan: Publikacja Cleckley'a nazywa się Maska
zdrowego rozsądku. Chyba niestety nie ukazała się w polskim
przekładzie, jednak tłumaczone fragmenty są dostępne w sieci.
Dziękuję za wszystkie komentarze, skarby!
24. Czas na
przerwę
Brooke wyszła na główną scenę, która w tej chwili była
zupełnie opustoszała. Wygasiła wszystkie reflektory, a zza rozmywającej się
kurtyny światła dostrzegła Adama, stukającego długopisem w papierowy notes. Zmarszczyła
brwi, zakładając ręce na piersi i już miała się odwrócić, gdy nagle powstrzymał
ją niski ton głosu.
- Szukasz kogoś? – Spytał
Lambert, tępo wpatrując się w deski sceny. Opierał swoją głowę o dłoń, a ton
jego głosu pozbawiony był jakichkolwiek emocji.
- Zastanawiam się, gdzie jest
Vanessa.
- Cóż. – Odparł Adam, odrzucając
notes na fotel obok siebie – Niestety nie jestem w stanie ci pomóc.
Brooke otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak
dostrzegła jak Adam pociera palcami swoje zmęczone oczy. Nie chciała zajmować
jego wolnego czasu, jednak podeszła do stromych stopni i zeszła ze sceny.
- Co właściwie się między wydarzyło?
Poszło o rolę, prawda?
Adam wziął głęboki oddech i pokiwał głową – Od tamtego czasu
traktuje mnie bardzo oschle i surowo. Próbowaliśmy rozmawiać i wszystko sobie
wyjaśniliśmy, ale nic nie jest już takie, jak dawniej. Nie wiem, co więcej mogę
zrobić. Vanessa to najbliższa mi osoba, a mam wrażenie, że tracę ją każdego
dnia coraz bardziej.
Brooke pokiwała głową, siadając na oparciu fotela Adama.
Pogładziła jego ramię.
- A myślałeś o tym, że może być
zazdrosna o Tommy’ego?
Lambert prychnął śmiechem, spoglądając w kierunku tancerki –
Chyba nie mówisz poważnie?
Wendle wzruszyła ramionami – Dlaczego uważasz, że to bzdura?
Poświęcasz temu chłopakowi dużo czasu. Dużo więcej niż nam wszystkim razem
wziętym. Vanessa na pewno to zauważyła. Zobacz jak często sama próbuje go
posiąść i wyprowadzić z tego miejsca.
Adam wpatrywał się w okładkę notesu i westchnął płytko.
Pokręcił głową i mruknął coś pod nosem.
- Jest coś między wami?
- Brooke, proszę cię, odpuść. –
Powiedział ze zrezygnowaniem, przeczesując palcami swoje włosy. Wstał z
miejsca, sięgając po kurtkę zawieszoną na oparciu.
- Nie chciałam wprawić cię w zły
nastrój. Adam. – Powiedziała ostrzegawczo, wysyłając alarmujące spojrzenie – Widziałam,
co wydarzyło się między wami. Proszę, nie wpieraj mi, że to nic nie znaczy.
Lambert poczuł, że krew zaczyna wrzeć w jego żyłach.
Roześmiał się cierpko i wyrzucił wzrok w górę.
- Oczywiście, że nic nie znaczy.
Dla niego. Bo dla mnie znaczy wiele. – Powiedział z nieskrywanym żalem, biorąc
głęboki oddech.
Dziewczyna wstała z miejsca, zbliżając się do bruneta.
Objęła jego kark swoimi ramionami i przytuliła go łagodnie, gładząc dłońmi jego
plecy.
- Rozmawialiście na ten temat?
- Owszem. Nie raz. Kazał mi nie
mieć złudzeń. – Rzekł Adam, po chwili cofając się na krok i zamilknął, gdy
ujrzał Spencera, przekraczającego próg sali. Uśmiechnął się przelotnie w stronę
Lamberta, unosząc dłoń w geście powitania, na co brunet odpowiedział tym samym.
- A wy jeszcze tutaj? – Zawołał
Spencer – Dziś uczymy się ról w Młynie.
- Nie jestem w nastroju. – Rzekł
Adam, jednak przed zrobieniem kroku powstrzymała go Brooke, zaciskając dłoń na
jego ramieniu.
- Pójdźmy tam. I pokaż mu, że nie
jest ciebie wart.
Adam uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową – Nie potrafię
grać, Brooke.
- W takim razie jak udaje ci się
utrzymać to miejsce przy życiu? – Odparła ze szczerym uśmiechem, ulegając
nawoływaniom Spencera.
***
Adam obracał w palcach szklankę, wypełnioną do połowy
oliwkowym trunkiem. Zaczerpnął głębszego oddechu, przypatrując się oddalonej
sylwetce Ratliffa, który rozmawiał z Vanessą. Brunet wypuścił ciężki oddech i
spiął się, gdy poczuł na sobie wzrok brązowych oczu.
- Próbuję zgadnąć, ale nie wiem…
- Zagadnął Terrance, poprawiając się na kanapie – Na którego z tych wariatów
właśnie patrzysz?
Adam prychnął pod nosem, pociągając łyk wermutu. Westchnął
cicho, odwracając wzrok w kierunku żwawo dyskutujących tancerzy.
- Naprawdę jestem aż tak
oczywisty? – Lambert przeniósł wzrok na przyjaciela, który z uśmiechem wzruszył
ramionami.
- Przecież od dawna wiemy, że ty
i Van macie się ku sobie. Dlaczego w końcu tego nie przyznasz?
Adam obojętnie pokręcił głową, po czym spojrzał przelotnie w
kierunku Ratliffa.
- Pozwól, że odpowiem za ciebie,
Lambert. Bo wolisz obracać tego kretyna, niż ułożyć sobie normalne, zdrowe
życie. - Spencer pochylił się, przypatrując się profilowi bruneta.
Lambert szeroko otworzył oczy, po czym powoli przeniósł
wzrok na mężczyznę, który roześmiał się cicho, jakby oczekiwał na tę reakcję.
- To mała przestrzeń. Nic
dziwnego, że czasem na siebie trafiamy. Na przykład w środku nocy, gdy Tommy
opuszcza twój pokój, by wymknąć się do siebie.
- Terrance, to nie jest romans. –
Automatycznie zaprzeczył Lambert.
Spencer pokręcił głową, dopijając zawartość swojej szklanki
– Oczywiście, że nie. On nigdy nie przyzna, że woli facetów i wierz mi, że
skrzywdzi cię tak samo mocno, jak każdy człowiek jego pokroju.
- Przestań go oceniać. –
Westchnął ze zrezygnowaniem Adam – Nie znasz go.
- Przecież wiesz, że znam go lepiej
od ciebie. I to cię przeraża.
- Jestem tym zmęczony. – Rzekł z
poirytowaniem Lambert – Vanessa ma problem z relacją pomiędzy mną a nim. Brooke
zadaje mi pytania, których powinna się wstydzić, a ty wciąż okazujesz
uprzedzenie do chłopaka, który niczym ci nie zawinił. Mam tego dość. Wracam do
domu. – Rzekł ze zrezygnowaniem, wstając ze swojego miejsca.
Spencer uśmiechnął się łagodnie – Wierz mi, ale ty również
nic o nim nie wiesz.
- A skąd do jasnej cholery możesz
wiedzieć cokolwiek, jeśli jedyne, czym się zajmujesz to podkładanie mu kłód pod
nogi? – Lambert uniósł brwi, rozkładając ręce.
- To nie ma znaczenia, Lambert. –
Terrance wstał ze swojego miejsca – Ale trzymaj się od niego z daleka, póki
jeszcze używasz rozumu. Chociaż mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach
zacząłeś popadać w studnię głupoty i uznałeś, że to idealne miejsce dla ciebie.
Brunet pokręcił głową – Nawet nie wiesz, jak bezczelny
jesteś. On potrzebuje mojej pomocy. Nie jestem w stanie zostawić go teraz na
lodzie.
- Pomocy? Chyba w zasypianiu. –
Zakpił Terrance, przez co Adam zwrócił się w jego kierunku, zniżając swój ton
głosu. Rozejrzał się dookoła i pochylił, zrównując linię ich wzroku.
- Tommy jest poważnie chory.
Potrzebuje pieniędzy na leczenie. Czy to dziwne, że chcę zrobić co w mojej
mocy, by chociaż czasami odsunął od siebie problemy dnia codziennego? Cała
reszta nic nie znaczy. Chcę być po prostu dobrym człowiekiem.
Pomiędzy nimi zapadła dłuższa chwila ciszy, którą przerwał
cichy głos Spencera.
- Co mu jest?
- Nieważne, to nie ma znaczenia.
Powinieneś zro…
- Co mu do cholery jest? –
Wycedził przez zaciśnięte zęby tancerz, nie spuszczając wzroku z twarzy
Lamberta, który zmrużył powieki. W brązowych oczach błysnęła niebezpieczna
iskra.
- O co ci chodzi? Terrance! –
Zawołał, gdy mężczyzna wstał i nerwowym krokiem ruszył w stronę Ratliffa, który
zwrócił ku niemu swój wzrok.
Spencer nie odezwał się ani słowem; chwycił przedramię
Ratliffa i pociągnął go za sobą, nie zważając na protest blondyna.
- Oszalałeś?! – Krzyknął Lambert,
przyspieszając kroku, ignorując zaciekawione spojrzenia za swoimi plecami.
Terrance otworzył drzwi pustej toalety i nim zdołał wepchnąć
tam Ratliffa, został powstrzymany silnym gestem Adama, który szarpnął jego
ramię.
- To nie twoja sprawa, Lambert. –
Rzekł oschle Terrance, mierząc wzrokiem bruneta, po czym wszedł do pomieszczenia
i zatrzasnął za sobą drzwi. Popchnął Tommy’ego na ścianę, przyciskając jego
drobne ciało do chłodnej glazury.
- Co w sobie nosisz? – Spytał,
oddychając ciężko, a wystraszony wzrok brązowych oczu sprawiał, że jego
zdenerwowanie sięgało zenitu – Gadaj, do cholery! – Wstrząsnął jego drobnym
ciałem na tyle mocno, że blondyn poczuł paraliżujący dreszcz strachu na swoich
plecach. Próbował odepchnąć mężczyznę od siebie, jednak był zbyt słaby.
Adam wtargnął do toalety, zostawiając drzwi otwarte – Zostaw
go. W tej chwili, albo zawołam ochronę. Kurwa mać, Spencer! – Krzyknął,
uderzając pięścią w ścianę.
- Gadaj, Ratliff! – Krzyknął,
przybijając jego ciało do ściany ponownie – Sprzedałeś mi to samo?
Adam zastygł w bezruchu, zapominając słów, które miał
wypowiedzieć. Spojrzał na blondyna, który odetchnął ze zrezygnowaniem i
pokręcił głową – Do niczego cię nie zmuszałem, Spencer.
- Ale mogłeś mnie, do kurwy,
uprzedzić! – Warknął Terrance, cofając się na krok – Mów, albo rozerwę cię na
strzępy.
- Czy wy spaliście ze sobą? – Ton
głosu Adama nie miał w sobie żadnej głębi; był płytki i niemal przezroczysty.
- Adam, to naprawdę nie jest
teraz ważne. – Rzekł tancerz, spoglądając przez ramię na Lamberta – Wyjdź i
zostaw nas samych.
- Tommy, powiedz, że to
nieprawda. – Rzekł Lambert, próbując opanować drżenie swojego głosu.
Spencer odwrócił się w stronę bruneta, który oparł plecy o
ścianę, czując, że zaczyna tracić oddech. Obrazy w jego głowie pojawiały się i
znikały w milisekundowych sekwencjach.
- To… Adam, to było dawno, zanim
się poznaliśmy. – Rzekł na wydechu blondwłosy chłopak.
Iskra zaciekawienia w oczach Adama zgasła. Pozostało tylko
coś niepokojącego na kształt żalu i rozczarowania. Pokręcił głową, przecierając
twarz dłońmi. Bez wypowiedzenia choćby słowa wyszedł z pomieszczenia,
zatrzaskując za sobą drzwi.
- Kurwa, Lambert! – Zawołał
Terrance, jednak Adam nie zareagował.
Szedł przed siebie, zrzucając oschłym gestem czyjąś dłoń i
przepchnął się do drzwi wyjściowych. Opuścił klub, przytłoczony ilością
mnożących się w jego głowie pytań, na które nie chciał otrzymać odpowiedzi.
Spencer wybiegł za nim, wraz z Ratliffem, który próbował
znaleźć oddech; blondyn chwycił Adama za przedramię, odwracając go siłą w swoim
kierunku. Lambert jednak nie zmierzył go nawet jednym spojrzeniem; zwrócił
surowy wzrok w kierunku Spencera, który wpatrywał się w niego wyczekująco.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś,
Terry.
- Czy ty siebie słyszysz? –
Tancerz rozłożył ramiona, kręcąc z niedowierzaniem głową – Właśnie się
dowiedziałem, że może wisieć nade mną wyrok śmierci, a ty bardziej przejmujesz
się faktem, że ta mała łajza wyszła mi naprzeciw, kiedy zatęskniła za czymś, co
ma kutasa?
Lambert poczuł impuls w swojej dłoni i w ostatniej chwili
powstrzymał się przed wymierzeniem ciosu pięścią prosto w twarz przyjaciela.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałeś,
kim ten gówniarz jest! – Wskazał na Ratliffa, który wyszedł zza pleców Adama.
- Dlaczego w takim razie mi nie
powiedziałeś, gdy dołączył do naszego zespołu? No dlaczego?! – Wykrzyczał Lambert,
zatrzymując się na kilka kroków przed Spencerem.
- Chyba coś ci się pomyliło,
Lambert! – Warknął Terrance – Z jakiego powodu miałbym ci się tłumaczyć, z kim
sypiam? Nie zapominaj, że ja jestem twoim przyjacielem, a ten tchórz twoim
kochankiem. To jego rolą jest spowiadanie się z brudnych grzechów.
- Nie jestem jego kochankiem. –
Tommy wyszedł naprzeciw Spencerowi, który roześmiał się w głos.
- Kim w takim razie jesteś? –
Spytał, spoglądając na Ratliffa, a następnie przenosząc wzrok na Adama,
będącego wyraźnie przytłoczonym całą sytuacją – Myślę, że nasz przyjaciel
również chciałby się tego dowiedzieć.
- Terrance, daj spokój… -
Westchnął Adam, kręcąc ze zrezygnowaniem głową – Nie chcę słyszeć odpowiedzi,
Tommy – Rzekł, ostrzegawczo mierząc blondyna spojrzeniem – Nie chcę.
Spencer westchnął ciężko – Widzę, że masz problem z
narzuceniem na siebie kilku soczystych określeń. – Terrance zbliżył się do
Ratliffa, który patrzył na niego w milczeniu – Jeśli w tak potężnym mieście
dowiaduję się z innej ręki o twoich chorobach wenerycznych, to znaczy, że
jesteś małą dziwką, która co piątego klienta dziennie obsługuje w ramach zniżek
lojalnościowych.
Adam wstrzymał na moment powietrze, gdy pięść Ratliffa
spotkała się z twarzą tancerza, a po chwili ich ciała odbiły się od muru. Tommy
prędko stracił swoją przewagę i usilnie próbował ją odzyskać, kiedy Lambert
chwycił jego ramiona i odciągnął go na bezpieczną odległość.
- Ratliff, do jasnej cholery,
uspokój się! – Wykrzyczał Adam, jednak Tommy wyrwał się z jego uścisku i w
momencie, gdy Adam chwycił jego nadgarstek, blondyn odwrócił się policzkując go
na tyle dotkliwie, że Lambert cofnął się na krok.
Patrzyli na siebie w milczeniu i w tym momencie dotarło do
Ratliffa, że popełnił błąd. Największy, na jaki było go stać; podniósł rękę na
Adama. A to było niewybaczalne.
- Przepraszam… - Wypalił od razu,
nadal próbując opanować swój przyspieszony oddech – O Boże, Adam, nie chciałem…
- Zbliżył się, jednak Lambert leniwie cofnął się na krok, mając rozchylone
usta, spomiędzy których nie ulotnił się żaden dźwięk – Adam, przepraszam cię…
- Nie chcę cię dziś widzieć. Nie
pokazuj mi się na oczy. – Rzekł wypranym z emocji głosem.
Drzwi klubu otworzyły się zaledwie po chwili, a w ich progu
zjawiła się Brooke, Vanessa i para tancerzy. Adam przyglądał się brunetce,
która bez zawahania zbliżyła się do Ratliffa i potrząsnęła jego ramionami,
zupełnie ignorując obecność Lamberta, który prychnął cicho i pokręcił głową.
Czuł się niepotrzebny.
- Adam… - Zawołał cicho Tommy,
wychylając się zza ramienia Vanessy, jednak brzmienie jego głosu było w tej
chwili ostatnim powodem, dla którego Lambert miałby zostać.
***
Niebieskie oczy utkwione były w miejską przestrzeń. Adam
naciągnął koc na swoje nagie ramiona i westchnął płytko, opierając policzek o
swoje ramię.
To nie tak miało być. Nie pisał się na to. Nigdy nie
przyszło mu na myśl, że sprawy mogą być skomplikowane już od samego początku.
Poczuł się skrzywdzony; i choć nie był to pierwszy raz, nadal się nie
przyzwyczaił.
Bał się myśli, że mógłby przywyknąć do odczuwania bólu. Do przeżywania
przykrości, życia w relacji, gdzie kłamstwa wiodą prym. Wszystko to leżało
daleko od definicji miłości, której pragnął doświadczać. Jednak to, co łączyło
go z Tommym było stekiem bzdur, ubranym
w niedopowiedzenia. Mimo wszystko obecność chłopaka zawsze wprowadzała go w
stan przyjemnego napięcia. I zapewne kiwnąłby głową, gdyby ktoś spytał go, czy
ma świadomość jak patologiczna, niezdrowa i rujnująca jest jego ustępliwość
wobec Ratliffa, ale nie miało to żadnego znaczenia.
Kochał go. Nawet, jeśli nie był pewien, czym jest miłość i
nie potrafił jej odróżnić od szczeniackiego zauroczenia, kocham cię stało się drugim imieniem Tommy’ego, którym mógłby
przywoływać go bez końca. Oczywiście tylko w swojej głowie.
Ułożył się wygodnie w starym fotelu, którego sprężyny
skrzypnęły cicho i ogrzał dłonie kubkiem aromatycznej herbaty.
- Jasna cholera… - Westchnął
ciężko, pochylając się nad swoimi kolanami, wciągając do płuc głębszy haust
powietrza. Nie ocknął się nawet, gdy drzwi uchyliły się, zalewając pokój bladą
smugą światła, dochodzącą z korytarza.
- Adam? – Rozbrzmiał cichy,
ponury głos jednego z tancerzy, który zbliżył się niepewnie, przekazując do rąk
Lamberta kopertę – Przyszło rano. – Dodał, opuszczając pomieszczenie.
Brunet przyglądał się swojemu nazwisku, nakreślonemu w
pośpiechu, po czym skierował wzrok na nadawcę. Burmistrz miasta Nowy Jork. Rozerwał kopertę wyciągając list i choć
spodziewał się jego zawartości, mimowolnie przeciągnął wzrokiem po zadrukowanej
powierzchni.
Pozostało zaledwie pięćdziesiąt sześć dni na zmianę decyzji
rządu wobec rozbiórki teatru.
***
Kiedy obudził się o godzinie jedenastej rano, nie miał
ochoty na wyjście w łóżka. Tępo wpatrywał się w sufit, wsłuchując się w dźwięk
sonaty, odgrywanej w sąsiednim pokoju. To oznaczało tylko jedno; Tommy nie
opuścił teatru. Adamowi nawet nie przyszło na myśl, że chłopak mógłby odpuścić.
- Niech to okaże się tylko sennym
koszmarem, błagam… - Westchnął ciężko, skrywając twarz w dłoniach, nie mogąc
sobie wyobrazić ich dzisiejszego spotkania. To sprawiało, że miał ochotę zostać
w łóżku na zawsze.
Sięgnął po telefon i od niechcenia wybrał numer do Neila,
który odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Stary, jest sobota… - Mruknął
nieszczęśliwie Neil – Kiedy dotrze do ciebie fakt, że żyję jakieś trzy godziny
strefy czasowej do tyłu względem ciebie?
Adam wziął głęboki oddech – Bracie… muszę przyspieszyć
premierę, mimo tego, że nie jesteśmy gotowi
- Jeszcze bardziej?
- Tak. Za trzy tygodnie musimy
wystawić sztukę. W innym wypadku nie zdążymy zdobyć dobrej prasy na czas, żeby
się odwołać. Zainteresowanie biletami znów zaczęło spadać, wyprzedaliśmy ledwo
połowę sali.
- Cholernie mi przykro, że nie
będę w stanie zobaczyć zobaczyć twojego debiutu.
Adam westchnął ciężko – Wiem, bracie. – Rzekł, bawiąc się
krawędzią kołdry – Co słychać u rodziców? – Spytał, gdy drzwi jego pokoju
uchyliły się i stanął w nich Spencer – Oddzwonię za kilka minut… - Rzekł do
słuchawki, po czym podciągnął się na łokciach, po czym przerwał połączenie.
- Chciałem spytać, czy wszystko
gra. Późno dziś wróciłeś. – Rzekł tancerz, wchodząc do pokoju i zamykając za
sobą drzwi.
- Trochę za dużo alkoholu
sprawiło, że trudno było odnaleźć mi drogę do domu. – Spróbował zażartować,
jednak ton jego głosu był zupełnie wyprany z emocji.
- Adam? – Terrance stanął przed
materacem Lamberta, zakładając ręce na piersi – Przepraszam.
- To ja przepraszam. – Rzekł
brunet, naciągając kołdrę na siebie – Miałeś rację. Nie masz powodu, by
tłumaczyć mi się z tego, z kim sypiasz. Zwłaszcza, że wydarzyło się to zanim
poznałem Tommy’ego. Jest w porządku. – Powiedział, wypuszczając z ust drżący
oddech.
- Nie jest w porządku. –
Westchnął Spencer – Wiesz o klubie. Wiesz o jego sesjach zdjęciowych. Teraz
wiesz o mnie. On nie ma problemu, by chodzić z facetami do łóżka. On ma
problem, by z tobą chodzić do łóżka.
- Nie chcę o tym rozmawiać. –
Rzekł cicho Adam, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, gdy dotarło do niego, że
Terrance może mieć rację – Po prostu dopilnujmy, żeby wczorajsze wydarzenia nie
rozniosły się dalej. Nie chcę, by tuż przed premierą ludzie znaleźli sensację w
jego chorobie i naszym łóżkowym trójkącie. W porządku?
Terrance pokręcił głową i westchnął cicho – Lambert, to nie
sprawi, że..
- W porządku? – Powtórzył stanowczym
tonem głosu Adam.
- Uciekanie od tematu nie sprawi,
że on rozpłynie się w powietrzu.
- Wiem. Mój temat siedzi po
drugiej stronie tej ściany. – Rzekł, wskazując głową w bok – Skończyłem. I nie
chcę więcej słyszeć jego imienia w twoich ustach.
***
Tommy spędzał wieczór przed pianinem. Pogrążył się w grze,
odsuwając od siebie wszystkie myśli, które sprawiały, że jedyne czego pragnął
to zatopić się w butelce wódki. Kiedy drzwi jego pokoju otworzyły się i
usłyszał znajome tempo kroków stawianych po deskach drewnianej podłogi, spiął
się, skupiając swoją uwagę na kolejnych nutach.
Adam usiadł obok niego, nie mówiąc nic; nawet jego oddech
był zaskakująco bezdźwięczny. Ratliff nie miał odwagi spojrzeć w jego kierunku,
ani tym bardziej odezwać się choćby słowem, więc kontynuował sonatę, próbując
opanować drżenie swoich rąk, które pojawiło się zupełnie niespodziewanie.
- Nie po to pisałem akcenty i
zaznaczałem forte, żebyś je pomijał. – Powiedział stosunkowo łagodnie, jednak
ton jego głosu zdawał się być wyjątkowo oschły. Tommy poczuł zimny,
nieprzyjemny dreszcz, przebiegający linię jego kręgosłupa.
- Wiem. Widzę je. – Odparł cicho.
- To je zagraj, do cholery.
Ratliff westchnął cicho, by nie rozdrażnić Lamberta i
powtórzył takt; odetchnął z ulgą, gdy nie popełnił żadnego błędu.
- Nie wszedłeś w tempo.
Tommy spojrzał na bruneta – Oczywiście, że wszedłem.
- Przecież to mój utwór. Chyba
wiem lepiej, jak powinien brzmieć. – Odparł Adam, przenosząc wzrok na parę
brązowych tęczówek.
- Adam, wiem, że zagrałem to
dobrze. – Odparł z narastającym poirytowaniem.
- A ja wiem, że mogę cię zastąpić
profesjonalnym muzykiem.
Tommy poczuł nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej. Uniósł
brwi, po czym prychnął śmiechem – Kim? Przecież nie ma w zespole nikogo, kto
mógłby to zagrać. I sam wiesz, że nie masz mocy, by mnie odsunąć.
Adam opuścił pokrywę silnym, agresywnym ruchem, gdy palce
Ratliffa odsunęły się od klawiszy na zaledwie kilka centymetrów; w
pomieszczeniu rozległ się głuchy dźwięk. Tommy patrzył na swoje dłonie, które
omal nie zostały zmiażdżone.
- Mam moc. I mógłbym to zrobić
nawet w tej chwili. – Odparł Adam, wstając ze swojego miejsca.
- Robisz to specjalnie, do
cholery. Wiesz, że gram dobrze. Wiesz, że nie masz kim mnie zastąpić. Tak
bardzo boli cię fakt, że twój najlepszy przyjaciel obciągnął mi w klubie?
Zgrywasz dorosłego, doświadczonego życiowo faceta, a reagujesz jakąś chorą
zazdrością i nawet nie umiesz o tym porozmawiać. – Powiedział Tommy, po czym
strząsnął dłonie, czując w nim fantomowy ból.
- Może gdybyś ty potrafił
rozmawiać ze mną, przyszłoby mi to łatwiej. – Powiedział szybko Adam,
zatrzymując się w miejscu – Wszystko obracasz w tajemnicę, kłamstwo albo
wygodnie wrzucasz na tył głowy, zapominając. Twierdzisz, że nie możesz się ze
mną związać i masz problem zostać ze mną do rana. Spencer? Przyjęcia w
podziemiu? Sesje zdjęciowe z jakimiś dzieciakami? Tommy, spałeś z mnogą ilością
facetów… nie jestem żadnym wyjątkiem na tej liście.
Ratliff cicho westchnął, odwracając wzrok – Adam… Wiem, że
zawiodłem cholernie wiele razy, ale daj mi szansę… ostatnią. Wiesz, że zależy
mi na tobie. Jesteś jedyną osobą, którą mam. To wszystko, co zrobiłem w życiu…
to nie ma znaczenia, byłem samotny. Jestem nadal. Dopiero przy tobie czuję, że
znaczę cokolwiek. Staram się każdego dnia być lepszym człowiekiem. Być lepszym
dla ciebie.
Adam wpatrywał się w niego. Pokręcił głową, zakładając ręce
na piersi. Bez słowa ruszył w kierunku drzwi.
- Proszę… – Westchnął Ratliff,
gdy brunet ułożył dłoń na klamce.
- Wiesz, czego nie lubię, Tommy?
– Lambert zwrócił się w jego kierunku, a wyraz jego twarzy złagodniał i
jednocześnie nabrał powagi – Że ulegam twoim wpływom. A ty próbujesz mną
manipulować, bo wiesz, że bez wysiłku osiągniesz zamierzony cel. Dlaczego
trzymasz mnie na dystans? Błagam cię, bądź ze mną szczery chociaż ten jeden raz.
– Rzekł zupełnie spokojnym tonem głosu – Dlaczego nigdy nie zostajesz do rana?
Tommy pokręcił głową, skupiając swój wzrok na czubkach
własnych butów. Wzruszył ramionami, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.
- Bo to wymaga zaangażowania.
- Nie chcesz się angażować? –
Spytał Lambert.
- Chcę. Ale nie w związku z
mężczyzną. Przepraszam.
Adam prychnął śmiechem, wyrzucając wzrok w górę – Nie
rozumiem… Poświęcasz mi swój czas, przyznajesz, że jestem jedyną znaczącą osobą
w twoim życiu, a po chwili znów zamykasz się w swoim małym świecie. To nie ma
sensu. Wszystko co robisz, pozbawione jest jakiejkolwiek logiki i choć próbuję
doszukać się powodów, dla których robisz to wszystko, naprawdę nie potrafię
znaleźć choćby jednego słusznego, który mnie przekona. Robisz krok do przodu, a
następnie cofasz się na dwa kolejne. A ja nie wiem już, co mam o tym myśleć.
Tommy popatrzył na niego w milczeniu – Chcesz szczerej
odpowiedzi, dlaczego wciąż uciekam? W porządku. Po prostu czuję, że jesteś
kimś, w kim mógłbym się zakochać.
- Nawet nie wiesz, jak kurewsko
bolą te słowa w kontekście tej rozmowy. – Odparł Adam, zasłaniając swoją twarz
dłonią, by przetrzeć oczy – I tego się boisz? Że zaczniesz odczuwać więcej?
- Nie boję się. Po prostu nie
chcę.
- Jeśli nie chcesz mnie zranić,
po prostu odpuść. Darujmy sobie to wszystko i wróćmy do poprzedniego etapu.
Naprawdę tak będzie dla nas lepiej. – Rzekł, choć mówił to nieco wbrew samemu
sobie, pragnąc usłyszeć zaprzeczenie z ust Ratliffa, który przypatrywał mu się
uważnie.
- W porządku. – Odparł krótko
Tommy i niemal podskoczył w miejscu na dźwięk trzaśniętych drzwi.
***
Adam nie spodziewał się, w jak niezręczną i niewygodną
sytuację się wpędził. Każda rozmowa z Tommym, choć nie różniła się wiele od
tych, które prowadzili, pozbawiona była jakiejś iskry, która wywoływała
uśmiechy na ich twarzach. W porze posiłków mijali się, posyłając przyjazne
kiwnięcia głową, a próby spędzali tylko i wyłącznie przy pianinie. I owszem,
rozmawiali, ale w inny sposób.
Lambert nie czuł, że to mu pomoże trzymać własne uczucia na
wodzy. Emocje co prawda nieco opadły od czasu, kiedy poczuł zryw motyli,
całując usta blondwłosego chłopaka, jednak pewien rodzaj tęsknoty zakorzenił
się głęboko w jego sercu. Potrzebował tych drobnych gestów, których do tej pory
nie doceniał. Gdy ich dłonie znajdowały się blisko siebie, chciał je odruchowo
złączyć i odczuwał niezrozumiałą pustkę, gdy docierało do niego, że nie
powinien tego robić.
Był to najtrudniejszy odwyk, na jakim znalazł się do tej
pory. O tyle niebezpieczny, że kolejna dawka wciąż znajdowała się w promieniu
kilkunastu metrów od niego samego.
- Tommy? – Zaczepił go sobotniego
poranka, gdy mijali się w korytarzu, prowadzącego do głównej sali. Chłopak
zwolnił kroku, spoglądając na bruneta – Jutro wyjeżdżam po sprzęt do dużej
sceny. Proponowałem ci wspólny wyjazd i z tego co pamiętam, chciałeś jechać,
ale wolałem dowiedzieć się, czy nie zmieniłeś planów.
Ratliff uśmiechnął się łagodnie – O której mam być gotowy?
- Szósta rano przed moim pokojem.
– Odpowiedział Adam, ruszając dalej przed siebie.
Nie rozumiał dlaczego jego serce po raz kolejny
przyspieszyło bieg w jego piersi.
Hej Maronciu :) Na początku chciałabym przeprosić za mała ambitne komentarze ostatnio ;) To pewnie dlatego, że tak dużo się działo :) Piszesz naprawdę cudownie, uczę się od Ciebie <3 Kielce się do niczego doczepic naprawdę :)). Ahh pracujesz nad Tedam? :) Fajnie ;)Rozdział idealny, wpedzil mnie w melancholijny nastrój :'))) Terrrnce mógł zareagować trochę delikatnie w końcu sam pchal łapy do Tomasza. Adam ma rację a Ratliff się gubi próbując tworzyć wokół siebie aurę skurwysyna. Brooks jest kochana i szczera do bólu - przynaniaj ja to tak widzę ;) Wciąż jestem za tym żeby Tommy zagrał jakąś rolę na tym przedstawieniu <3 Czuję że małymi kroczkami coś nadchodzi... Boje się ale też jestem podekscytowana :))) nie wiem co zrobię jak w szkole zauważa że dodalas nowy odcinek chyba się porycze XD opracowała technikę ukrywania treści przed nauczycielami ;D to ja kończę życzę miłych wakacji!
OdpowiedzUsuńTommy jest dosłownie jak kobieta w zaawansowanej ciąży.
OdpowiedzUsuńTrue 😂😂
UsuńSzczerze, to ja sie już pogubiłam w tej historii. W mojej osobistej opinii już sie tam tak wszystko zagmatwało że trochę to wyglada jakby było na siłę.Śledzę dalej oczywiście. I życzę weny.
OdpowiedzUsuńPowiedział Tommy, po czym strząsnął dłonie, czując w nim fantomowy coś tam. Napisz mi o co chodzi w tym zdaniu, proszę.
OdpowiedzUsuńAnd now... do sedna, bo się spieszę. Czuję że tracisz radość z pisania tego opowiadania. Może to złudzenie, ale szczerze mówiąc tak jak Me. Gubię się w tej historii, przestaję ją rozumieć. A do tego brak mi w niej radosci, radosci choćby z prowadzenia tego teatru. Wszystkie postacie sa wyprane z pozytywnych uczuć, aż mnie to przyprawia o depresję i niestety zastanawiam się czy czytac dalej. Wiesz, nie lubię smutku zwlaszcza w książkach (bo jest to dla mnie taka internetowa książka). No i co ja mam z tobą zrobić, moja królowo Adommy? Ok, dam ci jeszcze jedna szansę. Wszystko zależy od następnego odcinka. Ach, zraniłam cię pewnie moimi słowami, mi samej też przykro, ale cóż. Jedyne czego ci życzę to odpoczynku podczas tej przerwki i naladowania się mega pozytywną energią, kt9ra eksploduje na klawiaturę. Trzymaj się, kochana, i koniecznie wpadnij na mojego bloga bo czuję się niepewnie bez twoich rad!:*
Dlaczego ludzie tak komplikują sobie życie? Boją się, czy po prostu nie chcą zostać zranieni? To trudne i jednocześnie bardzo dziwne, poświęcasz cos lub może właśnie oszczędzasz sobie i tej drugiej osobie cierpień...?
OdpowiedzUsuńCholera czemu mnie wzięło na takie rozkminy?? Aaa no tak :) Twoje opowiadanie!!! Daje mi dużo do myślenia, naprawdę. Robi mi w głowie nie małą rewolucję! Ale jest tego warte :)
Dominika :)
Piękne ♥
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny odcinek
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny odcinek¿? ;-;
OdpowiedzUsuńKiedy następny odcinek? :(((
OdpowiedzUsuńMaronko, tęsknimy!
OdpowiedzUsuńWróć proszę :(((
OdpowiedzUsuńChyba jednak się nie doczekamy :))
OdpowiedzUsuńKiedy odcinek? :(
OdpowiedzUsuń